( włącz piosenkę u góry.)
Zimno... Mokro... Coraz zimniej... Otworzyłam oczy, nade mną stała dziewczyna z pustym już wiadrem. Zaczęła się śmiać i poszła. Ja natomiast wstałam wytarłam się i wyszłam na trening.
- Rachel Magnolia!!! - krzyknął mi prosto w twarz rozwścieczony Shadis. - Dlaczego jesteście spóźnieni?
Popatrzyłam mu prosto w oczy, ręką wytarłam z twarzy krople jego śliny.
- Wypadek przy pracy. - odpowiedziałam obojętnie, mój wyraz twarzy wyrażał znudzenie.
- Co? - zdziwił się nadal kipiąc ze złości. - Dlaczego jesteście przemoczeni?
- Odpowiedziałam już. - patrzyłam na niego obojętnie.
- Za takie zachowanie. - wziął wdech. - Bieg dookoła korpusu treningowego!! Do upadłego!!! Wykonać!!
Zrezygnowana wzięłam wdech, zasalutowałam wystąpiłam z szeregu i zaczęłam biec. Słyszałam te chore śmiechy i głosy, ale ja miałam to w głębokim poważaniu, mogli mówić sobie co tylko chcieli ja się tym nie przejmowałam.
Bieganie nie jest takie złe, co jak co, ale taki wycisk poprawia mi kondycję i hartuje. Tyle razy już dostawałam taką karę, że nie zwracam uwagi na ośmiogodzinny bieg.
**
Biegam już ponad dziesięć godzin, moje nogi odmawiają posłuszeństwa, ale przecież do upadłego to do upadłego. Stanęłam aby odpocząć, popatrzyłam w stronę jadalni, owszem byłam głodna, ale musiałam biegać.
Odpoczęłam, wyrównała oddech i chciałam zacząć bieg. Pierwszy krok i wylądowałam twarzą w ziemi.
- Wystraszy już. - usłyszałam męski głos. Odwróciłam się tak, aby leżeć na plecach. - Trzymaj. - chłopak, który miał na bidę 180 cm wzrostu i blond włosy, podał mi mały bochenek chleba, który był lekko wyschnięty oraz miskę jakiejś papki, przypominającej jajecznicę.
Popatrzyłam na jedzenie i na niego, nie chciałam tego przyjąć, chłopak widząc mój opór uśmiechnął się serdecznie i na siłę wcisnął mi chleb do ust.
- Biegasz tyle czasu, powinnaś zjeść. - położył miskę na moich kolanach a ja sama wstałam do pozycji siedzącej. Zaczęłam jeść, powoli brałam małe kęsy aby przyzwyczaić żołądek do posiłku. - Smacznego. - powiedział siadając obok mnie.
- Chuj ci do tego, nie jem twojego. - powiedziałam na co on się zaśmiał.
- Nie byłbym tego taki pewien. - mruknął, wstał i zaczął iść w kierunku baraków. - Dobranoc. - rzucił na odchodne a ja nadal siedziałam cicho, powoli kończąc posiłek.
- Idiotów nie sieją... - mruknęłam pod nosem po czym zjadłam posiłek.
Odniosłam naczynie do kuchni, pozmywałam i wróciłam do swojego baraku, w którym były moje współlokatorki.
- Już wróciła? Jaka szkoda, myślałam że pobiega dłużej.
- Mogła zdechnąć podczas biegu.
Dziewczyny się zaśmiały.
- Dlaczego jeszcze żyjesz? Większość po takim wysiłku by dawno padła z wykończenia.
- Wybaczcie ale nie mam zamiaru umierać. - powiedziałam znudzona. - Poza tym, tylko słabi giną.
- To dlaczego Jeszcze żyjesz? - krzyknęła.
- Bo nie jestem słaba. - odpowiedziałam z chęcią zakończenia tej rozmowy prowadzącej do nikąd.
- Pff! W Żandarmerii nie przyjmą kogoś takiego!
- Nie zamierzam tam iść. - miałam mówić że są pijakami ale od razu te trzy kable poszły by do Shadis'a się poskarżyć. - Skończcie pieprzyć i do spania! - warknąłam.
Położyłam się na kozetce, która była jeszcze wilgotna po dzisiejszej pobudce wiadrem zimnej wody.
Obudziłam się rano, nie miałam ochoty patrzeć na te dziewczyny więc od razu wyszłam na śniadanie do jadalni. Usiadłam przy stole, sama. Zaczęłam jeść, inni śmiali się, rozmawiali lub krzyczeli, denerwujące.
- Mogę się dosiąść? - zapytał mnie męski głos.
Podniosłam wzrok ku górze, stał przede mną ten sam chłopak co wczoraj wieczorem. Skinęłam głową, a chłopak się dosiadł.
- Jestem Yukin. - powiedział nadal się uśmiechając.
- Rachel. - powiedziałam nie patrząc na niego.
- Jesteś małomówna... - stwierdził po czym zaczął jeść, ciągle mi się przyglądał. - Chwila... Rachel Magnolia? Wiesz jakie plotki o tobie krążą?
- Eh... Nie obchodzi mnie opinia innych. - powiedziałam , dokończyłam posiłek i poszłam umyć po sobie na naczynie.
- Powiedz mi Rachel. - chłopak wyrównał ze mną krok. - Gdzie będziesz chciała iść dalej? Ja idę do Żandarmerii lub Zwiadowców.
- Jestem tu z przymusu... Nie obchodzi mnie banda pijackich Żandarmów, Zwiadowcy też nie brzmią za ciekawie więc pozostaje mi Stacjonarka. - ,, tak szczerze to nie wiem na czym polega bycie Zwiadowcą..."
- Stacjonarni nic nie robią. - stwierdził.
- A Żandarmeria niby coś robi? - powiedziałam groźnym tonem. - To pijacy, grzeją tyłeczki za murem Shina.
- Nie powinnaś tego mówić głośno, możesz mieć przez to kłopoty. - ostrzegł mnie.
- Trudno. - rzuciłam. Chłopak poszedł gdzieś dalej a ja kończyłam zmywać.
- Magnolia Rachel!!! - usłyszałam głos Shadis'a.
Podeszłam do niego a on spojrzał na mnie srogo. Miałam wrażenie, że usłyszał mnie jak mówiłam o Żandarmach, ale tu chodziło o coś innego.
- Do końca tygodnia będziesz sprzątać w stajni za innych kadetów. - krzyknął a ja bez gadania zaczęłam iść w kierunku stajni.
Byłam pewna, że tamte dziewczyny były winne mojej karze, ale miałam to gdzieś.
- Zaczekaj! - rozpoznałam ten głos... Matko, Yukin. - Gdzie idziesz? Widziałem jak rozmawiasz z Shadis'em a potem wychodzisz.
- Do stajni.
- Po co? - zapytał
- Sprzątać. - odpowiedziałam obojętnie, chciałam skończyć rozmowę.
- Wiem, że sprzątać, ale tak dokładniej! - natrętny, ale nie żeby co, jestem spostrzegawcza i wiem o co chodziło w tej nieskładnej wypowiedzi.
- Shadis dał mi karę, muszę sprzątać przez tydzień za innych kadetów.
- No to nie jestem sam.
Popatrzyłam na niego pytająco.
- Sam pracuję w stajni już tydzień, ten następny będzie przyjemniejszy bo z tobą. - uśmiechnął się zawadiacko.
Przewróciłam oczami i zabrałam dwie pary wideł a Yukin taczki. Zabraliśmy się do pracy, cały czas siedzieliśmy w ciszy, bo nie widziałam potrzeby się odzywać. On chyba też zrozumiał moją małomówność
Po skończonej pracy, poszłam wsiąść kąpiel, wróciłam do baraku, zdziwił mnie fakt iż nie było w nim tamtych dziewczyn. Nie przejęłam się tym faktem zbytnio i położyłam się na kozetce. Zamknęłam oczy i odpłynęłam.
CZYTASZ
SnK | Bez Przyszłości...
RomanceByć, albo nie być? O to jest pytanie, tylko jak na nie odpowiedzieć? No i kolejne pytanie... Jestem w treningowym nielubiana, uważana za zimną szmatę. Nikomu nie pokazuje swoich umiejętności, no chyba że mnie wkurwi. Jestem silna poważna i zimna dla...