Cholerna szkoda, że nie chcę się dzielić.
Coś było bardzo nie tak. Niezupełnie spadło to na Louisa niczym grom z nieba. Raczej nawarstwiało się z każdym kolejnym dniem, jednakże zdanie sobie z tego sprawy było już bardziej gwałtowne i nieoczekiwane. Może powinien był się zorientować po czwartej niedzieli z rzędu, w której nie wrócił do swojego mieszkania, bo wolał zostać w rezydencji Harry'ego. Z Harrym, który zawsze miał tego dnia wolne, więc mogli spędzić ze sobą trochę więcej czasu. Louis bardzo długo wmawiał sobie, że zwyczajnie wybiera bardziej ekonomiczne podejście, nie marnując pieniędzy na dojazd na drugi koniec miasta, tylko po to, by tego samego dnia wieczorem wracać z powrotem. To było logiczne rozwiązanie, prawda?
Zaczął jednak wątpić, czy rzeczywiście chodzi mu tutaj jedynie o oszczędność. O ile w ogóle miała ona jakiekolwiek znaczenie. Zdał sobie z tego sprawę, kiedy odczuł mdlący posmak rozczarowania, gdy jednej niedzieli Harry musiał wyjechać. To, że tego dnia był smutny również było logiczne, w końcu został w domu zupełnie sam, a jakoś mu się nie uśmiechało targać przez całe miasto do swojego przyjaciela. Niall z pewnością poprawiłby mu humor, ale Louis nie miał pojęcia, czy mógłby go zaprosić do nie swojego domu, dlatego tylko walnął się na łóżko i cały dzień oglądał seriale. Z tym, że jego podły humor nie skończył się wraz z rozpoczęciem nowego dnia, a wręcz ciągnął się przez pół tygodnia i dopiero, kiedy Harry wrócił w czwartkowe popołudnie, Louis odnalazł źródło swojego przygnębienia. Był markotny i przybity, bo został sam, a konkretniej został bez Harry'ego. I to było cholernie dezorientujące, bo jeśli Louis był do czegoś przywiązany, to tylko i wyłącznie do kawałka pizzy. No dobra, Niall również był dla niego ważny, ale najwyraźniej nie aż tak bardzo, skoro nie widział się z nim od ponad miesiąca i jakoś wcale go to nie obeszło. Chryste, chyba był paskudnym przyjacielem. Albo zwyczajnie wystarczały mu godzinne rozmowy przez telefon.
Odkrycie tego, że jego samopoczucie w dużej mierze zależne jest obecności bądź nieobecności jakiejś osoby, przeraziło i zaintrygowało go na tyle, że Louis przez pół dnia wpatrywał się w Harry'ego, jakby miało mu to jakoś pomóc w rozgryzieniu własnych uczuć. I to jasne, że wcale nie był przy tym subtelny. I to jasne, że Harry był z tego nawet bardziej niż zadowolony. I to jasne, że skończyli razem w sypialni, uprawiając seks z okazji jego powrotu z cholera wie skąd. I tak... To wcale Louisowi nie pomogło, a jedynie bardziej go zdezorientowało. Całe lata żył w przeświadczeniu, że jest niezależną osobą i potrafi sobie radzić na własną rękę. Oczywiście nadal tak było, ale część jego samodzielności została mu odebrana, część, która mówiła mu, że nie chce być sam i potrzebuje kogoś w swoim życiu.
Myślenie w ten sposób mroziło krew w jego żyłach, więc Louis zrobił to, w czym był najlepszy. Znalazł wymówkę. Przywiązał się do Harry'ego, bo ostatnio nieustannie przebywał w jego towarzystwie. Na Boga, on nawet mieszkał w jego domu. To. Było. Logiczne.
Z tym, że wcale nie było. Louis nie pozwalał sobie myśleć, że z Niallem mieszkał od kilku lat w klitce, w której nie istniało pojęcie prywatności, a jakoś jedynie był wdzięczny, kiedy dostawał odrobinę spokoju i samotności.
Tak, Louis był mistrzem w oszukiwaniu samego siebie, ale nawet on nie mógł wygrywać na wszystkich frontach. Spotkał się z porażką jakoś w czwartym miesiącu swojej pracy. Po czterech miesiącach mieszkania z Harrym. Po czterech miesiącach patrzenia na jego twarz, słuchania jego głosu i podziwiania wszystkiego, co się z nim wiąże. I po niemal czterech miesiącach seksu, Louis w końcu stanął twarzą w twarz z nowym, bardziej uporczywym, niewygodnym i silniejszym uczuciem, które całkowicie wywróciło wszystko, co sobie jak dotąd wmawiał.
CZYTASZ
waste a little time with you | LARRY
FanfictionLouis tylko trochę potrzebuje pracy (tak trochę bardzo), a Harry wcale nie potrzebuje opiekuna do swoich skarbów, ale jest bogaty, sławny i znudzony. I może odrobinę napalony na piękne rzeczy (i osoby). I wcale nie oferuje komuś pracy tylko dlatego...