Pozwól, by woda uderzyła o podłogę.
Dobra, Louis myślał, nie, on był pewien, że reakcja Nialla była odrobinę przesadzona. Jego przyjaciel miał w zwyczaju ekscytować się nawet zawartością głupiej paczki żelków, więc właściwie nie powinno się go brać na poważnie. Patrz, trafiły mi się prawie same czerwone. Te są najlepsze! Nie mogę w to uwierzyć! Świat jest cudowny! Jakby ludzie nie mieli wystarczającej ilości powodów, żeby zwracać na niego uwagę, musiał jeszcze przyciągać ich spojrzenia donośną, dziecięcą radością. Ale to w porządku. Louis całkowicie go akceptował. Z całym jego makijażem, pomalowanymi paznokciami, ufarbowanymi włosami i zamiłowaniem do różowych boa. Niall był wyjątkowy i miał wyjątkowe zainteresowania, i Louis powinien był od czasu do czasu słuchać tego, co ma mu do powiedzenia na temat celebrytów mieszkających w Los Angeles. Może wtedy nie stałby na podjeździe z szczęką gdzieś na podłodze, wyglądając jak totalny kretyn. Chryste, on się nawet jakoś specjalnie nie wyszykował.
Kiedy dostał telefon, że jego podanie o pracę zostało rozpatrzone pozytywnie i ma się stawić następnego dnia w rezydencji Harry'ego Stylesa, tak się cieszył, że jego bezrobocie wreszcie dobiegło końca, że zignorował to jak Niall wpatrywał się w niego, jakby właśnie przekazał mu wieści o niedalekim cukierkowym deszczu z drażetek. Rzecz w tym, że Louis był okropnym ignorantem. To tylko praca w magazynie, którą i tak dostałem, więc po co mam się męczyć w koszuli, Niall. Wtedy jeszcze nie uważał tego za podejrzane, że jako zwyczajny pracownik, których w magazynie pewnie były tysiące, ma się zjawić w domu samej gwiazdy jaką podobno był Harry Styles.
Nie bardzo wierzył też Niallowi, kiedy ten krzyczał mu do ucha o mój Boże, Harry Styles to mój guru! Na przestrzeni lat ich długiej znajomości chłopak miał takowych całkiem sporo, wliczając w to również sąsiada z piętra niżej, który na jeden sezon upodobał sobie wysadzaną cekinami czapkę z daszkiem. Także jego ekscytacja nic nie znaczyła. Przynajmniej do czasu aż GPS zaczął go kierować w stronę małych, zamkowych posiadłości, na które Louis nie był godzien nawet patrzeć. Wtedy postać pod imieniem Harry Styles nabrała dla niego większego realizmu. Nawet jeśli wciąż nie potrafił do końca uwierzyć, gdzie właściwie się znalazł i trzy razy uruchamiał nawigację, by mieć pewność, że dobrze trafił. Co by jednak z nią nie robił, wychodziło na to, że dwupiętrowa rezydencja o szpiczastym dachu i piaskowych ścianach, z dwudrzwiowym garażem, który zapewne był większy od jego całego mieszkania, należała do osobistości, dla której będzie pracował. Zapewne powinien był zrobić małe badania i przynajmniej gościa wygooglować.
Bał się nawet wjechać na podjazd, ale skoro brama była otwarta, to oznaczało, że ktokolwiek tutaj mieszkał, nie miał nic przeciwko, żeby przez nią wjechał swoim tanim i podrdzewiałym autem, prawda? Im dłużej przyglądał się rezydencji, tym większe odczuwał wrażenie, że jest w coś wrabiany. Jeśli Niall zamierzał się na nim odegrać za przedawniony kawał sprzed miesiąca, to Louis naprawdę będzie musiał odbyć z nim poważną rozmowę na temat aspektów przyjaźni oraz przytyków, które ją pieczętują.
Kiedy kroczył kamienną ścieżką w stronę drzwi, liczył jedynie, że nikt nie posądzi go o wtargnięcie na swoją posiadłość. Czy w tym stanie legalne było strzelanie do ludzi, kiedy wkroczą na twój teren? Louis był beznadziejny z prawa i może dlatego często wpadał w kłopoty, jak tego jednego razu, gdy złapali go popalającego trawkę na ulicy w Kansas. Całe szczęście, że od tamtego czasu mieszkał w Californii, gdzie marihuana była całkowicie legalna. To trochę pomogło jego kartotece, ale mimo wszystko Louis i tak nadal miał problemy ze znalezieniem porządnej pracy. I może miało to związek z jego trudnym charakterem oraz roczną odsiadką w pierdlu.
![](https://img.wattpad.com/cover/158961072-288-k514881.jpg)
CZYTASZ
waste a little time with you | LARRY
FanfictionLouis tylko trochę potrzebuje pracy (tak trochę bardzo), a Harry wcale nie potrzebuje opiekuna do swoich skarbów, ale jest bogaty, sławny i znudzony. I może odrobinę napalony na piękne rzeczy (i osoby). I wcale nie oferuje komuś pracy tylko dlatego...