Po raz pierwszy zjawił się przed laty jeszcze jako dziecko. Wysoki, przystojny, chociaż nieco przygarbiony i chuderlawy chłopak przypominał swego dziadka. Jednak to podobieństwo do kogoś innego uderzyło ją w brzuch niczym solidne kopnięcie. Upadła na kolana, nie mogąc wycharczeć ani słowa, oczy piekły od powstrzymywanych łez.
Te fioletowe oczy... błyszczące w dziwny, nieco maniakalny sposób. Szeroko otwarte i otoczone gęstym wianuszkiem kobiecych rzęs. Te delikatne rysy godne smaje Dziewicy i spojrzenie, które zamiast spoglądać na dno duszy człowieka, omijało go bez zainteresowania, a skupiało się na celu odległym i niegoścignionym.
Przez lata nic się nie zmienił. Przy oczach nie pojawiła się ani jedna radosna zmarszczka, którą dzieliłby z jej ukochanym, jednak rękawy wypełniły się, a barki wznosiły się dumniej z nowodnalezioną siłą. Przypominał tym drugiego brata swego dziadka, tego który zmarł jako pierwszy.
– Wspaniale cię widzieć, ciociu Jenny.
Zamarła. I skrzywiła się. Niewielu ludzi z tą dworską manierą przeciągania sylab mogołoby się zwrócić do niej szczerze takimi słowami. Pamiętała te wszystkie żmije, które z pogardą kpiły jej prosto w twarz, obrzucając wyszukanymi zwrotami. A ona nie umiała odpowiedzieć. Czuła się wręcz jak dziecko na dworze. Aż w końcu jedyną obroną stało się udawanie wariatki. To przynajmniej płoszyło część panien.
– Nie jestem Jenny – odparła. – Nie tańczę już z duchami.
– Szukałem cię w Summerhall. – Melodyjny głos odziedziczył po matce.
To dalekosiężne spojrzenie peszyło ją. Jakby nie mówił do niej, a do siebie, niczym bóg napawający się swym dziełem. Jedynym celem świadka było dokumentowanie każdej sekundy, ruchu, słowa – cenionego wyżej niż złoto.
– Opuściłam je. Niewiele czasu mi zostało, nie spędzę go z duchami. I tak niedługo do nich dołączę. Muszę pożegnać się ze światem.
Skinął głowy, jakby dokładnie rozważając każde słowo, a jednocześnie myśląc o podnioślejszym celu. Nie po raz pierwszy pomyślała, że ta rodzina była jedyna w swoim rodzaju. I to niekoniecznie było dobrą cechą.
– Twoja rada byłaby niezbędna w erze, która nadchodzi. Czuję, że to się zbliża. Wkrótce nadejdzie Książę Obiecany, a wraz z nim Długa Noc – odparł.
Jenny pokręciła głową.
– Na co ci rada pokręconej staruchy? Och, mój książę. Ja nie mam w sobie żadnej mądrości. Chcesz pomocy, to proś Dzieci Lasu. – Westchnęła przeciąle. – Cztery dni drogi na zachód od Harrenhal stało kiedy wzgórze, raczej stoi też nadal. Ten, na jego szczycie rośnie Drzewo Serce. Być może znajdziesz moją starą przyjaciółkę. W sumie jedyną, jakby tak pomyślęc. – Skrzywiła się, przypominając sobie Ritę Stokeworth, którą kiedyś uważała za bliską, a okazała się kolejnym wężem. – A być może nie znajdziesz. Nie wiem. Możesz też płynąć na Wyspę Twarzy, chociaż nie wiem, czy będziesz tam chcianym gościem. Raczej takim, jakim ja byłam w zamku. Więc lepiej pomódl się z brzegu jeziora... Nie mam pojęcia, czy ktoś słucha. Ale spróbować chyba warto, co nie?
Skinął głową. Pewnie młodzian wysłucha każdej rady, byle tylko udowodnić sobie, że nie popadł w szaleństwo równe jego ojcu. Jenny sama nie była pewna. Ta obsesja – poszukiwanie przyszłości, prawdy, za wszelką cenę wypełnienie przyszłości, ocalenie świata... Cieszyła się, że nie dożyje chwili, gdy z tego coś wyniknie.
– Ech, dość gadania. Zaśpiewaj mi. I błagam, tylko nie o mnie. Może Niedźwiedź i dziewica cud? Od dawna nie słyszałam tej przyśpiewki. I Żony Dornijczyka też. Trzeba przyznać, że to trochę lepsza piosnka. Niedźwiedź jest trochę przydługi. Ale po paru kuflach ale nagle robi się ciekawy. Sam rozumiesz. Zaśpiewaj obie. Masz może coś do picia?
YOU ARE READING
Pozory mylą
FanfictionRhaegar Targaryen nie żeni się z Elią Martell. Król Aerys zostawia mu wolną rękę, samemu woląc poświęcić myśli rozmowom z Głosami. Lyarra i Rickard Starkowie pracują nad umocnieniem pozycji Północy w Westeros. Lyanna Stark wychowuje się u nudn...