4. W czym ja przypominam jego córkę?

269 22 3
                                    

Julia

-Nie wspomniałem Ci o jeszcze jednej rzeczy odnośnie domków.
Każdy domek ma swoją jakby funkcję.- pokazał palcami cudzysłów.

Byłam ciekawa o jakie funkcje może chodzić, więc kiwnęłam głową na znak żeby kontynułował.

-Domek Apolla jest taką małą infimerią. Kiedy na przykład potrzebujesz jedynie plastra idziesz tam. U dzieci Afrodyty możesz iść na fryzurę i inne takie tam babskie rzeczy.- przewrócił oczami na wspomnienie o tym domku.- Dzieci Ateny mają w swoim domku całkiem sporą bibliotekę, dlatego czasami wypożyczają te książki niektórym osobom. Do domku Hermesa idzie się tylko kiedy czegoś bardzo potrzebujesz lub tak jak jest obecnie mieszkasz. I mój domek dziewiąty naprawia lub buduje na zamówienie.- chłopak lekko się uśmiechnął.

Zaczęłam się zastanawiać kto jest jego boskim rodzicem, gdyż nigdy o tym nie wspominał.

Jego zachowanie nie pasuje mi do dziecka Afrodyty, a na dodatek widać iż pała niechęcią do tego domku.

Dzieckiem Apolla też raczej nie jest, ponieważ pewnie od razu chciałby sprawować opiekę nade mną.

W głowie przypomniałam sobie jeszcze innych bogów, o których było mówione na histori -a powiedzmy szczerze moja wiedza ograniczała się do dziesięciu bogów- ale żaden nie pasował mi do jego wyglądu bądź charakteru, który do tej pory poznałam.

-Trochę głupio mi pytać, ale kto jest twoim boskim rodzicem?- zapytałam z niepewnością. Bałam się trochę jego reakcji, gdyż nie raz spotykałam się z...

nieważne.

-Nie wspomniałem tego w żadnej rozmowie?- odpowiedziałam mu kiwnięciem głowy.- Jestem Leo Valdez, syn Hefajstosa i najprzystojniejszy chłopak w obozie.- próbowałam stłumić chichot na jego ostatnie słowa.

-Wiesz Leo powiem ci okrutną prawdę.- pochylił się delikatnie do mojej twarzy by usłyszeć- Są w obozie przystojniejsze osoby od ciebie. Jak przechodziliśmy widział tu już z dwudziestu przystojnych chłopaków.- udałam, że myślę o tych chłopakach.

Ja mówiłam samą prawdę. Na samej arenie z Percy'm ćwiczyło całkiem sporo przystojnych chłopaków.

Moje rozmyślenia przerwał Leo.

-Ranisz moje uczucia chica.- powiedział i teatralnie złapał się za serce. Wyglądał tak komicznie, że nie mogłam powstrzymać wybuchnięcia śmiechem.
***


Spacerowaliśmy tak już sama nie wiem ile i mówiąc szczerze nie chciałam jeszcze wracać do obozu.

Bawiłam się świetnie razem z Leo i dowiedziałam się o nim wielu ciekawych faktów jak na przykład, że jego pełne imię to Leonidas.

W jego towarzystwie nie można się nudzić,a niektóre jego żarty są śmieszne.

Nadal rozmawailibyśmy krążąc dookoła obozu, gdyby nie dźwięk symbolizujący, że zaraz będzie obiad.

Byłam tak głodna, że nawet nie czekając na latynosa zaczęłam iść szybkim krokiem do pawilonu jadalnego.

-Julia, a ty wiesz, że to jest w drugą stronę prawda?- usłyszałam krzyk Leo bo dzieliła nas już sporą odległość.

-Wiedziałam!- odkrzyknęłam mu i zaczęłam iść w drugim kierunku. W odpowiedzi usłyszałam cichy śmiech.

Szłam coraz szybszym krokiem w odpowiednią, tym razem, stronę będąc coraz bardziej głodna.

-Mogłabyś iść wolniej?- powiedział czarnowłosy z lekką zadyszką. On już się zmęczył?

Chociaż gdyby nie to, że jestem głodna pewnie szłabym wolnym krokiem.

  
W końcu dotarliśmy do pawilonu jadalnego, gdzie wręcz prawie biegiem pokonałam odległość od wejścia do miejsca koło mojego brata.

-Wiedziałem, że jak wejdziesz to od razu będziesz głodna więc masz już spaghetti i sok wiśniowy.- od kiedy on taki opiekuńczy się stał co?

Kocham Marcusa, ale nagrody za brata roku to on by nie dostał. W niektórych momentach był nawet okropnym bratem jak na przykład kiedy...   Koniec rozmyślań.
W końcu zabrałam się za jedzenie mojego ukochanego spaghetti. To jest chyba jedno z niewielu dań, które mogłabym jeść na okrągło.

Niestety wszystko co dobre szybko się kończy, więc moje jedzenie zniknęło w przeciągu mniej niż dziesięciu minut.

-Skoro skończyłaś jeść to może przejdziesz się ze mną po obozie?- zapytał kretyn zwany moim bratem.

Jak się wykręcić z tego spotkania? Jedynym chyba moim pomysłem jest...

-Niestety idę razem z Leo na spacer.- jego twarz lekko posmutniała, ale nie było mi go szkoda.

-Właśnie Marcus, ale Julia umówiła się już wcześniej ze mną. Jak to się mówi komu w drogę, temu trampki, a my się zmywamy. Nara.- usłyszałam głos brązowookiego po czym nastąpiło szarpnięcie mnie za ramię.

Czemu mój plan na spokojne popołudnie został zniszczony? Lubię Leo, ale potrzebuję trochę samotności i muzyki. Dzisiaj mam chyba najdłuższy kontakt z jakąkolwiek osobą od chyba pół roku? Mi samotność nie przeszkadza, a wręcz przeciwnie uwielbiam ją, ale ten chłopak chyba nie zna takiego pojęcia jak "być samemu".

-Nie musisz dziękować za uratowanie sytuacji.- powiedział mi chłopak z uśmiechem po tym jak dostatecznie odeszliśmy od pawilonu jadalnego.

-Nie miałam takiego zamiaru.- prychnęłam.-A teraz, jeśli pozwolisz, pójdę do domku po słuchawki i zaszyję się gdzieś w lesie.

-Nie ma mowy. Muszę się jeszcze poznać przyjaciółko.-szliśmy dalej, tylko tym razem w kierunku plaży.

-A kto powiedział, że chcę zostać twoją przyjaciółką?- zapytałam teatralnie zakładką ją ręce na klatce piersiowej.

Chłopak już miał mi odpowiedzieć, ale zobaczyliśmy jakąś osobę siedzącą pod drzewem.

Był to chłopak, cały we krwi, a jeszcze większą jej ilość wydostawała się z jego rany na brzuchu, która była dobrze widoczna przez jego białą koszulę.

Kiedy w końcu otrząsnęłam się w ekspresowym tempie podbiegłam do chłopaka. Jego puls był ledwo wyczuwalny i musiałam zatamować krwawienie z jego rany.

-Leo ściągaj koszulkę!- krzyknęłam do latynosa.

- Jeśli chciałaś zobaczyć mnie bez koszulki było powiedzieć.- uśmiechnął się zadziornie w najmniej odpowiednim momencie.

-Zamknij się i dwaj tą koszulkę! Sytuacja jest poważna!- dalej na niego darłam, ale przynajmniej w końcu zdjął ją z siebie i mi podał.

Wzięłam od niego koszulkę i zaczęłam ją przyciskać do rany bruneta leżącego na ziemi.

W pewnym momencie, kiedy już miałam powiedzieć żeby brał go za nogi, on uklęknął. Na cholerę ja się pytam?

-Wiem, że to nieodpowiedni moment, ale moim jakby obowiązkiem jest to powiedzieć. Witaj w Obozie Herosów Julio Librorum, córko Apolla.- wiedziałam, że nad moją głową rozbłysła lira. Skąd? Leo mi powiedział jak to wygląda i jaki znak ma konkretny bóg.

W czym ja przypominam jego córkę? Zadałabym to pytanie brązowookiemu, ale obok mnie wykrwawia się chłopak więc...

-Skoro formalności załatwione, pomóż mi go zanieść do infimeri. Zaraz się nam tu wykrwawi.- powiedziałam najbardziej spokojnym głosem na jaki było mnie stać.

_____________________________

1000
Rozdział miał być już dawno, ale nie potrafiłam nic napisać. Kilkanaście razy próbowałam go napisać i nic nie wychodziło. Nadal uważam, że jest taki sobie i nie jestem z niego zadowolona.

Dziękuję wam za wszystkie gwiazdki. Jest mi naprawdę miło, że ktokolwiek to czyta mimo, że myślała iż to się nikomu nie spodoba.
Anonymous

Drugoplanowa| Leo Valdez •wolno pisane•Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz