2. Pierwsze spotkanie.

313 22 0
                                    

Leo

Od razu po zjedzeniu kolacji udałem się na spacer po obozie i spaceruję tak do tej pory.

Jest już około dwudziestej pierwszej i niedługo będę musiał się zbierać do domku lub bunkra.

Właśnie przechodziłem obok sosny Thali (chociaż dziewczyna jest już "żywa" nadal nazywamy to drzewo jej sosną), by wrócić do domku kiedy usłyszałem krzyk. Dziewczęcy krzyk.

Od razu pobiegłem w stronę tego nieprzyjemnego dla ucha dźwięku.

Chwilę później zobaczyłem Annabeth i Percy'ego z dwójką nowych herosów.

Chłopak klęczał nad leżącą dziewczyną, bardzo do niego podobną, która miała całą poparzoną rękę, od której szybko odwróciłem wzrok.
Sam był cały w niewielkich ranach tak samo jak moi przyjaciele, którzy stali kawałek od nich.

-Leo chodź tutaj i pomóż nam! - krzyknął Percy.

-Co się tutaj stało?- zapytałem przerażony chłopaka.

-Opowiem ci później. Na razie musimy zanieść ją jak najszybciej do infimeri.

Podbiegłem do dziewczyny i spróbowałem ją wziąć na ręce lecz przeszkodził mi w tym tamten chłopak.

-Co ty robisz!?- krzyknął na mnie nieznajomy.

-Zabieram ją do takiego szpitala.- odpowiedziałem mu mając biorąc jak najdelikatniej dziewczynę, by nie pogorszyć stanu jej ręki.

-Sam dam ją radę wziąć!-znów krzyknął chłopak kiedy miałem już dziewczynę na rękach.

-Koleś jej przyda się jak najszybszą pomoc, a ty po pierwsze nie wiesz gdzie jest infimeria, a po drugie sam potrzebujesz pomocy.- powiedziałem szybko.

Chwilę po wypowiedzeniu tych słów już biegłem do obozu w tle słysząc jeszcze jak Percy tłumaczy coś temu chłopakowi.

Biegłem ile sił w nogach, by jak najszybciej być w infimeri, do której dotarłem zaledwie po kilku minutach (wiem sam jestem zaskoczony w jaki sposób tak szybko się tam dostałem).

-Will chodź tu!- krzyknąłem zaraz po wejściu wiedząc iż dzisiaj "służbę" ma tu blondasek od Apolla.

-Leo ni...- urwał widząc blondynkę-Dawaj ją szybko na łóżko czwarte w pokoju trzecim Z którego ona jest domku?- powiedział spokojnym głosemi idąc za mną do pokoju.

-Jest nowa.- położyłem ją na wskazanym łóżku, wyprostowałem się i dodałem- Zaraz przyjdzie tu Percy, Annabeth i nowy prawdopodobnie brat tej tutaj.

-Okej, powiedz im im żeby poszli do czwórki. Powiedz temu chłopakowi jeżeli jest jej bratem, że z jej ręką nie jest najlepiej i że nie można tu jak na razie wchodzić.

-Dobrze.- powiedziałem i wyszedłem z pomieszczenia.

Skierowałem się do poczekalni licząc, że tamci zjawią się tu za niedługo.

Tak jak się spodziewałem przyszli po niecałych piętnastu minutach(w poczekalni jest zegarek stąd wiedziałem).

-Gdzie ona jest?- zapytał blondyn.

-W sali numer trzy, ale Will mówił, że nie można na razie do niej wchodzić. Wam kazał iść do sali czwartej. Ktoś się tam wami zajmie.- powiedziałem po czym wystawiłem rękę do nieznajomego.- Jestem Leo Valdez.

-Marcus Librorum.- powiedział chłopak kiedy ją mu się dokładnie przyglądałem(oczywiście uścisnął mi dłoń).

