Czyli co teraz?

518 43 7
                                    

Był już ranek. To znaczy tak mi się wydaje. Siedziałam w łóżku. I w sumie tytuł opisuje co się działo w mojej głowie.
Czy ktoś pamięta jeszcze mój „wstęp do rozprawki" w tetralogii? Jak nie to przypominam. Ogólnie zastanawiam się w nim nad życiem i własną głupotą.
Więc co zacna panna mogła wykoncypować w tak stresującej sytuacji? Zdecydowanie nic mądrego. A podsumowuje podany niżej wierszyk.

„Szybkie wyjaśnienia
Od autora tego dzieła.
Bo będę rymować
I wasz czas marnować.
Z chwil cennych okradać
Oraz dusze zjadać.
Bohaterka opowiastki
Nie chciała dożyć następnej gwiazdki
I jak najszybciej umrzeć.
Wątek jest to przykry,
Jak najbardziej rychły.
Więc co zaplanowała zrobić?
Z łóżka się wygramolić?
Zęby przykładnie umyć?
Przysposobić się do podróży?
Możliwe, lecz rzecz to pewna,
Że o świeżym poranku
Zebrała się pomałku,
Kładąc swe rzeczy w tobałku.
Tak, brakuje mi już rymów znamienitych,
Czas zakończyć tę farsę
I zabrać ją do miejsc jeszcze nie odkrytych.
Tu nastąpi koniec kulawego wiersza,
Napisanego przez przygłupiego wieszcza."

Amen

Spraw o Boże bym więcej nie rymowała.

Jeśli ktoś dalej nie rozumie to już tłumaczę.

Na początku wszystko było w porządku. Lekki niepokój, wyrzuty sumienia z powodu poprzedniej nocy. Nieco bałam się spotkać z Hijikatą, poza tym też kimono od Inoue uległo nadszarpnięciu przez przyrodę oraz mnie. Lecz po chwili coś mnie niemalże sparaliżowało. To było nagłe, niespodziewane. Jakbym zobaczyła wygłodniałego drapieżnika kilka metrów od siebie.

Dręczył mnie potworny strach. Zupełnie nieuzasadniony. No może odrobinkę. Z przerażenia drżały mi ręce, gdy pakowałam pośpiesznie najpotrzebniejsze rzeczy do torby. Wierszyk nieco kłamał w tej kwestii.
Było jeszcze ciemno, co  bardziej wzmacniało mój niepokój. Możliwe, że obraz postrzeganego świata zakłócała lekka gorączka, ale to się nie liczyło. Silne emocje odciągały mnie od podejmowania racjonalnych decyzji.
Nie wiedziałam co jest powodem tak silnego lęku, ale wiedziałam, że muszę uciekać. I to jak najszybciej.
Nie miałam najmniejszego pojęcia która jest godzina. Przy próbie wyjścia z pokoju potknęłam się o coś. Po bliższych oględzinach doszłam do wniosku, że to nieszczęsne kimono od Inoue. Co teraz? Naprawdę nie chciałam opuszczać tego miejsca bez przeproszenia go. Co teraz?
Wyciągnęłam zeszyt do angielskiego i długopis, pozostałości starego życia, z szuflady komody. Nie chciałam ich pakować, bo uznałam za bezużyteczne, ale jak widać się myliłam. Zaczęłam skrobać dramatyczną wiadomość do samuraja, gdy zdałam sobie sprawę, że prawdopodobnie nie odczyta europejskich żuczków. Kurka! Trzeba to załatwić ustnie.

Zostawiłam i zeszyt i długopis, zgarnęłam, torbę, kimono oraz bardzo cichutko wyszłam na podest. Przejście przez kwatery oficerskie to głupota, bo jeszcze kogoś obudzę oraz ściągnę na siebie jeszcze większe problemy. Więc do pokoju Inoue musiałam iść znacznie dłuższą, okrężną trasą.
Szybko skradałam się po wciąż uśpionej bazie, co mniej więcej wyglądało jak truchtanie na paluszkach. I tak z boku musiało wyglądać idiotycznie. W czasie tej wyprawy musiałam przejść obok magazynów i ku mojemu zaskoczeniu w jednym z nich paliło się światło... Zamarłam... Wstrzymałam oddech...
Teraz poczułam jakby ktoś zacisnął dłoń na moim sercu oraz je z zaangażowaniem miętolił. Po raz pierwszy w życiu tak bardzo się bałam. Pot zaczął spływać mi po plecach, ręce drżały, kolana były jak z waty, a szczęka chodziła w górę i dół z szybkością ponaddźwiękową.  Z tego wszystkiego wyrwała mnie jedna, jasna myśl. „UCIEKAJ". Dwa razy nie trzeba było powtarzać.
Ruszyłam przed siebie, nie bacząc ma to czy ktoś mnie zobaczy czy nie. Ahoj przygodo! Mogłam obudzić całe Kyoto, a i tak miałam to w głębokim poważaniu. Teraz liczyło się tylko to, by jak najszybciej się stamtąd zwinąć. Tym razem mądrzejsza o pewne doświadczenia, nie podjęłam szarży na główną bramę. Podbiegłam do studni obok ogrodzenia, oparłam się na jej kamiennej krawędzi, potem wgramoliłam się na dach i hyc przez mur, prosto na beczkę pokrytą resztkami śniegu.
Gnana lękiem, biegłam ulicami coraz dalej i dalej. Nikt mnie nie zatrzymywał. Nikt nie patrzył. Nikt nie ścigał.
Schowałam się w zaułku za stertą jakiś desek, ziejąc straszliwie. Ciężko przysiadłam na ziemi, opierając głowę o ścianę jakiegoś budynku.
I o dziwo... Strach ustał. Nie czułam już go ani odrobiny. I to teraz zaczęło mnie właśnie niepokoić. O co chodzi? To nie było normalne zachowanie nawet jak na mnie. Czyżby uaktywniła mi się ta mistyczna moc zwana kobiecą intuicją?
Nieeeee... Takie cuda nie w tym realu... Najpierw trzeba być kobietą, dopiero potem ćwiczyć tajemne sztuki przeczuwania oraz jasnowidzenia lub też zwykłego stalkingu.

Błekitni samurajowie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz