5. Wyznanie młodego lunatyka

30 4 4
                                    

Tym razem coś innego.
Nie będzie to standardowa analiza życia, a zamiast tego przedstawię wam pewną historię z mojego dzieciństwa.

Nazwa rozdziału nawiązuje do pierwotnego tytułu "Estetyki". Ze względu na moją chęć podzielenia się jedynie moimi "nocnymi eskapadami", nazwałem książkę "Wyznania Młodego Lunatyka". Po czasie zrozumiałem jednak, że historie tylko i wyłącznie o mówieniu głupot przez sen i łażeniu w transie z kąta w kąt mogą wydawać się nudne. A chcę też powiedzieć światu parę rzeczy od serca i podzielić się paroma opiniami. Tak więc zdecydowałem o rozszerzeniu pierwszej idei o znane wam już przemyślenia.

Jednak nie zamierzam odchodzić od historii o lunatykowaniu i zamieszczę kilka co ciekawszych historii.
Nie martwcie się też o standardowe wywody, nie mam zamiaru wcale ich zostawić. Po prostu chcę żeby była to książka różnorodna, zawierająca wiele elementów, tak aby każdy mógł się dobrze bawić czytając ją. Okej? Okej. W takim razie jedziemy.

Przede wszystkim - jak to się zaczęło?
Miałem osiem, może dziewięć lat. Spałem sobie w najlepsze śniąc o tym jak na lekcji fortepianu przepięknie gram etiudę, której w rzeczywistości nawet dobrze nie rozczytałem (pozdrawiam uczniów i absolwentów szkół muzycznych, wyrażam zarazem głębokie współczucie).

Mój sen przerwało jednak dojmujące uczucie chłodu. Obudziłem się i mimo późnej pory stwierdziłem przytomnie, że na moim łóżku nie ma kołdry, która znajdować się na nim powinna. Przynajmniej znajdowała się, kiedy szedłem spać.

Począłem szukać delikwentki.
Sprawdziłem za łóżkiem, pod nim, koło niego, obszukałem przestrzenie za biurkiem i przeczesałem całą podłogę. Nie ma. Jakby diabeł przykrył ogonem.
Usiadłem na niekompletnym posłaniu i zacząłem analizować sytuację, w jaką niezbyt delikatnie wkopał mnie los. Kołdry nie było w żadnym logicznym miejscu, pamiętałem doskonale, że zasypiałem w jej towarzystwie, a wyparować też nie mogła, bo nakrycia nocne nie mają takich zabiegów w zwyczaju.
Postanowiłem zrobić to, co robi większość 9-latków w sytuacjach krytycznych.
Poszedłem do mamy.

W głowie miałem już rozrysowany scenariusz:
Mama wchodzi do mojego pokoju,
niczym Clint Eastwood lustruje chłodnym wzrokiem powierzchnię mojego pomieszczenia
po czym wskazuje mi najbardziej oczywiste miejsce, w którym kołdra faktycznie się znajdowała. Ja dziękuję i zwalam wszystko na późną porę,
mama wychodzi kontynuować swój proces snu,
ja kładę się do łóżka, przykrywam szczęśliwie odnalezioną kołdrą i robię to samo;
ściemnienie, napisy końcowe.

Tak pięknie miało być, jednak niestety życie to nie jest film klasy B.
Faktycznie, pierwsze dwa punkty scenariusza pokryły się z rzeczywistością, tzn. Mama weszła do pokoju i wzrokiem Bezimiennego Rewolwerowca obejrzała moją sypialnię.
Akcja zmieniła jednak tor kiedy nie mogła wypatrzeć kołdry.
Ja zgłupiałem, bo kodeks 9-latków mówi jasno, że jeśli nawet mama nie może znaleźć zagubionej rzeczy, to znaczy że sprawa jest bardzo poważna.

Rodzicielka moja nie poddała się jednak bez walki.
Przeszukała mój pokój, niestety z podobnym skutkiem co ja (zamiast kołdry znalazła niedojedzoną kanapkę schowaną za biurkiem).
Po kilku minutach błądzenia w kółko stwierdziła zapewne, że godzina druga w nocy nie jest dobrą porą na myślenie, podeszła więc do swojej szafy, wyjęła z niej świeżą kołdrę i przekazała ją mnie.
Dzięki temu ja mogłem przeżyć noc bez uszczerbku na zdrowiu, a sumienie mamy pozostało czyste.

Kolejny dzień rozpocząłem rutynowo.
Zadzwonił budzik, włączyłem drzemkę,
zadzwonił drugi raz, drugi raz włączyłem drzemkę,
kiedy zadzwonił po raz trzeci, nie włączałem już drzemki, ponieważ budziki z aliexpressu lubią się wyłączać na amen, po zbyt wielu drzemkach.
Podniosłem się, rozejrzałem się po pokoju, czy może coś nowego nie zniknęło, ale na szczęście wszystko było tam, gdzie powinno być.
Poza kołdrą.
Nie wróciła w nocy do mnie tak jak się w duchu spodziewałem.
Podszedłem do szafy w celu wyjęcia ubrań.
Założyłem czarną koszulę Gucci, dżinsy z Reserved, do których włożyłem pasek z...
No dobra, to nie jest fanfik, nie będę was tym męczył. Z resztą nie byłoby mnie stać wtedy na koszulę Gucci. Nie wiem czy Gucci robi w ogóle koszule. Mniejsza o to.

W chwili gdy otworzyłem drzwi szafy moim oczom ukazała się... kołdra.
Zwinięta w kulkę, wciśnięta w kąt mebla, gniotąca moje koszulki z postaciami z kreskówek.
W tym momencie zgłupiałem jeszcze bardziej. Jakim prawem kołdra sama z siebie przenosi się z łóżka, do szafy?!
Wysnułem wtedy trzy hipotezy.
Pierwsza - moja kołdra żyje i postanowiła się zbuntować ze względu na zbyt słabe warunki pracy i za niską opłatę. Ta teoria zakładała też, że przeżyła i widziała rzeczy, których najgorszemu wrogowi bym nie życzył.
Druga teza - W dziurze, którą przechodzi sobie kabel od internetu mieszka pewien jegomość wzrostu 2,5 centymetrów, który widocznie nudził się i postanowił wykręcić mi niezbyt wybredny żart. W takim wypadku musiałbym w jakiś sposób zatkać dziurę, żeby ukarać rzezimieszka. Ostatnia teoria głosiła, że należę do tego procenta ludzi, którzy lunatykują po nocach i to jest dopiero początek naprawdę ciekawych akcji, a mama od teraz będzie musiała zawsze na kolonijnych kartach zdrowia dopisywać ostrzeżenie "Tymoteusz lunatykuje".
Natychmiast wykalkulowałem, która teoria jest prawdziwa, po czym poszedłem po sklejkę, młotek i gwoździe, żeby zabudować dziurę od kabla.
Należało się gagatkowi.

Estetyka NostalgicznaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz