=4= Twoje perfumy.

619 61 18
                                    

— Nie znam cię, wątpię bym kiedyś zdołał to zrobić, ale nie jesteś bandytą. — powiedział z czystością sumienia. Czuł się przy tobie dziwnie. Wyjątkowo? Wiedział ile teraz kosztuje informacja o wszystkim. Kto kim jest? Jaki ma motyw działania. A ty? Rzuciłaś swoją idealną anonimowość dla niego. Dla misji? W sumie, czy musiałas to robić?

— Właśnie, nie znasz mnie. Uwierz, że nie chcesz tego zrobić. Trzymaj się z dala jeżeli to możliwe i na tyle blisko, by być bezpiecznym. Wiem, że możesz być w szoku po dziejszym dniu, ale spokojnie, najgorsze za nami. — odparłaś, oficjalność twoich wypowiedzi dziwiła nawet ciebie. Ale wiedziałaś jak wszystko się skończyło poprzednim razem. Ludzie to tylko istoty z wadami... ale zaraz, ludzie to tylko istoty, ale również z zaletami.

Wstałaś, po czym podeszłaś do zewnętrznej krawędzi muru. Rozległ się nieoczekiwany gwizd. Podszedł do ciebie Erwin i popatrzył razem z tobą na dół. Zapach mężczyzny był dość specyficzny, sama jego obecność sprawiała że czułaś się nieco inaczej. Agh, dalej w głowie miałaś to jak go przytuliłaś. On z resztą również o tym myślał. Obydwoje wiedzieliscie, że to na potrzeby misji. Taka miła chwila...

— To nasze konie? — rzucił na przerwanie niezrecznej ciszy.

— Yup, dasz radę trzymać wodzę?

— Pewnie, nie róbmy ze mnie kaleki.

Podniosłaś się, po czym uśmiechnęłaś, wzruszając ramionami. Ukoniłaś się nisko, podnosząc zadziorny wzrok na mężczyznę. On również się uśmiechnął. Czyżbyś miała byc JEGO KSIĘCIEM NA BIAŁYM KONIU?

— Jak pan chce... — uśmiechnęłaś się delikatnie.

— Erwin,wystarczy. — powiedział pewny siebie.

Waszą rozmowę przerwało rżenie konia, blondyn spojrzał w dół, następnie na ciebie. Nie rozumiał gdzie chcesz go wywieźć, skoro mury to jedyne bezpieczne miejsce. Rozmyślając miałaś dłonie oparte na biodrach. Zmierzyłaś wzrokiem Smitha, po czym podeszłaś do niego, przekrzywiłaś głowę i zmróżyłaś nieco oczy.

— Obejmij mnie tak jak ci wygodnie i w miarę mocno. — mężczyzna popatrzył na ciebie z wielkim zdziweniem w oczach. — Nie patrz na mnie jak na idiotę, tylko się mnie złap, bo nie chcę żebyś spadł. To, że masz drugie życie nie znaczy, że masz ich więcej.

Wytłumaczyłaś wszytsko, po czym znów patrzyłaś się za siebie na miasto. Wiedziałaś, że nie masz za dużo czasu. Generał założył rękę wokół twoich bioder, podobnie zrobiłaś ty, lecz nieco wyżej. Musiałaś też jakoś sterować sprzęt.

Gdy jakoś udało wam się zejść na dół, spojrzałaś tylko kontrolnie na mur i na Erwina. Wszytsko w porządku, ruszyłaś dalej. Widząc przed sobą znajomą twarz nieco uspkoiłaś się. Znajomą twarzą był niejaki Jeeremi Stan. Szatyn siedział na dorodnej klaczy w czarno białe plamy *Koniarze nie bić, nie wiem jakie to umaszczenie ;-;* twój koń który od razu cię rozpoznał był ciemnokasztanowy z czarnymi nogami. Wierzchowiec, którym miał jechać Erwin był najbardziej doświadczony i opanowany. Wolałaś dać mu coś pewnego niż jechać ze starchem, że koń może wpaść w histerię, w końcu zwierzęta te tak nie wiele różnią się od ludzi. Pierwszy ruszył Jeeremi, za nim Smith, zaś ty na końcu.

Widziałaś z jaką gracja Erwin panuje nad koniem. Jego zręczność pomimo uszczerbku była imponująca, alegoria prawdziwego męstwa i rozwagi właśnie przed Tobą jechała. Jechaliście coraz szybciej, stopniowo oddalajac się od murów, Jeeremi był doskonałym nawigatorem. Nawet w kompletnych ciemnościach potrafił się znaleźć. Jechaliście w dość dziwnym kierunku, nie było tam dosłownie nic prócz gęstego boru, w którym czyhało wiele niebezpieczeństw. Wszyscy byli mocno zmęczeni, lecz żeśkie powietrze, napełniając płuca dawało nową siłę. Bezchmurne niebo dawało cudowny widok, na rozsiane gwiazdki, które czasami układały się we wzór.

„Never Enough" - Reader x Erwin SmithOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz