=2= (Nie) uciekniemy

877 59 20
                                    


*POV Erwin*

Dziewczyna strzeliła palcami, po czym podeszła do drzwi, zapukała uprzejmie i poprawiła włosy.

— Amm, przepraszam, wychodzimy. — powiedziała anielskim głosem. Z taka lekkością jak by zbierała kwiaty. Przecież nas do cholery od tak nie wypuszcza! Co ona sobie mysli?

— Dziecko, nie żartuj sobie z nas! Smith, odsuń sie o drzwi.

— POWIEDZIAŁAM WYCHODZIMY. — powtórzyła, łapiąc się rękoma za wystajaca z nas futryny belkę. Podciągnęła się na chudych patyczkach i z impetem uderzyla złączonymi nogami w drzwi, aż te ugieły się sile. Skąd tyle sily w tak małym ciele? Wyszła dosłownie razem z drzwiami, odbezpieczyła kabury i już po chwili miala parę strażników na celowniku. — Nie próbujcie nawet krzyczeć. Was jest dwóch, ja jedna. Ale różnic w tej nierównej grze jest wiecej. Wiem o was wszystko, wy o mnie nic.

— Nie dasz rady z całym korpusem żandarmerii. Jest ich za dużo o tej porze. — powiedziałem, zbliżając się do niej. Zachowywała się jak całkowity dzieciak. Mówiła o tym co reprezentuje, by zaraz potem sprzątnąć strażników. Jej spokój...Nie zmieszany niczym umysł. Mina zawodowego mordercy. Oto czym jest?

— Kto powiedział, że wyjdę bijąc się z nimi? — zapytała, patrząc przez ramie na mnie. — Teraz chłopcy mi powiecie gdzie jest bezpieczne wyjście, inaczej obiecuję nie będziecie zdolni do reprodukcji.

Słowa które padły z jej ust sprawiły, że ich kąciki się nieco uniosły. Czyżby serio nie miała zamiaru nikomu nic robić, a jedynie ich upokorzyć? Lecz dlaczego się śmieją?

— Zaraz zbiegnie się tu reszta! Myślisz, że pierwsza lepsza kobietka w przebraniu ucieknie stąd ze zdrajcą?!-Widać było że nazwanie mnie "zdrajaca" było dla niej jak dolanie oliwy do ognia. Chwyciła mocniej za broń. Skąd takie wyczulenie na moim punkcie? Może jest zwyczajnie dokładna i rzetelna.

— Dlatego pospieszysz się nim stracę cierpliwość. — przeciągnęła pistolet, sprawiając, że był gotowy do strzału. Coraz bardziej byłem ciekawy jaki ona ma udział w tym wszytskim, kim właściwie jest. Wiedziałem wiele, a ona nawet mi się o uszy nie obiła. Widać było, że nie była amatorem, lecz wciąż tylko gówniarzem.

Żandarmii ruszyli, nie mieli wyboru. Nawet mnie ta osoba napawa niepokojem. Z jednej strony stoicki spokój zaś z drugiej drobiazgowość która sprawiła by że po podwójnym morderstwie z szczególnym okrucieństwem nie było by śladu. Szliśmy długim, krętym, na wpół oświetlonym korytarzem. Czułem jak robi się coraz chłodniej, znakiem tego schodziliśmy do podziemi, żandarmi szli przed nami. Ja maszerowałem na samym końcu. Trzymała mnie za rękę, była niezwykle ciepła i delikatna obchodząc się ze mną, choć szorstkości w słowach również jej nie brakowało. Co jakiś czas obracała się, patrząc czy nikt za nami nie idzie. Nie mogłem oderwać uwagi od jej (k/t/o) oczu za każdym razem gdy się obracała. Znajome, ale przecież nie mogą być znajome!

Znów robiło się coraz cieplej, a powietrze utraciło wilgoć. Ścisnąłem mocniej dłoń (k/t/w)-włosej ona spojrzała na mnie, po czym pokręciłem głowa.

— Juz niedaleko. — wydusił jeden.

Dziewczyna stanęła, wciąż nie puszczając mojej dłoni. Opuściła głowę i broń. Mężczyźni przed nami stanęli, czułem niemal ich strach. Na co dzień aroganccy i pewni siebie stali przed osobą, o której nigdy nie słyszeli. Obrócił się w naszą stronę (k/t/o) podniosła wzrok i uniosła gwałtownie pistolet. Zielony płaszcz w jednej sekundzie stał się jakby jedną tafla materiału, sprawiając, że w oczach żandarmów dziewczyna dawała wrażenie wyższości.

Oddała pojedynczy strzał, który przerwał ciszę, która była wręcz straszna. Nagle mężczyzna stojący dalej złapał się za ucho, jego dłoń zaraz zabarwiła się krwią.

„Never Enough" - Reader x Erwin SmithOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz