Zabawy Japończyków. Nowy Rok pt.3 - Początek końca

654 55 19
                                    

„Od dawien dawna człowiek zastanawiał się nad tym pytaniem. Starożytni filozofowie rozważali je na liczne sposoby, a jego obecność można zauważyć w praktycznie każdej cywilizacji oraz kulturze od zarania dziejów. Ta zagadka dręczyła faraonów, Ateńczyków, mędrców wschodu, duchowieństwo średniowieczne, kapłanów Indian oraz europejskich myślicieli, jaki i wielu spośród nas obecnie..."
Wy:
- ....
- ....
- Ej stara! Co to za rozprawka?!

Już tłumaczę. Pytanie brzmi: „CO JA DO CHOLERY ROBIĘ ZE SWOIM ŻYCIEM?!". Adekwatne, co? Taki temat zasługuje na co najmniej kilka rozprawek, eseji i dyskusji.
Czemu zadawałam je sobie w Nowo Roczny poranek? Też się w sumie zastanawiam. W ciążę nie zaszłam, z nikim się nie przespałam, nie latałam nago po mieście pod wpływem zbyt wielu trunków wyskokowych... Ba! Nawet kaca nie miałam! No wzór porządnego obywatela i chrześcijanina!
Jednak było takie podskórne uczucie, że coś zrobiłam źle. Ale jeszcze nie dowiedziałam się co... Tak jak na matmie wynik wychodzi ci dłuższy i bardziej zawiły niż sama liczba pi i już wiesz, że błąd gdzieś tam jest wśród twoich bazgrołów.
Ale zacznijmy od początku.

*****

Zostałam porzucona przez towarzyszy. Albo raczej miałam na nich cierpliwie czekać i błagać japońskie niebiosa, by wrócili w miarę szybko.

Czas mijał, rozciągał się, płynął powoli, zatrzymując przed moimi oczami wszystko jakby w fotoklatkach. Przysięgam, że niczego nie brałam!
Białe kłęby pary buchającej z garnków na stoiskach nasycały powietrze, czyniąc je miejscami półprzezroczystym. W nim rozpływała się ciepła poświata latarnii, ogarniała ludzkie twarze, rozbudzała głębokie cienie, kryjące się w załamaniach ubrań, za słupami czy figurami osób. Ciągły szmer rozmów, kroków, szelest materiałów, podzwanianie garnków lub maleńkich dzwonków na zmianę cichł, to znów wybuchał. Cała hipnotyzująca atmosfera wypełniona chłodem nocy, bielą śniegu i pary, czernią nieba, oczu, włosów, czerwienią strojów, ust, policzków, żółcią świateł, złotem ozdób oraz radością otulała całą aleję i każdy jej element z osobna. Ten pozorny chaos był niesamowicie harmonijny. Każdy miał swoje miejsce. Od noworodka tulonego w ramionach matki po wielkie, kamienne posągi i rubinowe bramy tori. Jakby to wszystko ktoś zaplanował. Z wielką uwagą oraz czułością układał figurki, pionki, przesówał je, cierpliwie czuwał, by nikomu nie działa się krzywda.
Stałam tak oczarowana, każdym maleńkim cudem, składającym się na przepiękny oraz magiczny obraz, zastygając w zachwycie, bojąc się ruszyć. To wszystko nie wydawało się być realne.
Wtem jakaś drobna sylwetka przepełzła między nogami tłumu. Zamrugałam zaskoczona. Wytężyłam wzrok. Kolejny błyskawiczny ruch tuż przy poziomie ziemi. Stanęłam na palcach i wpatrywałam w masę ludzi.

- Kogo szukasz? - zadźwięczało tuż nad moim uchem.

Odwróciłam się błyskawicznie gotowa do obrony, wymiany ciosów, mordobicia lub przynajmniej słownego oplucia osoby śmiącej mnie tak straszyć. Mój wzrok padł na... Buduję napięcie... Uwaga... Jeszcze chwila... Siwka! Dokładnie! Swoją drogą jak to jest, że faceci w Japonii stawiają na rozpoczęcie rozmowy w stylu oldschoolowego creepa, szepczącego do ofiary z zaskoczenia, miętoląc przy tym jej resztki poczucia bezpieczeństwa i mocno nadwyrężając pojęcie przestrzeni osobistej?! No jak się pytam?! To jakaś moda?! Kto poderwie laskę na nieznajomość podstaw interakcji międzyludzkich?!

- A może raczej powinienem powiedzieć „Czego"?
- A gdzie „Cześć"? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Czy to aż tak ważne? Ostatnio często się spotykamy. Aż zaczynam myśleć, że to przeznaczenie.
- Mam szczerą nadzieję, że nie.
- Ranisz me serce.
- Super. Biegnij do kąta lizać rany. - chamsko? Możliwe, ale laski zrozumieją. Prawdopodobnie.
Panowie, nie naśladujcie tego typa.
Ale facet, z jakiegoś powodu zamiast pomykać w podskokach, został i stanął dokładnie za mną. CHOLERA! Idźże! Kopytkuj w siną dal! Wróć do stada! Jesteś wolny!
Do tego ulokował się w taki sposób, bym widziała go kątem oka oraz miała ciągłą świadomość jego obecności. No geniusz zbrodni! Jestem pod wrażeniem!
Ale może... Zatrzymać go tu do powrotu dzielnych i silnych chłopców, by go życzliwie poklepali po mordzie i zapewnili przytulną celę? Hmmmm? Sama namalowałabym mu obrazek, żeby mu zbyt samotnie nie było. Ikedaya w końcu nie wydarzyła się aż tak dawno temu... Pomysł niegłupi...
Ale znając mnie, wykonanie będzie leżeć i kwiczeć, nieprawdaż? Jak narazie nie uprzedzajmy faktów.

Błekitni samurajowie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz