Przechyliłam lekko głowę na bok, patrząc sceptycznie na swoje odbicie w dużym lustrze w pokoju. Na stopach miałam czarne szpilki na średnim, około czterocentymetrowym, obcasie. Sukienka w kolorze wiosennych liści podkreślała moje ciemne tęczówki. Sukienka miała kształt litery A. Rękawy, które sięgały mi do łokci, przylegały mi do ramion. Małą ozdobą był biały okrągły kołnierzyk. Tessa splotła moje blond włosy w dobierany warkocz, lecz niektóre kosmyki okalały moją owalną twarz. Ale nie martwił mnie ani strój ani fryzura, tylko makijaż zrobiony przez moją współlokatorkę.
– Tess, czy te kreski nie są za długie? – zapytałam.
Pokręciła tylko głową, bo w ustach miała wsuwki i poprawiała warkocz. Po chwili mogła odpowiedzieć na moje pytanie.
– Kreski i delikatny kolor na powiekach podkreśla głębię twojego brązowego spojrzenia. – rzekła jakże poetycznie i sięgnęła po lakier.
Spojrzałam na nią jak na wariatkę.
– Kobieto, przecież te kreski sięgają linii włosów!
– Wydaje ci się. – żachnęła się.
Nagle do naszego pokoju wpadł Derek z Peter'em Parkerem. Chłopak pochodził z Queens w USA.
– Dzień dobry. Gdzie jest Claire? – zapytał Peter, rozglądając się po pokoju, udając, że mnie nie widzi.
– Tu jestem, głąbie. – burknęłam, zaplatając ręce na klatce piersiowej.
Peter spojrzał się na mnie i udał, że się wzdryga.
– A ja myślałem, że to twoja mama przyjechała, Tess. – rzucił do rudowłosej.
Krew napłynęła mi gwałtownie do policzków, kiedy Derek zaczął się chichotać. Nie mogłam wydusić z siebie słowa, więc wzięłam najbliższą leżącą mnie rzecz – tubka z korektorem – i rzuciłam nią w ten duet imbecyli.
– Wynocha! – krzyknęłam.
Śmiejąc się, zamknęli za sobą drzwi. Gdy opanowałam nerwy, zwróciłam się do Tessy, wskazując na oczy:
– Zmywaj te cholerne kreski.
***
Stałam obok Andrew na wysokim podeście i już enty raz czytałam swój tekst. Uczniowie powoli zbierali się w sali gimnastycznej, gdzie w miejsce mat wstawiono podłużne drewniane ławki. Mały chórek prowadzony przez Scarlet Witch stał pod wielkim oknem i rozgrzewali struny głosowe. Shuri – siostra króla Wakandy i Czarnej Pantery, T'Challa – majstrowała coś przy laptopie.
Lovelace ubrany był w jasnoniebieską, elegancką koszulę ze sztywnym kołnierzem. Na ramiona zarzucił granatową marynarkę oraz spodnie. Nawet ułożył swoje rude, trochę długie włosy. Czytając, marszczył nos. Spojrzał na mnie kątem oka.
– Co się tak we mnie wpatrujesz? – burknął.
– Pamiętasz? – zapytałam oschle.
– Co mam pamiętać? – warknął.
– Moje imię. – wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
Rozluźnił trochę mięśnie na twarzy.
– Na pewno nie Clary. – udawał, że się zastanawia. – Claire?
– No brawo. – rzuciłam sarkastycznie.
A jednak dało się z nim współpracować. Bucky, który stał obok Shuri, dał nam znak, żeby zaczynać. Wyprostowałam się i zaczerpnęłam tchu. W tłumie uczniów były znajome twarze, oprócz oczywiście w czterech pierwszych rzędach, gdzie siedzieli pierwszoroczni.
YOU ARE READING
Don't understimate me
FanfictionProjekt, który pokazuje, że wyobraźnia nie zna granic. Co tu można znaleźć? *Marvel *"Sherlock" - serial *żużel (głównie Maciej Janowski, Maksym Drabik, Tai Woffinden) *skoki narciarskie *"Criminal Minds"