Chłopak ma około 190 cm wzrostu więc jest wyższy ode mnie naprawdę niewiele wyższy(urosłem w przeciągu tego roku). Ma blond włosy postawione na żel i niebieskie oczy. Ma on również kolczyk w wardze.

Z wyglądu jest bardzo podobny do swojej, tak myślę, siostry.

Razem z parą idzie do pokoju czwartego, a ja z nudów idę za nimi.

***

Właśnie wychodzimy z pokoju czwartego i idziemy do trójki.
Marcus, Percy i Annabeth mają już opatrzone wszystkie rany.

Para ma tylko zadrapania i siniaki, a Marcus ma skręconą lewą kostkę i zwichnięty prawy nadgarstek więc pomagam mu iść.

Teraz idziemy do sali, w której znajduje się siostra Marcus'a, ponieważ, musi on uzupełnić papiery dotyczące jej.

-An możesz z Percy'm iść już do domku ja odprowadzę później Marcus'a do domku Hermesa. - powiedziałem widząc jak ziewają.-Tylko odpowiedz mi na jedno pytanie. Co was zaatakowało?

-Zaatakowały nas empuzy. Było ich około dziesięciu. Sama nie wiem skąd ich tyle się tu wzięło. Zabiliśmy wszystkie lecz jedną oparzyła rękę Juli. Jakbyś mógł zabierz ich torby z poczekalni i przenieś je na razie do sali.- powiedziała blondynka odchodząc już ode mnie.

Przynajmniej dowiedziałem się jak ma na imię blondynka.

Poszedłem do poczekalni po torby rodzeństwa. Wcześniej ich nawet nie zauważyłem.

Było ich cztery i ledwo udało mi się podnieść wszystkie na raz.

Obładowany torbami wszedłem do sali i położyłem torby obok łóżka na, którym siedział Marcus. Naprzeciwko niego leżała Julia z obandażowaną ręką.

-Jestem już. Annabeth i Percy poszli już więc przyniosłem tu wasze torby. Jak skończysz już wypełniać papierki odprowadzę cię do domku jedenastego.- powiedziałem mu z uśmiechem.

-Dzięki Leo.

Julia

Budzą mnie promienie słoneczne wpadające przez okno.

Leżę w białym pokoju. Wszystko jest tu białe i ja sama leżę w białej pościeli .

Spoglądam na mają rękę i widzę, że jest w bandażu od nadgarstka do połowy ramienia.

Po prostu świetnie.

Rozglądam się po sali i widzę jakąś osobę śpiącą na fotelu obok mojego łóżka.

Jest to chłopak o latynoskiej urodzie. Ma czarne, kręcone włosy, które niesfornie spadają mu na twarz.
Nie mogę dojrzeć jego oczu gdyż śpi.

Śpi on w śmiesznej pozycji bowiem jedną nogę ma na oparciu fotela, a drugą ma na podłokietniku.
Jego prawa ręka leży na klatce piersiowej za to lewą zwisa luźno z fotela.

Ten widok powoduje u mnie cichy śmiech.

Śmiech ten był na tyle głośny, że zbudził latynosa ze snu w wyniku czego spadł on na ziemię.

-Co się stało?- zapytał zdezorientowany chłopak.

Dzięki temu, że otworzył oczy mogłam zobaczyć jego piękne brązowe tęczówki.

-Spadłeś z fotela.-odpowiedziałam jemu z uśmiechem lecz po chwili przypomniałam sobie o innej istotnej rzeczy-Gdzie ja jestem?

Latynos na to pytanie uśmiechnął się szeroko.

-Witam cię serdecznie w Obozie Herosów!!!-wykrzyczał z entuzjazmem.

Kurwa, gdzie?!

_______________________________

914

Hej! Nowy rozdział pojawia się po dwóch tygodniach. Jeżeli widzicie jakiekolwiek błędy to piszcie, ponieważ połowa tego rozdziału jest pisana między 23, a 0.40.
Życzę miłego dnia.

Anonymous

Drugoplanowa| Leo Valdez •wolno pisane•Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz