Zabawy Japończyków. Nowy Rok pt.1

672 61 5
                                    

Ekhem ekhem....

ŻYJĘ! Kto się cieszy?

Dziękuję za 2k wyświetleń! Jesteście absolutnie najlepsi! 😍

Wytłumaczeń i wymówek mam sporo czemu mnie nie było. Zawirowania w szkole, domu, nagła śmierć bliskiej mi osoby itd itd. Ale bądźmy szczerzy. Mało kogo to obchodzi.
Aktualnie próbuję zrekrutować sobie korektora, więc możliwe że jakość nowych rozdziałów się prawdopodobnie polepszy.
Życzcie mi szczęści i motywacji do dalszej pracy.

Z poważaniem,
M.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Dni mijały mi na spokojnej rutynie. To była miła odmiana po tych wszystkich szalonych wydarzeniach ostatnich tygodni. Wstać, jeść, pomóc w klinice, pomóc w kuchni, jeść, znowu klinika, popatrzeć na treningi Shinsengumi, jeść, umyć się, spać. I tak w kółko. Do oporu...

UGHHHHHH... Miałam dość. Chyba jednak przeszkadzała mi ten rytm... Nie żeby było z nim coś nie w porządku. Dostawałam 3 posiłki dziennie, 8 godzin snu, pracę w lecznicy, która mi odpowiadała... Ale było to niesamowicie wyczerpujące.
Dzięki Bogu moje więzi z członkami organizacji jeszcze bardziej się zacieśniły, oficerowie z Hijikatą na czele przestali mnie aż tak bardzo irytować. Przynajmniej w teorii. No żyć, nie umierać.
Tylko czasami czułam jakby ktoś mnie obserwował. Zza winkla, krzaka, studni... Aż się poważnie zaczęłam zastanawiać czy nie mam przypadkiem stalkera. Po czym natychmiast odrzuciłam tę myśl. Współczułabym osobie, która miałaby aż tak nudne życie, by zajmować się moim. Bo ono też porywające nie było.

*****

- Ty chyba sobie jaja w tym momencie robisz. - rzuciłam niezbyt uprzejmą uwagę pod adresem Nagakury, kucającego przed warzywniakiem.
- Nie. Nie znamy się na tym. - mruknął Harada nad moim ramieniem.
- A ty nawet nie zaczynaj. Pogryzę cię. Grrrrrrrr... - zawarczałam.
Czym była spowodowana moja tak bardzo barbarzyńska reakcja? Odpowiedź była zgoła prosta. Gdy ta para osiłków mnie porywała z pokoju, wcisnęli mi na głowę znienawidzony przeze mnie „miejski kamuflaż". Ku mojemu wielkiemu niezadowoleniu okazało się, że działa zgodnie ze swoją funkcją, co odebrało mi prawo do beztroskiego wywalenia tego narzędzia tortur do rzeki na oczach oprawców. Cmoknęłam językiem wściekła, gdy firanka znowu wpadła mi prosto na twarz, kierowana delikatnym powiewem wiatru.
- Błagam Mary-chan! Pomóż nam! - Shinpachi zrobił swoją popisową minę kociaka pozostawionego na deszczu.
- Czy ja ci wyglądam na eksperta od rzodkiewki?! - wypaliłam. - Skąd mam wiedzieć, która jest świeża?!
Zmieszany dowódca drugiego oddziału złożył usta w ciup i wymamrotał.
- Przecież jesteś kobietą...
- Nawet. Nie. Próbuj. - wycedziłam przez zęby. - Bo ciebie poszatkuję jak rzodkiewkę. - zagroziłam z demonicznym wyrazem twarzy.
Nakagura natychmiast wrócił do uważnych oględzin dużych, białych korzeni leżących w koszyku.
- Zazwyczaj Souji się tym zajmuje... - mruknął Harada.
- I co ja mam z tym niby wspólnego?
- Może po twoim szyciu mu się pogorszyło?

Ta teoria niestety nie była łatwa do obalenia. Zamyśliłam się uważnie. „Duży stres + drżące dłonie + prymitywne narzędzia + ja => katastrofa". Nie trzeba było być Einsteinem, by zauważyć tę raczej oczywistą zależność.
- W sumie... Ale się do tego nie przyznaję! Może zdrowieć szybciej.
- W tym problem, że to ty się nim opiekujesz... - dorzucił bordowowłosy.
„Poważna rana + Souji + niezbyt wielka wiedza medyczna + ja => katastrofa". Kolejny banalny ciąg. Zasępiłam się nieco.

W końcu Shinpachi wybrał potrzebne warzywa, wrzucił je do koszyka na plecach i ruszyliśmy dalej. W „cywilnych" ubraniach nie zwracali na siebie aż takiej uwagi, ale od wypadku w Ikedayi skarżyli się na nieprzychylność mieszkańców, okazywaną im w trakcie patroli.

Błekitni samurajowie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz