Rozdział 14

2.9K 344 61
                                    

Droga do powozu wypełniona była niezręczną ciszą. Keith prowadził Lance'a, jednak brunet trzymał się z tyłu. Wciąż czuł delikatne mrowienie na wargach oraz gorąc na policzkach.

Nie wiedział jak powinien się czuć. Powinien być zły, nawet wściekły, na Keitha za odebranie mu pierwszego pocałunku, jednak z jakiegoś powodu nie potrafił. W głębi duszy czuł dziwne zadowolenie.

Nie był pewny, jak czarnowłosy czuł się w tamtej sytuacji, nie był w stanie zobaczyć wyrazu jego twarzy.

Z myśli wyrwał go widok ich powozu oraz czegoś, co wyglądało jak spalone ciała. Lub ich pozostałość. Trudno było to stwierdzić przez stopioną stal ze zbroi rycerzy. Niedaleko zobaczył dwa, trochę większe ciała. Odwrócił wzrok, wnioskując, że to konie rycerzy.

- Przepraszam, że musisz to oglądać. Pokonałem ich, jednak reszta koni uciekła, więc nie powinno to zająć długo rycerzom w pobliżu, aby tu przybyć - odezwał się Keith. Odwrócił się do księcia, wyciągając rękę w ofercie pomocy dostania się na powóz. - Jestem pewien, że jest tu niedaleko kolejna grupa, więc powinniśmy ruszać.

Lance pokiwał głową, korzystając z pomocy. Gdy był na tyle powozu, obserwował czarnowłosego, gdy ten sam wskoczył na przód. Nie wydawał się czuć niezręcznie, przez co brunet poczuł się głupio. Cały czas denerwował się tym pocałunkiem, podczas, gdy Keith się nie przejął. Poczuł jeszcze większy rumieniec na policzkach przez tą myśl.

- Nie spałeś całą noc, prawda? - zapytał Keith, zmuszając niespokojne konie to ruchu. Powóz ruszył gwałtownie.

- Nie - odpowiedział nareszcie, znajdując swój głos. - Wywnioskowałem, że byłeś zmęczony. Dopiero wróciłeś do obozu i zaraz musiałeś ponownie wyruszyć bez odpoczunku - wyjaśnił.

- Dziękuję za twoją troskę, jednak teraz ty powinieneś spróbować zaznać trochę snu. Wiem, że nie jesteś do tego przyzwyczajony - Keith odwrócił się na chwilę, upewniając się, że spalone ciała zniknęły z ich widoku.

- Co masz na myśli? - podjął Lance, szukając wzroku Keitha. Ten spojrzał na niego zaskoczony.

- Jesteś szlachcicem - stwierdził. - Jeszcze niedawno nie potrafiłeś sam się umyć. Wywnioskowałem, że nie jesteś przyzwyczajony do tak długiego czasu bez snu - wyjaśnił, odwracając się, aby spojrzeć na drogę.

- Masz rację - przyznał niechętnie, czując po raz kolejny zażenowanie na wspomnienie jego pierwszej kąpieli w rzece. - Jednak nie czuję potrzeby snu.

- Uwierz mi, kiedy się wygodnie ułożysz, poczujesz ją - stwierdził Keith. Widząc uparty wzrok Lance'a, westchnął. - Proszę, chociaż spróbuj. Mamy jeszcze długą drogę przed sobą. Jeśli coś się stanie, obudzę cię, obiecuję.

Po chwili walki na wzrok, książę poddał się. Odnalazł poduszkę i koc, których użył w nocy Keith. Ułożył się i zamknął oczy, czując nagłe, przytłaczające zmęczenie. Czując zapach Keitha, przyległy do poduszki, zasnął do przyjemnego kołysania powozu pod sobą.

~~~~~~~~~

Obudziły go głosy. Jeden rozpoznał, jednak towarzyszyły mu dwa inne. Zamarł, obawiając się kolejnych rycerzy.

-... steś pewny, że tam jest? - zapytał jakiś obcy głos. Miał typowo galrański akcent.

- Tak, jednak musicie uważać - usłyszał Keitha. - Idźcie tą drogą cały czas. Gdy dojdziecie do wielkiego głazu, skręćcie w lewo. Później cały czas prosto. Wtedy albo was znajdą nasi, albo wy znajdziecie obóz.

✔ Water To My Fire || Klance ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz