Powiem prosto z mostu: nie wiem, jak zacząć. Być może to kwestia tego, że jestem świeżo po zredagowaniu poprzedniego artykułu, którego kolczasty autor również miał podobny problem, być może to kwestia przedawkowania kofeiny, być może po prostu jest to temat tak wielki i niemożliwy do wpakowania w mądre ramy, że zwyczajnie ciężko postawić tę pierwszą, wyznaczającą początek.
Nie będę ukrywać, że perfekcjonizm mam wpisany w geny, wypity z mlekiem matki. I to nie perfekcjonizm, który kojarzyć się może z panem w garniaku, mającym idealnie wyprasowaną koszulę i portfel pełen równo ułożonych banknotów. Mam na myśli chorobliwe, doprowadzające do degradacji własnego środowiska wewnętrznego uzależnienie, które równocześnie wspomaga mnie krótkimi błyskami dowartościowania, gdy znowu zgarnę najwyższą punktację na roku, ale i absolutnie blokuje inwencję twórczą, bo przecież zawsze gdzieś zgubię ten cholerny przecinek!
Ale nie, nie chcę zrobić z tego rozdziału wodospadu żalenia się. Wolę połączyć to z kilkoma aspektami, które ostatnio silnie mnie dotknęły, a które może dotykają i Was, w większości – młodzież w wieku szkolnym. I powiem Wam bez jakichkolwiek ogródek: będę w tym wszystkim cholerną hipokrytką.
Obserwuję młodszego brata, obserwuję moich uczniów, obserwuję Was i znajomych. Wielu, naprawdę wielu pogrążonych jest w wyścigu ocen, sprawdzianów i kolejnych kartkówek, które mnożą się i mnożą, skutecznie odbierając Wam nie tylko czas wolny, ale przede wszystkim spokój ducha i zdrowie psychiczne. Zabrzmię teraz jak zmanierowana ciotka z wielkim pieprzykiem na brodzie, ale "wiem jak to jest". Konkursy, koncerty, ciągły obowiązek prezentowania się z najlepszej strony. Bo o ile jeszcze wynik kartkówki mogę przed kimś ukryć, o tyle posypanie się w środku utworu na oczach publiczności raczej nie przejdzie niezauważone. Pojawia się więc nieustanne dążenie do bycia jak najlepszym, żeby nie przynieść wstydu sobie i całemu światu. Inne powody, które z pewnością dzielimy?
Rodzice. Nie zrozumcie mnie źle! Wiem, że chcą dla nas jak najlepiej. W ich oczach wyniki w nauce są niejako fundamentem pod naszą przyszłość, gwarancją bezpieczeństwa, finansowej stabilizacji. Ale czy tylko? Ile to razy człowiek słyszy plotkujących dorosłych, którzy wymieniają się uwagami typu:
– A moja Kasia to ostatnio dostała piątkę...
– Mój Krzysio pojechał na olimpiadę...
– A tamta Marta to podobno same problemy...
Kolejne szpileczki. Nie musimy słyszeć uwag o sobie, wystarczy nam to, co słyszymy o innych. Trudno wtedy nie poczuć się osaczonym. Dociera do nas, że jesteśmy żywą wizytówką swoich rodziców, swojego nazwiska, szkoły, nauczyciela czy klasy. Przedmiotem, który ma lśnić. A to, że oddychamy? To, że myślimy? Czy to ma znaczenie?
Czasem wydaje mi się, że nie bardzo. Podzielę się z Wami sytuacją osobistą, dość absurdalną. W poprzednim semestrze wylądowałam na urlopie dziekańskim. Ot, rzecz – zdawałoby się – normalna. Zaświadczenie od lekarza, leki, choroba nie wybiera. Nie było mowy o ćwiczeniu, ale udało mi się chodzić na niektóre przedmioty, żeby nie wyłączyć się z życia społecznego i uniknąć sytuacji, w której rok później musiałabym się spotkać w jednej sali z rocznikiem niżej (co za wstyd!).
Czy ktokolwiek w rodzinie wiedział o tym urlopie?
Dostałam zakaz mówienia komukolwiek. Pół roku udawania, że normalnie chodzę na uczelnię, normalnie żyję i wcale na kolację nie muszę zjadać pół kilograma leków. Nawet najbliższa rodzina nic nie wiedziała, tylko mama. Mówię Wam o tym, bo jest to już sytuacja skrajna, równocześnie będąca kulminacją tego, co być może dzieje się w Waszych życiach. Strach przed złą oceną, żeby nikogo nie zawieść. Zakuwanie do czwartej nad ranem, bo trzeba utrzymać reputację. Bo jeśli trafi się gorsza ocena, będzie to świadczyć o...
CZYTASZ
Nożyce tną... sierpień/wrzesień 2018
NonfiksiMiesięcznik "Nożyce tną..." to nie tylko rozległy poradnik pisarski, ale i publikacja łącząca w sobie artykuły z pogranicza psychologii, literatury i sztuki. Znajdziecie w nim następujące serie: 🔹Perfekcyjne opko 🔹Perfekcyjny bohater 🔹Kurs pisan...