7. Lyanna I: Strzały i wrony

41 4 0
                                    

Wpatrywała się intensywnie w czerwony punkt, jakby chciała go wypalić spojrzeniem. Przełknęła ślinę i uniosła łuk. Przejechała palcami po suchym, wypolerowanym drewnie. Wyjęła pierwszą strzałę z kołczanu i, nie zwlekając ani chwili dłużej, napięła cięciwę i w mgnieniu oka puściła ją. Biała lotka wystawała z samego środka tarczy.

Lyanna uśmiechnęła się. Odkąd skończyła dziewięć lat, ćwiczyła z łukiem – wpierw pod czujnym wzrokiem matki i zbrojmistrza, a później nauczyciela z Wysp Letnich, Mynascha, na którego lord Rickard wydał fortunę.

Początkowo Lya pragnęła miecza, ojciec zaś chciał z niej zrobić damę, w końcu jednak lady Lyarra uznała, że łuk to idealny kompromis, szczególnie, że od przybycia Domerica Boltona do Winterfell ich córka przykładała się również do nauki historii, języków, etykiety, a nawet – ku olbrzymiemu zdziwieniu matki – szycia. Jednak gdy Lya poznała córkę Dacey Mormont, zrozumiała, że powinna była walczyć o znacznie więcej.

Spojrzała na kolejną tarczę, ustawioną znacznie dalej i pod trudniejszym kątem. Napięła cięciwę, jednak zawahała się przed strzałem. Poprawiła ułożenie łuku i puściła. Czerwony punkt został zasłonięty przez czarne pierze.

– Nie, nie, nie, lady Lyanna. Za długo celujesz. Lepiej wypuścić strzała i nie trafić, a zaraz za nią posłać następna niż stać w bezruchu... – tłumaczył Mynaschan z miękkim akcentem. – I nie zaciskaj tak mocno ręki. Męczysz ją. Rozluźnij się.

Położył jej ciepłą dłoń na ramieniu. Odetchnęła. Letniacy byli dziwni, bardzo otwarci w kontaktach międzyludzkich. Żaden mieszkaniec Westeros nie dotknąłby bez pozwolenia córki lorda Starka, a Mynaschan nie miał żadnych obaw nawet, aby uściskać ją, gdy dobrze sobie radziła.

Spróbowała jeszcze raz. Trzecią tarczę ustawiono daleko sprzodu po lewej. Lyanna bez myślenia wypuściła strzałę. Trafiła w drugi pierścieć od czerwonej kropki. Zacisnęła zęby i spróbowała jeszcze raz. Kolejna lotka śmignęła, trafiając prosto w punkt.

– Świetnie, lady Lyanna. Jeszcze trochę i będziesz najlepszy łucznik w Westeros – powiedział.

W jego ustach brzmiało to jak melodia. Zarumieniła się.

Odkąd po raz pierwszy zobaczyła Mynaschana, a miała wówczas dwanaście lat, wiedziała, co to znaczy zauroczyć się. Mogła myśleć tylko o jego czarnej jak węgiel skórze, błyszczących lokach, pełnych ustach i oczach jak smocze szkło. Stanowił dla niej całkowitą odmianę, a ciepły sposób bycia sprawiał, że topiło jej się serce.

Domeric początkowo tylko trochę żartował z niej, jednak im więcej czasu mijało, zaczynali się coraz mocniej sprzeczać. Gdy w końcu przestała z nim rozmawiać i zaczęła zastępować jego towarzystwo podczas przejażdżek Benjenem, ich spór sprzed lat rozgorzał ponownie. W końcu zakończyło się to kłótnią tak gwałtowną, że Boltona prawie odesłano z powrotem do Dreadfort. Mieszkańcy Winterfell musieli zmagać się z pełnymi półsłówków krzykami, długimi tygodniami milczenia, a przede wszystkim bezradnością lorda i lady Stark, którzy nie potrafili zrozumieć przyczyny tego wszystkiego. Najbardziej jednak ucierpieli Dacey Mormont i Ian Manderly, zmuszeni do opowiedzenia się za jednym z przyjaciół.

Aż pewnego dnia podczas ćwiczeń łucznictwa Mynaschan wspomniał mimochodem o zaręczynach z Hestą, piękną myśliwą z zimowego miasta i wszystko się zmieniło.

Mimo typowo męskiego zajęcia Hesta wyglądała naprawdę kobieco i ponętnie, poruszała się z gracją cieniokota, a jej perlisty śmiech bardziej pasował do szlachcianki niż koński rechot Lyi.

Lyanna nie była zwykłą damą, tylko Starkiem, więc nie zareagowała jak takowa. Nie płakała, nie krzyczała, nie błagała. Do końca zajęć pozostała cicha i chłodna, przypominając bardziej Neda niż Brandona, a dla tych, którzy nie znali dobrze lady Lyarry – bardziej ojca niż matkę.

Pozory myląWhere stories live. Discover now