Epilog ciąg dalszy

2.3K 251 192
                                    

Poprawiłem czarny krawat i spojrzałem na swoje nędzne odbicie. Zaczerwienione od trzech dni oczy, wory pod oczami, włosy w nieładzie, których postanowiłem nie układać. Z cierpieniem, malującym się na twarzy, sięgnąłem po butelkę perfum, które od niej dostałem i spryskałem szyję i kark. Musiałem je oszczędzać. Chciałem, żeby wystarczyły mi do końca życia. Żebym nigdy nie zapomniał zapachu, który tak jej się podobał, zapachu który wdychała za każdym razem, kiedy ją obejmowałem.

Otarłem łzę z policzka i wziąłem w palce pierścionek zaręczynowy, wiszący na łańcuszku na mojej szyi. Pocałowałem go delikatnie i puściłem luźno na koszuli. Nigdy go nie zobaczy. Nigdy go nie założy. Nigdy nie dowie się, że była kobietą mojego życia i że chciałem trwać u jej boku, dopóki śmierć nas nie rozłączy. Tyle, że już rozłączyła. To było niesprawiedliwe.

Nie chciałem tam iść. Patrzeć na tych wszystkich żałobników. Tych prawdziwych i tych płaczących na pokaz. Ból rozdzierał moje serce bezlitośnie i nie byłem w stanie normalnie funkcjonować. Jednak poszedłem. Dla jej rodziców. I po to, by jeszcze raz ją zobaczyć.

Nie zdecydowali się na kremację. Zgodnie stwierdzili, że jest zbyt piękna. Była zbyt piękna.

Dlatego tak ciężko było mi na nią patrzeć. Kiedy dotknąłem jej zimnej skóry, poczułem jak ucieka mi przez palce miłość mojego życia. Ból, który czułem, był nie do opisania. Nachyliłem się nad nią i po raz ostatni ucałowałem ją w czoło. Ostatni pocałunek. Pożegnalny. Najbardziej bolesny. Ten, który zapamiętam do końca życia.

Tak jak reszta najbliżych złożyłem obok niej białą różę. Moja jednak była wyjątkowa. Skropiona perfumami. Tymi perfumami. Pachniała mną.

Napisałem również dedykację. Ostatnie słowa, których nie zdążyłem powiedzieć jej prosto w twarz. Ostatnie słowa, które powinna ode mnie usłyszeć, widniały na jasnym płatku. I tylko ona będzie wiedzieć, co tam napisałem. To będzie nasza tajemnica, aż po wieczność.

Nie płakałem. Już nie. Ze spokojem przyjmowałem kondolencje jej znajomych. Wiedzieli, że była mi bliska. Wiedzieli, że cierpię.

— Miała przed sobą świetlaną przyszłość, cudowną karierę — usłyszałen od jej nauczycielki ze szkoły muzycznej. — Takie osiągnięcia w tak młodym wieku — pokręciła głową i poklepała mnie po ramieniu. Przytaknąłem. Prawie się nie odzywałem. Tylko przytakiwałem.

Jej matka mnie uściskała. Tak samo jej ojciec. Podziękowali mi za wszystko, powiedzieli jak bardzo mnie kochała, jaki miałem na nią wpływ i jak bardzo się zmieniła dzięki mnie. Otworzyła się, zaczęła się uśmiechać, była szczęśliwa. Ja też byłem szczęśliwy. Dopóki mnie nie opuściła.

***

W jej domu zorganizowali obiad dla najbliższych, a jej matka uparła się, że muszę z nimi zjeść. Przez chwilę myślałem, że zwymiotuję własnymi organami, jednak z grzeczności ruszyłem kartofle i trochę mięsa. Nie raz jadłem obiad u rodziców Saori. Jej matka była świetną kucharką, lecz tym razem wszystko było bez smaku. Nie wiem czy to ona zawiniła i żałoba miała wpływ na jej umiejętności kulinarne, czy to ja nie byłem zdolny do odczuwania smaków.

Kiedy wszyscy zaczęli wspominać dzieciństwo Saori, odszedłem od stołu i wszedłem do jej pokoju. Jej rodzice niczego tu nie ruszali. Zastałem go w takim stanie, w jakim go zostawiła. Tylko skrzypce leżały tam, gdzie zawsze, przyniesione przez ojca Saori. Tylko one nie ucierpiały podczas wypadku. Dokładnie obejrzałem każdy zakamarek, każde nasze zdjęcie w ramce na ścianie. Znalazłem swoją bluzę w jej szafie i zaciągnąłem się jej kwiatowym zapachem. Jej słodkich, cudownych perfum. Podszedłem do komody i otworzyłem futerał. Ostrożnie wyjąłem z niego instrument, wiedząc, że gdyby cokolwiek mu się stało, Saori najprawdopodobniej by mnie zabiła. Przejechałam palcem po sklejonym gryfie i poczułem ukłucie w sercu. Pozwoliłem jej odejść dwa razy. Dwa razy ją straciłem, lecz tym razem nie mogę jej odzyskać. To już koniec. Płakałem, głaszcząc struny i polerowane drewno. Muskałem palcami naciągnięte włosie smyczka. Grała nim zaledwie trzy dni temu. Trzy dni. Tak mało czasu, tak dużo cierpienia.

Zacząłem myśleć o milionach rzeczy, których nigdy nie robiliśmy i już nie zrobimy. O tym, że obiecałem zabrać ją do Europy. O tym, że nigdy nie nauczyła mnie grać na skrzypcach, nigdy nie zrobiliśmy ciasteczek, nigdy się nie kochaliśmy, nigdy nie lecieliśmy razem samolotem. Nigdy. Nigdy. Nigdy.

To słowo obijało się echem w mojej głowie.

— Skarbie — usłyszałem i odwróciłem się. W drzwiach stali rodzice Saori, w strojach żałobnych, obejmując się. Spojrzeli na mnie ze współczuciem. Mężczyzna skinął głową na trzymany przeze mnie instrument i uśmiechnął się smutno.

— Weź je — powiedział. — Chcemy żebyś je zachował.

— Nie mogę, ja...

— W tym domu i tak nikt już nie zagra — powiedziała pani Shirohana. — Będziesz miał pamiątkę.

Kiwnąłem głową nie chcąc się kłócić. Pogładziłem skrzypce. Jeśli było to całe życie Hany, jeżeli wkładała w nie całe swoje serce, to znaczy że i ono należy teraz do mnie? Czy już od dawna należało?

— Dziękuję — powiedziałem, zamykając skrzypce w futerale. — Pójdę już.

— Jasne — uśmiechnął się mężczyzna i położył mi dłoń na ramieniu, kiedy go mijałem. — Jeśli będziesz czegoś potrzebował... Zawsze jesteś tu mile widziany.

— Dziękuję — odparłem głucho i zmusiłem się do lekkiego uśmiechu, mimo że moje serce krwawiło. Jak najszybciej wyszedłem z tego domu i dłużej nie hamowałem łez.

***

Po raz kolejny dostałem szału. Płakałem, krzyczałem, przeklinałem, waliłem pięścią w ścianę, jednak nic nie mogło uśmierzyć bólu, który czułem. Na zmianę tuliłem do siebie skrzypce i rzucałem wszystkim dookoła.

Dlaczego mnie opuściła? Dlaczego teraz? Dlaczego?

Nigdy się nie dowie, jak bardzo ją kochałem, nigdy nie wygra konkursu na najlepszego skrzypka w Japonii. Zawsze już będzie na drugim miejscu. Nigdy nie dowie się, że przyjęli mnie do reprezentacji. Byłaby taka dumna...

Zatrzymałem się, oddychając ciężko. Ściskałem w dłoni pierścionek na łańcuszku i płakałem, wyłem, rozpaczałem. Z krzykiem złapałem skrzypce i rzuciłem nimi o ścianę. Waliłem nimi raz po raz, z satysfakcją patrząc na każdy kolejny połamany kawałek drewna. Pęknięta struna strzeliła mi w rękę, jednak nie zwróciłem na to większej uwagi. Po raz ostatni rzuciłem instrumentem i osunąłem się na podłogę. Jeżeli Saori na nich nie zagra, to nikt tego nie zrobi.

Zacisnąłem dłoń na kawałku drewna i poczułem jak w skórę wbijają mi się drzazgi.

Przepraszam, Saori-chan. Przepraszam, że moje ostatnie myśli przed twoją śmiercią były takie okrutne. Przepraszam, że niesłusznie cię oceniłem. Przepraszam za każde słowo, które cię zraniło, za zniszczone skrzypce, za stłuczoną szklankę, za zerwanie twojej bransoletki, za opuszczenie konkursu, za krzyki, obelgi, wszystko. Przepraszam, że nie byłem wystarczająco dobry, żeby uchronić cię przed światem.

Dziękuję, że mnie kochałaś. Dziękuję, że mi wtedy wybaczyłaś. Dziękuję, że uczyniłaś ten świat lepszym.

Obiecuję ci, że nigdy nie pokocham nikogo tak mocno jak ciebie.

✔️Tonacja miłości || Kuroo Tetsurō x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz