Gęsty biały śnieg nakrył grubymi czapami dachy drewnianych budek z różnymi bibelotami, które tylko zbierają kurz na półkach w domu. Z głośników właśnie puszczono „Last Christmas" – słyszałam tekst piosenki Wham! pomimo szumu głośnych rozmów. Latarnie uliczne dawały nikłe, żółtawe światło na wąskich przejściach między stoiskami, więc jedynie dzięki oświetleniu ze środka straganów widać było każdą szparę w chodniku. Z ręką na sercu oraz czystym sumieniem mogłam stwierdzić, że wrocławski Jarmark Bożonarodzeniowy zaczął się na dobre.
Ubrana w ciepły czarny płaszcz, lawirowałam między ludźmi, wbijając wzrok w chodnik przede mną. I to raczej nie z powodu ślizgawicy – miałam na nogach czerwone martensy do pół łydki, więc nikłe były szanse na to, że wywinę przysłowiowego orła. Wypatrywałam lubieżnego krasnala, który nie dość, że okradał mężczyzn, to jeszcze obłapiał kobiety. Razem z Sarą, Franią i Finn'em przyjechaliśmy do mojego, Sary i Frani miasta rodzinnego, mając nadzieję na szybkie załatwienie sprawy. Ale złapanie tego cholernego krasnala przeciągnęło się do pięciu dni – ten skrzat ukrywał się naprawdę świetnie.
– Macie coś? – zapytałam przez słuchawkę Sarę, która patrolowała razem z Franią okolice strefy dla dzieci. Natomiast druid obserwował okolice kamieniczek Jasia i Małgosi. Zatrzymałam się przy stoisku z biżuterią i udawałam zainteresowanie zakupem.
– Jeszcze nie. – odpowiedział mężczyzna. – Ale jak dalej tak pójdzie, to odmrożę sobie jaja.
Powstrzymałam się od parsknięcia, pozwoliłam sobie jedynie na lekki uśmiech rozbawienia.
– U nas też nic. – rzekła moja przyjaciółka. – Co wy na to, żeby potem iść na owocowego grzańca?
– Jestem jak najbardziej za. – przytaknął druid.
– Popieram. – dodała Frania.
– Frania, nie ma mowy. – oświadczyłam. – Ty wypijesz jedynie łyk alkoholu i będziesz cieszyć się do wszystkich przechodniów.
Finn parsknął śmiechem, a nasza hakerka prychnęła jak rozłoszczony kot. W tej samej chwili zlokalizowałam karła zboczeńca, ubranego w czerwony kubraczek, który podkreślał czerwień jego nosa – wyciągał właśnie portfel jakiemuś chłopakowi z tylnej kieszeni. Na moje usta wstąpił lekki uśmiech triumfu.
– Mam go. – poinformowałam moją ekipę i chciałam podejść do niego bliżej, by złapać go za kurtkę.
Niestety, zauważył mnie. Skapował się, kim jestem i co zamierzam zrobić, więc zaczął biec między nogami gości jarmarku. Przeklęłam pod nosem i ruszyłam za nim w pościg. Przepychałam się łokciami, próbując w niektórych momentach nie stracić równowagi. Zawiadomiłam Sarę i Franię, że biegnie w ich kierunku. Natomiast Finn miał mu zagrodzić drogę do placu Solnego. Ludzie dziwnie się na mnie patrzyli. Gdy zniknął mi z oczu, zdecydowałam na poproszenie o pomoc ducha wojownika z ponad pięćset letnim doświadczeniem w ściganiu czegokolwiek – Michała.
– Lux in tenebris. – wyszeptałam tak cicho, bym tylko ja mogła to usłyszeć. Poczułam, jak naszyjnik pali mój dekolt pod kurtką. Po chwili zrobiło mi się ciemno przed oczami.
***
Było mu za ciepło w płaszczu dziewczyny. Rozumiał, że jest zima bez śniegu, ale musiała się tak grubo ubierać? Do tego te ciężkie buciory, bo raczej nie zwykłe buty. Jak na nie mówiła Kasandra? Martensy? Glany? Potrząsnął głową. Nie było to w tamtej chwili takie ważne.
Przez tę ciżbę ludzi nie mógł dostrzec krasnala. Nadal nie mógł pojąć, czemu w ogóle Kasandra się nim zajmuje – kiedyś w jego czasach kradzieże były na porządku dziennym. Rzadko kiedy łapano złodzieja. Lecz kiedy dostawał się pod sąd, ciągnięto go pod pręgierz i ucinano dłoń, by więcej nie popełnił podobnego uczynku. Ale to nie był dobry czas na przypominanie sobie, ile rąk obciął w swojej młodości. Otrząsnął się z rozmyślania i skupił wzrok na chodnik przed nim, szukając szabrownika.
YOU ARE READING
Don't understimate me
FanfictionProjekt, który pokazuje, że wyobraźnia nie zna granic. Co tu można znaleźć? *Marvel *"Sherlock" - serial *żużel (głównie Maciej Janowski, Maksym Drabik, Tai Woffinden) *skoki narciarskie *"Criminal Minds"