Okoliczności Poznania cz2

524 13 18
                                    

**Przed Państwem SPN**

Dean Winchester:
Co ubezpieczyciel robi sam na cmentarzu? Szuka spokoju, przecież nikt z tutaj obecnych nie wstanie z grobu. Przechadzałaś się między nagrobkami, co jakiś przyglądając się epitafiom. Nie ważne jaki mamy status społeczny, wszyscy tutaj skończymy. Chciałaś wracać, lecz coś nie było w porządku. Wiatr ucichł, jedyne co słychać było, to twój nierówny oddech. Uroki astmy, próbowałaś otworzyć bramę, ale nie chciała ustąpić. Odwróciłaś się i zamarłaś. Przecież Pani Jones, nie żyje od czterech lat. Nie wiedziałaś co się dzieje, zaczęła cię dusić. Ostanie co pamiętałaś to strzał i dźwięk silnika samochodowego?
Kiedy się obudziłaś, zobaczyłaś blondyna za kierownicą.
- Kim jesteś i czemu jestem w samochodzie.
- Przecież nie zostawił bym cię na cmentarzu, za żywa jesteś na to.
- Bardzo śmieszne, zaraz co to było. Moja klientka nie żyje od dobrych paru lat i mimo tego chciała mnie zabić.
- Duch, nie martw się mój brat tym się zajął. Dean Winchester.
- [T. I] [T. N]. Jak mogę Ci się odpłacić?
- Lubię ciasto, o którym mój brat notorycznie zapomina.
- Kupię ci nawet trzy.
Blondyn uśmiechnął się i zawrócił samochód do najlepszej cukierni w mieście.

Sam Winchester:
Mieszkałaś na wsi, byłaś tamtejszą uzdrowicielką i zielarką. Martwiło cię, że ostatnimi czasy, miejscowi ginęli w niewyjaśnionych okolicznościach. Byłaś wiedźmą, ale nie bawiła cię krzywda niewinnych ludzi. Dlatego postanowiłaś odejść i ukryć się jak najdalej sabatu. Zbierałaś zioła w swoim ogrodzie, kiedy usłyszałaś, że ktoś parkuję na twoim podjeździe. Czułaś, że ma to związek z zaginięciami. Wróciłaś do domu, odkładając zioła w jakimś randomowym miejscu. No drzwi mi popsują, jak będą tak się dobijać.
- Już idę!
Odtworzyłaś drzwi dwóm facetom w garniturach. Blondyn przedstawił się jako Agent Culson, a wysoki brunet jako Agent Barton. Zastanawiałaś się po co im okulary przeciwsłoneczne, kiedy zbiera się właśnie na deszcz.
- Możemy wejść? - odezwał się ten wyższy.
- Tak proszę, tylko nie rozumiem w jakim celu?
Siedzieliście w salonie w niezręcznej ciszy, pijąc herbatę. W końcu blondyn postanowił się odezwać.
- Nie będę ukrywał, ludzie znikają w niewyjaśnionych okolicznościach i wszystkie ślady, prowadzą właśnie do Pani. Chcę Pani nam coś powiedzieć?
- Czy Pan coś sugeruje?
- To zależy. - patrzyliście na siebie z pod byka, dopóki wam nie przeszkodził Agent Barton.
- Prosimy o pomoc, nikt nie powiedział, że jest Pani temu winna - mężczyzna skarcił blondyna i kontynuował - Liczy się każdy szczegół, proszę.
- Od jakiegoś tygodnia zauważyłam, że znikają mi różne zioła. Przyznaję, że to dziwne. Próbowałam na własną rękę znaleźć, tego kogoś ale mocno się kryje. To nie może być człowiek. Pewnie mnie uznacie za wariatkę.
- Proszę kontynuować.
- Zniknęły tylko te rośliny, które służą przede wszystkim do przywoływania demonów.
- Dean, mówiłem Ci!
- Zamilcz. Pani wybaczy, ale skąd ta pewność?
- Wiem kim jesteście, wasze odznaki wyglądają jak z zabawkowego. Jesteście łowcami.
- Co, jak.
- Nadal się nie domyśliłeś, że jestem wiedźmą?
- Ona od początku się z nami bawi, Sam. Nie widzisz to ona.
- Ty jesteś głupi, czy po prostu głupi? - na moją uwagę nie jaki Sam się zaśmiał.
- Mówię wam od początku, że nie mam nic z tym wspólnego. Nie używałam czarów, od jakiś stu lat. Brzydzę się Roweną i resztą. Na dowód mam masę szczęśliwych przyjaciół, których uratowałam przed różnymi chorobami.
- Sam idziemy. Lepiej żeby tak było Paniusiu. - Dean opuścił twój dom, zostawiając w tyle swojego partnera.
- Gdybyś jeszcze cokolwiek zauważyła, proszę zadzwoń do mnie. - Sam podał ci swoją wizytówkę i zostawił cię samą z mieszanymi uczuciami.

Castiel:
Co cię skłoniło do tego zawodu? Chęć pomocy ludziom? Spore zyski? Lub brak życia towarzyskiego? W każdym razie siedziałaś w gabinecie i wysłuchiwałaś kolejnej historii z życia wziętej. Wybiła czternasta, co oznaczało fajrant i najazd na chatę. Dzisiaj były twoje urodziny, więc wstąpiłaś do twojego ulubionego fast foodu, ten hamburger śnił ci się nocami. Miałaś właśnie składać zamówienie, kiedy usłyszałaś rozmowę bruneta z kasjerem.
- Przykro mi, ale nie może Pan zapłacić Słowem Bożym - niebieskooki przekręcił na bok głowę, jakby nie rozumiał do końca co się dzieje. Nie chciałaś czekać tyle, a za tobą kolejka zniecierpliwionych ludzi rosła.
- Ja zapłacę, tylko jeszcze chce dopełnić zamówienie.
Kasjer przystał na tę propozycję i po chwili zapłaciłaś za jedzenie.
- Powiesz mi chociaż jak masz na imię? - zwróciłaś się do mężczyzny w długim płaszczu.
- Castiel, dziękuję Ci. To najmilsza rzecz, jaka dziś mnie spotkała.
- Nie ma sprawy, tak na marginesie jestem [T. I].
Odebrałaś zamówienie i podałaś Castielowi. Postanowiłaś go podrzucić, bo i tak jechałaś w tą samą stronę. Chłopak wychodząc zostawił ci numer telefonu.

Preferencje MCU/Superlock❤Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz