=6= Nasz ostatni wieczór.

449 49 8
                                    

— Była, a raczej jest wyznawczynią własnych zasad. Dla niej nie ma czegoś takiego jak moralność czy dobro ludzi. Nie. — odparłaś, ostatecznie biorąc ostatni łyk napoju. — Ona miała typowe wilcze oczy... typowe oczy Reiss. Ja cóż...

Widząc minę Erwina można było stwierdzić, że nie jest w stanie pojąć tego, co tak naprawdę się działo. Milczał przez dłuższą chwilę.

— Czyli ma zdolność przemiany się w tytanav — zapytał z dziwnym olśnieniem na twarzy.

— Prawdopodobnie tak.

— A co z tobą?

— Szczerze? Nie wiem, nie chcę wiedzieć. — odparłaś na prędce. Wzięłaś głęboki oddech. — Mniejsza z tym, jak się czujesz? Wszystko w porządku?

— Tak, oczywiście... Odpocząłem jak nigdy dotąd. Dziękuję za całą opiekę. Nie wiem nawet jak ci się odziedziczyć. — Podnioslas brew znad kubka, po czym zmierzyłaś mężczyznę wzrokiem.

Jego „ludzkość" coraz bardziej cię uderzała. Wciąż widziałaś na jego szyi miejsca po przypalaniu papierosem. Opuchniete oczy, zatarcia i ranki. Jego skromność, ciepło i uśmiech sprawiały, że nie czułaś zmęczenia nawet po dwóch dniach bez snu. To szalone... nie było meidzy wami żadnej chemii, a przynajmniej być nie powinno.

— To mój obowiązek. Jutro z rana zobaczysz się ze swoimi ludźmi. Po południu będziesz miał audiencje u królowej. — Obojętność w twoim głosie czasami mroziła krew w żyłach. Teraz tylko w sposób nie wytłumaczalny smuciła Erwina. Nie! Między wami nie może nic być...

— Amm, czy mógłbym o coś cię zapytać?

Wydukał z pewną nieśmiałością. Odstawiłaś dokumenty i kawę, patrzyłaś tylko i wyłącznie na rozmówcy.

— Oczywiście.

— W sumie to mam dwa pytania... Pierwsze, czy ty jako osoba, która mnie zna, możesz powiedzieć czy widzisz we mnie człowieka? Ito w stajni... wiesz.

— Wybacz, to był impuls. Sprawiałeś wrażenie jakbyś tego potrzebował. Ludzie po takich przezyciach cóż... Po drugie jutro oddaje cię w ręce królo-

— Potrzebowałem. — odparł twardo.

Było mu tak cholernie żal w tej chwili. Miał wrażenie, że gdy już będzie musiał współpracować z królową twój kontakt z nim zniknie. Przez chwilę poczuł się tak materialistycznie. „Oddać królowej". Nie wiedział w sumie sam czego chciał. Przecież ty nie możesz mieć go za kogoś więcej.

Lekko uchyliłaś usta, wstałaś błyskawicznie. Znów to samo! Ta chęć by poczuć go przy sobie!

— A teraz?

Zaczeliście iść w swoją stronę, mierząc się wzrokiem. Spięci, zdenerwowani. Nie wiedząc co się dzieje i czego oczekuje druga osoba. W końcu wasze ciała się spotkały. Wtuliłaś się w wysokiego mężczyznę, a on przygarnal cię do siebie. Czuł słodki zapach twoich włosów, oparł się na czubku twojej głowy twarzą. Nigdy nie czuł się tak słaby, a zarazem silny w obliczu jednej osoby. Jego oczy zrobiły się przez chwilę wilgotne. Zacisnęłaś swoje ręce, nie chcialas go oddawać. Ale zaraz! Ale już jutro... staliście tak napawajac się chwilą i spokojem. To ciepło długiego człowieka, ta bliskość. Nie wypowiedziane słowa mówią najwięcej. Powiedz mi, ile waży chwila?

Do jadali wraz z kolacją miała już wejść gosposia. Kobieta wychylajac się zza ściany, zobaczyła was i cofnęła kroku. Nigdy nie widziała cię w objeciach innego mężczyzny. Sama również wiedziała, że jeżeli zajdzie to za daleko mogą być z tego tak potworne kłopoty, że ludzi umysł nie jest sobie w stanie tego wyobrazić.

— Czy już nie chcesz mnie oddać? — zapytał, przerywajac chwilę.

Oddaliłaś głowę od jego klatki pieriowej, mężczyzna popatrzył lekko w dół, ty zaś w górę. Wasze oczy się spotkały.

— Erwin, to nie jest tak że ja chcę cię oddać. Wolałabym spytać o zdanie ciebie i wtedy coś zadecydować ale... nie mam starcia z siłą królewską.

