Harry przeciągnął się leżąc na miękkim materacu, a na swoim ramieniu poczuł głowę Ginny, która emanowała ciepłem i była całkowicie rozluźniona.
Jej ramię było odsłonięte, a ich nogi splątane ze sobą.
Słońce delikatnie przebijało się przez zasłony i przez kilka sekund Harry zapomniał, że jest w innym wymiarze, bo to wszystko było tak znajome. Było jak w domu.
Nie pamiętał już ile razy budził się w ten sposób przy swojej ukochanej... Dopiero zauważając ciemniejszy kolor na skórze Ginny, nie do pomylenia ze znajomym kolorem siniaków, przypomniał sobie, gdzie jest i dlaczego.
Przymknął jeszcze raz oczy i wypuścił ciężko powietrze.
Może to jednak sen? Może jeśli jeszcze raz spróbuje się obudzić, to to zniknie?
Jednak tak nie było.
Ginny przesunęła się przy nim i obróciła na drugi bok, owijając szczelniej kołdrą po sam czubek nosa.
Harry uśmiechnął się na ten widok i zaczepił jej włosy za ucho i pocałował kawałek wystającego policzka.
Mruknęła coś w odpowiedzi, ale nie było to żadne sensowne słowo, a jej oczy pozostały zamknięte. Harry postanowił jej nie przeszkadzać i pozwolić jeszcze odpocząć, a sam ostrożnie ześlizgnął się z łóżka i podszedł do krzesła na którym leżały zawieszone jego wczorajsze ubrania.
Wątpił, żeby mógł gdzieś tutaj znaleźć coś świeższego, ale pomyślał, że może potem zapytać Syriusza lub kogoś innego, że nie dałoby się dla nich zorganizować kilku koszulek i spodni.
Zerkając na ślady krwi i brudne otarcia na koszulce Ginny, stwierdził, że będzie lepiej jeśli od razu się tym zajmie, żeby nie musiała już więcej oglądać tej zniszczonej części garderoby.
Na palcach wydostał się z pokoju, uważając, żeby żadna deska nie zaskrzypiała pod jego stopami i znalazł się na korytarzu.
Zewsząd dochodziły głosy, ale nikt nie zwrócił już nawet na niego uwagi, kiedy przeszedł obok kilku niezamkniętych drzwi i zerkał do środka licząc, że zobaczy kogoś znajomego.
Ludzie przedyskutowywali coś, a potem wychodzili i znikali z Grimmuald Place. Widać rebelia była naprawdę zajmującym zajęciem, nawet o tak wczesnej godzinie jak szósta rano.
Harry zszedł na dół, po drodze o mało nie zderzając się z jaką czarownicą, która zmierzyła go tylko podejrzliwym spojrzeniem i pobiegła do jakiegoś pokoju, gdzie trzasnęła głośno drzwiami.
Harry'ego już nawet nie zdziwiło jej zachowanie.
- ... Jest już pełnoletni, nie da sobie wmówić, że ktoś ma prawo go niańczyć. – usłyszał głos Syriusza przy drzwiach do pokoju dziennego, naprzeciwko kuchni.
- Od dawna ryzykuje, tak jak my wszyscy, ale nie przekonasz mnie, że nie mam prawa martwić się o niego. To jest mój syn... - odezwała się Lily wściekłym tonem.
Harry zerknął do środka.
Lily stała przy Syriuszu zaciskając pięści ze złości, widać, że byli w trakcie dość ostrego argumentu. James opierał się o fotel, przyglądając im w zamyśleniu, a o dziwo Isaac siedział na kanapie masując sobie skronie.
- Jest zdolny! Umie walczyć, sam go szkoliłem. Zaufałbym mu z własnym życiem!
- NIE MASZ WŁASNYCH DZIECI! – wrzasnęła Lily. – Nie masz własnych dzieci. – powtórzyła spokojniej. – Nie wiesz jak to jest. Nie masz pojęcia jakie to uczucie, kiedy się traci dziecko. – jej głos załamał się na ostatnim słowie, a James podniósł na nią wzrok. – Nie waż się, nigdy więcej, zachęcać go i sprzeciwiać mojej woli w jego obecności. Jestem jego matką i ma szanować moje zdanie!
CZYTASZ
I open at the new start [ZAKOŃCZONE]
Fanfiction[ZAKOŃCZONE] Harry Potter właśnie ułożył sobie życie w magicznym świecie po pokonaniu Sami-Wiecie-Kogo, ale los nigdy go nie lubił, więc stawia przed nim nowe wyzwanie. Tylko dlaczego jest ono tak strasznie podobne do poprzedniego? - A jednocześnie...