2. Cersei II: Srebrny smok i złoty lew

78 6 1
                                    

– Czy zechcesz zatańczyć, lady Cersei? – zapytał książę.

– Z chęcią. – Gdy to powiedziała, położył dłonie na jej talii.

Poczuła mrowienie w tych miejscach, a jej serce biło gwałtownie. Przy nim czuła się lepiej niż przy Jaimem, swoim bliźniaku, swojej drugiej połowie. Przerażało i fascynowało ją to uczucie.

– Prezentujesz się olśniewająco. Zdajesz się być słońcem wśród świec na tej sali, żadne dodatki nie są w stanie zastąpić naturalnej urody – rzekł, a kąciki jego ust nieznacznie uniosły się ku górze.

– Dziękuję, mój książę – odparła spokojnie, chociaż czuła, że się rumieni. – Ty również pięknie się prezentujesz, kolory twego rodu wspaniale podkreślają valyriański typ urody.

Uśmiechnął się z zamyśleniem, ale skinął głową.

– Zaszczycisz swoją obecnością jutrzejszy podwieczorek u Jej Miłości, mój książę?

– Niestety nie mogę, wyjeżdżam do Summerhall. Żałuję, że nie mogę spędzić więcej czasu z tobą, moją matką i jej damami...

Pragnęła go przytulić i pocieszyć, autentyczny żal w jego głosie łamał jej serce. Nim zdążyła wymyślić jakąś odpowiedź, zmienił temat:

– Powinnaś częściej nosić szmaragdy. Rubiny są piękne, ale nic więcej nie niosą, szmaragdy podkreślają twoje oczy, a przecież to właśnie one pokazują prawdziwe oblicze człowieka – stwierdził.

Uśmiechnęła się. Obiecała sobie, że wyrzuci wszystkie inne klejnoty.

– Ty jednak zawsze nosisz rubiny, nie ametysty – zauważyła.

Uniósł brew i zerknął w dół. Na guzikach faktycznie miał szkarłatny kamień.

– Chwilę wcześniej twierdziłaś, że te kolory mi pasują – odparł.

– A czy zaprzeczam teraz?

Uśmiechnął się i pomyślała, że dla tego widoku mogłaby nawet odrzucić Jaimego.

– Księciu Smoczej Skały nie wypada nosić innych barw niż rodowe, nawet jeśli bym tego bardzo pragnął. Zazdroszczę czasami Viserysowi tych kolorowych strojów.

Zachichotała.

– Mówił ci ktoś, że pięknie wyglądasz, gdy masz dobry humor? – spytał Rhaegar.

Takiego zdania mogłaby się spodziewać po byle rycerzu bez włości, a nie księciu zaczytującym się całymi dniami w valyriańskiej poezji. Wydęła usta. Za tym musiało czaić się coś więcej.

– Dzisiaj? Tylko Axell Florent, stryj Gerion, Jon Connington, Myles Mooton, trzy moje służki i dwóch strażników... – wyliczyła. – Wydaje mi się, że kogoś pominęłam, ale raczej sobie nie przypomnę...

– Więc nie powtórzę tak mało oryginalnego komplementu. Ile razy słyszałaś, że pięknie tańczysz? – W jego oczach błyszczała niewielka iskra.

– Trzy.

– Cóż, ludzie często się powtarzają, prawda? – Uniósł brew. – Niewątpliwie mają jednak rację. Twój szczery uśmiech ogrzewa tak, jakby nadeszło lato i sprawia, że cały świat staje się żywszy i przyjemniejszy, gdy niknie, wydaje się, że słońce chowa się za chmurami, a wszystko pogrąża się w mroku.

Na policzki wpełzł jej ciepły rumieniec. Zaklęła w myślach. Gdzie się podziała godność Lannistera?

– Każdy twój ruch w tańcu przypomina kroki lwa, pełne gracji, ciche i zaplanowane, stanowisz ideał do którego dążą wszystkie kobiety. Tylko na ciebie patrzy cała sala... – ostatnie zdanie wypowiedział szeptem.

Pozory myląWhere stories live. Discover now