— Jesteś jej siostrą, napewno da się coś zrobić.

— Dlaczego chcesz ze mna zostać?

— Sam sobie zadaję to pytanie. Wiem, że nie powinienem zawracać ci głowy i robić ci problemów. Przecież to twoja praca, obowiązek, a ja bezczelnie wpierdalam się z butami. — puszczając cię całkowicie, zwiesił głowę.

— Zrobiłeś tyle dla ludzkości, a nie zrobiłeś nic dla siebie. Chyba najwyższa pora to zmienić. Jeżeli naprawdę chcesz być ze mną jak do tej pory będziesz musiał poczekać. — stajac na palcach położyłaś dłoń na jego ramieniu, a następnie złożyłaś delikatny pocałunek na jego czole.

Blondyn był w szoku. Uczucie jakie go przepełniało... Nigdy czegoś tak wspaniałego nie czuł. Tak prosty gest rozpalił w nim chęć sprawienia by „jutro" było jak najlepsze. W jednej chwili poczuł się tak bezpiecznie. Zwykłym spojrzeniem dawałaś mu niewyjaśnioną siłę. Nie chciał odchodzić.

Wasza rozmowa ciągnęła się do później godziny, nigdy nie przypuszczałaś, że z jednym człowiekiem możesz mieć tak wiele wspólnego. Nawet błache tematy wydawały się szalenie interesujące. Wspólna kolacja nigdy nie była czymś tak przyjemnym. Ale dlaczego wszystko co dobre tak szybko się kończy? Przecież to nie bajka, tu nie ma pięknej księżniczki i księcia. Tu codziennie giną ludzie, a wy macie być kolejnym trybikiem w tej machnie, aby ruszyła i ocaliła te istniejace i jeszcze nienarodzone życia.

Następnego dnia, Erwin budząc się zobaczył ciebie wchodząca do jego pokoju. Przetarł senne oczy i podniósł się do pionu, podpierając się ręką. Niosłaś w dłoniach nową śnieżnobiałą koszulę oraz resztę garderoby.

— Och, wstałeś? To świetnie, już czekają. — rzuciłaś promienny uśmiech w stronę mężczyzy, który zadziałał lepiej niż espresso.

— Tak, tak. W tym pokoju zawsze się tak świetnie śpi, jest takie świeże powietrze.

Wyszłaś z jego pokoju, po czym spojrzałaś na zegarek. *nie wiem czy w uniwersum występują, ale ok*. Smith uwinął się wyjątkowo szybko. Gdy tylko wyszedł z pokoju starał się ciebie znaleźć. Stwierdził, że pewnie znów wlewasz w siebie kolejne litry kawy w jadalni, by jakoś funkcjonować.

W sumie czuł lekki respekt do ciebie, bo prócz tego, że prowadzisz tajemnie cały jeden garnizon to jeszcze wykonujesz takie misje jak te, gdy musiałaś go odbić. Zastanawiało go jakim cudem generałowie formalni są tobie podlegli. Nikt nie chce oddać po dobroci władzy. Idąc długim korytarzem do miejsca gdzie miał cię ujrzeć rozmyślał o tym wszytskim. Tak szybko wszytsko się działo, niech zwolni chociaż odrobinę...

Wszedł do jadalni, po czym zobaczył wszytkich tych o których tak bardzo się martwił. Hanji, Levi, Eren, Mikasa, Armin, Sasha, Connie, Jean i oczywiście Historia. Jako pierwsza podbiegła ta ostatnia. Z łzami uściskała generała, była pewna, że już nigdy go nie zobaczy. Mężczyzna przygarnął ją do siebie i po chwili puścił. Wszyscy zostali ugoszczeni kawą i ciastem. Erwin zasiadł na początku stołu. Wszyscy patrzyli na niego z pewną dozą przerażenia. Wszyscy prócz Leviego, który tradycyjnie wyglądał jak by przyćpał. Smith nieco zmieszany ogarnął wszytskich wzrokiem i krząknął:

— Miło mi was znów wi-.

— Nic ci nie jest?! — krzyknął Jean. Wszyscy zdawali się siedzieć w takim napięciu, jakby zaraz miło się coś stać.

— Oczywiście, że nie, skąd to pytanie? — zapytał nieco zdezorietnowany.

— To coś jest szalone! Wiesz jakim cudem się tu znaleźliśmy!? — Głos Altera drżał dosłownie, gdy to mówił. Generał był mocno zaniepokojny co się wydrarzyło, ale w końcu nikt nie miał żadnych obrażeń.

— Ktoś mi wyjaśni wreszcie co się stało?! — usniósł zdenerowany głos.

— To nas zabije! Łącznie z tobą!

„Never Enough" - Reader x Erwin SmithOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz