Takt szósty: Korepetycje

2.7K 270 109
                                    

Wstałam wcześnie rano i od razu zabrałam się za skrzypce. Nie zjadłam nawet śniadania. Jeżeli zaniedbałam obowiązki w piątek wieczorem, musiałam to wszystko teraz nadrobić. Zwłaszcza, że zbliżał się koncert w szkole muzycznej, a ja musiałam dać z siebie wszystko.

Przesuwałam smyczkiem po strunach, co jakiś czas powtarzając fragmenty, które mi nie wychodziły. Skrzypce zawsze mnie uspokajały, dawały ulgę, pozwalały zapomnieć o całym świecie i skupić się tylko na nich. Były egoistyczne. Domagały się całej mojej uwagi, nie pozwalając ani na chwilę skupić się na sobie i swoich problemach. Za to właśnie je kochałam.

Mama wiedziała, że nie powinna mi przeszkadzać, gdy gram. Robiła to tylko w wyjątkowych sytuacjach. Bardzo rzadko. Wiedziała, że nie tak łatwo zburzyć moje skupienie, jednak szanowała moją decyzję i ciężką pracę. Nigdy mi nie przerywała.

Tata nie podzielał zdania mamy. Uważał, że powinnam traktować skrzypce bardziej jak hobby, podczas gdy ja przekładałam je nad szkołę, spanie, jedzenie. Były dla mnie wszystkim. Jedyną odskocznią od rzeczywistości. Jedynym dobrym towarzystwem.

Kiedy zaczynałam kolejny utwór, drzwi do mojego pokoju otworzyły się, ukazując tatę. Wysoki brunet w okularach wkroczył do mojej oazy spokoju i postawił na biurku talerz kanapek i kubek herbaty.

— Zrób sobie przerwę, dobrze? — zapytał. Kiwnęłam głową, ale nie przerwałam gry. Chciałam skończyć utwór. Tata westchnął cicho i położył obok kanapek mój telefon, który zostawiłam w kuchni. Mężczyzna usiadł ostentacyjnie na obrotowym krześle i założył ramiona na piersi, wpatrując się we mnie wyczekująco. Skończyłam utwór i odłożyłam skrzypce do futerału. Z westchnieniem oparłam się o blat biurka, biorąc do ręki jedną z kanapek. Mężczyzna uśmiechnął się lekko.

— Cieszę się, że tak ciężko pracujesz, ale pamiętaj o śniadaniu — powiedział swoim ciepłym głosem i zmierzwił moje brązowe włosy, wstając. Pokiwałam głową i wsunęłam do ust ostatni kawałek. Tata wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi, a ja opadłam na jego miejsce i wzięłam do ręki telefon. Odblokowałam go i patrzyłam przez chwilę na okienko z powiadomieniem. To Kuroo. Wiadomość od Kuroo. Napisał do mnie.

"Hana-chan, mam do ciebie wielką prośbę"

"Aiko nie radzi sobie ze swoją częścią na jakiś tam koncert i strasznie się denerwuje. Mogłabyś wpaść do nas po południu i jej trochę pomóc?"

Zamarłam z chlebem między zębami. Nie wiedziałam co powinnam zrobić. Z jednej strony nigdy nie odmówiłam Aiko-chan. Z drugiej strony jednak nie miałam najmniejszej ochoty spotkać się z brunetem po wczorajszym.
Jęknęłam głucho i sięgnęłam po kubek z herbatą. Objęłam go dłońmi i zmarszczyłam brwi, wpatrując się w parującą ciecz.

Ratować Aiko czy swoją godność?
Aiko?
Czy godność?

Westchnęłam cicho ponownie sięgając po telefon.

"Mogę przyjść o czternastej"

***

Po raz kolejny sprawdziłam adres, który wysłał mi chłopak, jednak tabliczka z nazwiskiem na ogrodzeniu nie pozostawiała wątpliwości, że duży, całkiem uroczy dom należy do rodziny "Kuroo".

Ściskając w dłoni torebkę, uniosłam dłoń i zadzwoniłam dzwonkiem. Przełknęłam ślinę, przestępując z nogi na nogę, a gdy drzwi otworzyły się, ukazując czarnowłosego siedemnastolatka uśmiechnęłam się lekko i weszłam na schodki, prowadzące do domu.

— Dziękuję, że przyszłaś, Hana-chan — powiedział, przytulając mnie. Rozluźniłam mięśnie i odwzajemniłam uścisk ku radości siatkarza.

— Miałam akurat wolne popołudnie — powiedziałam cicho i razem z chłopakiem weszłam do mieszkania. Zdjęłam buty i wsunęłam na nogi podane mi przez nastolatka kapcie. Chłopak uśmiechnął się lekko i skierował się do pokoju na piętrze.

— Shirohana-senpai! — zawołała dziewczynka na mój widok i podbiegła do mnie z uśmiechem. — Życie mi ratujesz!

Zaśmiałam się cicho i podeszłam do stojaka z nutami w kącie pokoju.

— Co my tu mamy...? — mruknęłam cicho, przeglądając zapiski. Młodsze roczniki w szkole muzycznej, takie jak ten Aiko, miały osobny, zupełnie inny koncert, więc musiałam szybko połapać się w kolejności utworów i ich brzmieniu. Na szczęście był to o wiele niższy poziom od mojego.

— Z czym masz problem? — zapytałam, odwracając się i wzdrygnęłam się, widząc sylwetkę bruneta, stojącego w drzwiach pokoju dziewczynki. Aiko podążyła za moim spojrzeniem i westchnęła.

— Tetsurō, idź sobie — powiedziała, a chłopak oderwał się od framugi.

— No dobra, będę w kuchni — mruknął. — Chcecie coś do jedzenia?

— Ciasteczka — powiedziała Aiko, zanim zdążyłam odmówić. — I gorącą czekoladę, taką jak lubię.

— Dobrze — uśmiechnął się lekko chłopak i zniknął w korytarzu, zamykając za sobą drzwi. Dziewczynka uśmiechnęła się lekko i wzięła skrzypce do rąk.

— Zawsze jak chce komuś zaimponować piecze ciasteczka maślane, więc będzie zajęty przez około dwie godziny, a to znaczy, że nie będzie nam przeszkadzał — uśmiechnęła się z dumą, a ja pokiwałam głową z podziwem dla przebiegłości młodszej skrzypaczki.

— Zaczynamy? — zapytałam. Dziewczynka uśmiechnęła się i przyłożyła smyczek do strun, rozpoczynając utwór.

***

Aiko miała rację. Przez następne dwie godziny miałyśmy spokój. Potem zostałyśmy poczestowane ciasteczkami i gorącą czekoladą, a gdy skończyłyśmy szlifowanie poszczególnych utworów, skierowałam się do wyjścia.

— Naprawdę nie możesz zostać? — zapytał chłopak, wsuwając na nogi czarne trampki.

— Przykro mi, Kuroo-senpai, ale muszę poćwiczyć — odparłam, zapinając zamek szarej bluzy. Chłopak stanął za mną i uśmiechnął się szeroko.

— Nie szkodzi, Hana-chan. Pozwolisz, że cię odprowadzę? — zapytał grzecznie, podając mi dłoń. Z rumieńcem na twarzy chwyciłam go za rękę i ruszyłam w stronę ulicy.

Od domu Kuroo miałam kilkanaście minut drogi do siebie. Chłopak trzymał mnie za rękę, jakbyśmy byli parą, a przecież wcale tak nie było. Czułam się z tym trochę dziwnie, jednak ciepło dłoni bruneta było przyjemne. Czułam się mniej samotna. Czułam się bezpieczniej.

— Dziękuję, że tak jej pomagasz — odezwał się cicho chłopak. Nie musiał mówić głośno. Ulice, którymi szliśmy, były praktycznie puste.

— Nie ma problemu — odparłam nieśmiało, omijając kałużę po wczorajszym deszczu. Kiedy przechodziliśmy obok parku, chłopak zatrzymał się nagle i wskazał dłonią punkt po swojej lewej.

— Poznajesz to drzewo, Hana-chan? — zaśmiał się, a ja zarumieniłam się. Oczywiście, że rozpoznałam tę dużą wiśnię, z której spadłam prosto na czarnowłosego chłopaka, którego właśnie trzymałam za rękę.

Brunet zatrzymał się i stanął przede mną. Uśmiechnął się delikatnie i pogładził mnie po policzku.

— Hana-chan... Czy mogę cię pocałować? — zapytał, a ja poczułam jak zamiera mi serce.

✔️Tonacja miłości || Kuroo Tetsurō x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz