4

845 71 10
                                    


Cholera! Mogłam trzymać ten jebany język za zębami, teraz muszę łazienki szorować. 

**

Po skończonej pracy zaczęłam kierować się w stronę jadalni.

- Magnolia! - usłyszałam głos mojego ,, kochanego" Ackerman'a, czujecie ten sarkazm?

Odwróciłam się do niego żywiąc urazę.

- Dobrze sprzątasz. - powiedział a we mnie się gotowało, co rzadko mi się zdarza, prawie nigdy. - Później wstaw się do mojego gabinetu.

Odeszła bez słowa, jeszcze powiedziała bym o słowo za dużo i co? Może by kazał mi jego buty językiem czyścić? Cholera, apetytu to ja wcale nie miałam.

Jeszcze mi tego drugiego trutnia brakowało... Yukin.

- Cześć Rachel. - przywitał się. - Ostatnio mówisz mniej niż zazwyczaj o chodzisz bardziej zła niż obojętna, dziwne. Zacząłem się martwić bo ci się to nigdy nie zdarzyło. Coś jest na rzeczy? Jesteś może na kogoś zła? Albo jeżeli mógłbym coś dla ciebie zrobić...

- Nie pierdol. - ucichł. - Dziękuję.

Od razu lepiej.

- Ale serio pytam, co jest?

Kurwa.

- Nic takiego, zdaje ci się. - powiedziałam i miałam wychodzić gdy zaczepiła mnie jakaś dziewczyna.

- Zaniosłabyś kolację kapralowi? Ja mam trening, nie mogę się spóźnić. - niechętnie wzięłam tace i poszłam w kierunku gabinetu kaprala. Było mi po drodze.

Zapukałam, ale nie usłyszałam odpowiedzi. Pozwoliłam sobie wejść, przecież i tak miałam przyjść. Kapral spał oparty i biurko, westchnęłam męczeńsko i położyłam tace na fotelu, poukładałam bałagan jaki miał na biurku ,, niby pedant a tu taki bałagan zostawił."

Papiery, teczki i książki były poukładane idealnie na kraju biurka, najpierw papiery w dwóch słupach, po w jednym by się wywróciły, teczki z przeciwnej strony, a obok teczek książki. ,, Pięknie", pomyślałam, położyłam tace na środku biurka a moim oczom rzucił się czarny, skórzany notes, który kapral miał na kolanach, ciekawość wzięła górę i zaczęłam czytać.

- Co ty do kurwy nędzy wyprawiasz? - usłyszałam, podskoczyłam jak poparzona, po czym spojrzałam na kaprala.

- Ładnie to tak czytać nie swoje sprawy?- zapytałam.

- Ładnie to tak wchodzić bez pozwolenia? - po tych słowach popatrzył na czyste biurko i tace z jedzeniem.

- Posprzątałam ten misz masz, który miałeś na biurku przed kilkoma minutami. - powiedziałam i poczułam się dziwnie, jakoś niezręcznie. - Przyniosłam ci również kolację, zostałam o to poproszona, zgodziłam się bo nie wyglądało na to że będziesz mieć czas i się nie pomyliłam...

- Dziękuję. - powiedział a ja popatrzyłam na niego jakby się z księżyca urwał.

- Co? Ja dobrze słyszę? - przetarłam oczy i stuknęłam sobie palcami w głowę. - Może jeszcze śpię, albo mam Deja vu ( nwm jak się pisze, chodzi o deża vi)

- Idiotów nie sieją...

- To mój tekst. - mruknęłam. - A więc po co miałam tu przyjść?

- Powiem konkrety, nie lubię przeciągać. Isabel chciała abyś zamieszkała z nią, takim jednym facetem i ze mną, w tedy mieszkaliśmy w podziemiach. - miałam wrażenie, że się przesłyszałam.

Isabel chciała abym mieszkała z nim! Z Levi'm? Coo?!

- To jakiś żart? - zapytałam. - Kiepski trochę.

- Czy ja wyglądam na żartownisia? - wkurzył się.

- No tak, przepraszam. - ,, wiecie czego najbardziej nie lubię? Udawać że jest mi przykro lub że jestem komuś wdzięczna..."

- Uznałem że powinnaś wiedzieć, w końcu byłyście spokrewnione.

Nic nie powiedziałam. Bo co mam mówić? W tej chwili najchętniej poszłabym poczytać, nie chce mi się siedzieć z tym trutniem.

- Nic nie powiesz? - zapytał unosząc jedną brew.

- Nie, bo po co? - skrzyżowałam ręce na piersi. - Co się stało to się nie odstanie.

Skrzywił się, ciekawe o czym pomyślał, tak naprawdę to mnie nie obchodzi, chce iść poczytać.

- Akcja z książką w pokoju 218... - zaczął a ja czułam już co się świeci. - Tamta ma już karę, a ty nie, w takim razie... Bieg dookoła placu, całego placu.

Zwariował.

- Zwariował. - powiedziałam tak, że sama siebie nie usłyszałam.

- Kto zwariuję ten zwariuje, do upadłego! Wykonać kadecie!

Rzuciłam mu zabójcze spojrzenie i poszłam biegać bez większego gadania.

Zaczęłam rozgrzewkę, mięśnie będą mnie niemiłosiernie boleć jeżeli teraz zacznę biegać. Bieg wokół CAŁEGO placu zajmie mi tak około 30-40 minut zależy od tempa, jeszcze do upadłego... Cholera!

Zaczęłam biec, nie chciało mi się i to bardzo no ale cóż, nawet bronić się nie wolno, taka to sprawiedliwość. Cały... Plac... To jest tak absurdalne że aż głowa mała... Co-za-ba-ran!!!

**

Byłam już taka zmęczona, ale chciałam pokazać że potrafię, czułam te spojrzenie, wiem że na mnie patrzył ale ani razu nie zwróciłam uwagi na jego osobę, niech myśli, że nie wiem.

Stanęłam aby odpocząć i wyrównać oddech, niby już było do upadłego ale jeszcze mogę biec.

Wszystko by było w porządku, gdyby nie to że miałam powtórkę z rozrywki, znów ruszyłam krok do biegu i znów padłam na ziemię. Ale!! Na kolana!! Podparłam się rękami, które mimowolnie drżały.

Usłyszałam ciche kroki, nawet nie spojrzałam w tamtą stronę bo i tak wiedziałam kim jest ten człowiek

- Bawi cię to...? - brzmiało bardziej jak stwierdzenie.

- Kto wie, ale po takim wycisku może nalałem ci odrobinę oleju do głowy. - powiedział jakby dumny z siebie.

- Mnie nie zmienisz... - odetchnęłam siadając na ziemi. - Shadis mówił podobnie, zawsze biegałam do upadłego.

Nastała chwila ciszy, taka chwila jakby nad czymś intensywnie myślał.

- Idź się porządnie wykąp. - zaczął iść do zamku. - Nie zapomnij o szorowaniu łazienki.

Drań.

Levi pov.

Szedłem sobie korytarzem gdy zaczepił mnie... Shadis?

- Levi, widziałem że rozmawiałeś z Rachel Magnolią.

- Ta.

- Ta dziewczyna to potwór.

- Co?

- Codziennie miała ode mnie karę za coś dziwnego i codziennie biegała do upadłego. - zrobił przerwę. - nikt nie wytrzymuję ośmiu godzin a ona biegała ponad dziesięć.

Zdziwienie ukryte pod maską obojętnego zimnego drania. Dziesięć godzin? Co kurwa? To jakiś kiepski żart?

- To potwór. - powiedział i odszedł

SnK | Bez Przyszłości...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz