Rozdział 13

1.2K 131 61
                                    

~Magnus~
- No więc... - zaczął Alec, po spaleniu pierwszego, porannego papierosa. - Pytanie... - zastanowił się.

- Tia, tia, zadawaj - mruknąłem niezadowolony, obejmując go ramieniem. Zauważyłem kątem oka mały uśmiech, który wykwitł na jego twarzy.

- E... Czy czujesz się w domu szczęśliwy? - spojrzał na mnie, jednak ja odwróciłem wzrok na drogę przed nami.

- Nie - przyznałem zgodnie z prawdą.

Jednocześnie zastanawiałem się nad naszym "związkiem" który trwa od wczoraj. Nie byłoby lepiej go zerwać? Wątpię, by taki ktoś jak Alexander Lightwood mógłby zakochać się w zaledwie kilka dni, a co dopiero się przyzwyczaić do mojej obecności. A randki są właśnie od tego. My nie byliśmy na żadnej. Mi to tam obojętne, ale jeśli chodzi o niego, nie chcę go jakoś zniechęcić do siebie.

- Dlaczego?

- Słuchaj... - po moich namysłach zmieniłem temat, zatrzymując się przed Alexandrem. Od początku wiedziałem, że nasza relacja będzie toksyczna, ale miałem nadzieję, że nie odbije się to i na mnie. - Nie sądzisz, że powinniśmy się najpierw poznać?

- Nie wiem o co ci teraz chodzi - zaśmiał się, jednak patrząc na mnie z pewną obawą.

- Diabełku - westchnąłem. - Wiedz, że ciebie uwielbiam - pocałowałem jego czoło, i za moment patrzyłem na delikatny uśmiech ozdabiający jego twarz. Chyba świadome ranienie tego nastolatka wcale nie będzie takie łatwe dla mnie. - Ale nie sądzisz, że zbyt się pospieszyliśmy?

- Chodzi ci o... O związek ci chodzi.

- Tak. Nie byliśmy na żadnej randce - parsknąłem śmiechem. - I nie sądzę, bym w jakikolwiek sposób ciebie nie zranił. Poprzez dotyk czy cokolwiek innego, Alec. Sam nie jesteś do końca pewny swoich uczuć, w kilka dni nie można się zakochać.

- Można - powiedział niepewnie, odwracając wzrok.

- W wyglądzie owszem, ale nie w człowieku. Wiesz to, jednak nie przyznasz się do tego. Kto by pomyślał, że taki aniołek leci na bad bojów - zaśmiałem się pod nosem.

- Mhm - spojrzał na mnie rozbawionym wzrokiem.

- No, diabełku. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe?

- Nie - westchnął.

- Najpierw randki, potem seksy - z zadziornym uśmiechem odwróciłem się i zacząłem dalej iść w stronę szkoły.

***
~Alec~
Siedząc na trzeciej lekcji, znowu zastanawiałem się nade mną i Magnusem. Sam nie wiedziałem, czy ma rację czy nie. Można zakochać się w kilka dni? Jeśli nie, to co ja czuję w takim razie? Zwykłe zauroczenie? Cóż, mogłoby to być to, skoro jeszcze jakoś nigdy się nie zakochiwałem. Bo nie czułem takiego czegoś przy nikim innym, jak przy Magnusie. Więc mogę po prostu nie znać tego uczucia...

Co nie zmienia faktu, że chciałbym być jego chłopakiem. Mimo, że byłoby to kompletnie dla mnie obce, nowe i czasami dziwne, to chcę spędzać z nim czas. Jednak skoro on boi się, że mógłby w jakiś sposób mnie zrazić do siebie, to... Znaczy, że mogłoby mu na mnie zależeć...

- Alec? - spytała nauczycielka, która tym samym wyrwała mnie z plątaniny moich myśli. Kobieta ustała przy moim biurku, w ręku mając plik kartek. Pewnie rozdawała wcześniejsze sprawdziany.

- Przepraszam, zamyśliłem się.

- Od kiedy ty się zamyślasz? - zaśmiała się pogodnie, jednak za chwilę jej mina zmieniła się na rozczarowanie, kiedy podała mi jedną z kartek, której sprawdzian należał do mnie. Skrzywiłem się niezadowolony, kiedy zobaczyłem ocenę dopuszczającą. Pierwsza dwója w tym semestrze.

- Przepraszam, już się to nie powtórzy - posłałem jej delikatny uśmiech, a za moment skupiłem wzrok na wertowaniu zadań na sprawdzianie, które zrobiłem źle.

- Wszystko w porządku? - spytała. - Zwykle dobrze się uczysz.

- Wszystko w porządku - przytaknąłem mniej zadowolony, gdyż nie chciałem z nią rozmawiać. Nie mogła zająć się swoim życiem?

- To w porządku... - westchnęła, nareszcie odchodząc od mojego stolika. A sprawdzian zawaliłem, oczywiście ze względu na Magnusa siedzącego w mojej głowie.

***
- Hej, niuniochu - przywitałem się z Magnusem, którego szukałem na przerwie. I znalazłem go na szczęście przy szafkach. - Nauczycielka mnie wkurzyła. Idziemy zapalić?

- Diabełek - zaśmiał się Bane jakimś dziwnym i podstępnym tonem. - Tak, idziemy.

- To może od razu do sklepu? Albo jeśli wolisz pierwszo pójdziemy na stołówkę.

- Nie jestem głodny - zapewnił. - Więc wybieraj.

- Też nie jestem - uśmiechnąłem się delikatnie, a za chwilę usłyszałem dość wyraźnie burczenie dochodzące z brzucha Magnusa. Co za kłamca.

- No co się tak patrzysz? - fuknął naburmuszony, łapiąc się za brzuch. - Wcale nie jestem głodny.

- Wydajesz się zbyt chudy - powiedziałem, uważnie i z troską przyglądając się jego sylwetce. Czyżby miał jakieś problemy z jedzeniem?

- Zamknij się i chodźmy na tego papierosa - powiedział pospiesznie i ruszył w stronę drzwi wejściowych, jednak w porę złapałem go za nadgarstek. Chyba nie był o dobry pomysł. Azjata syknął z bólu, zabierając rękę z mojego uchwytu.

- Przepraszam! - pisnąłem przejęty, podchodząc bliżej niego. - Nie chciałem, naprawdę. Przepraszam, Magnus.

- Wyluzuj - mruknął, zaciągając rękaw bluzy bardziej na nadgarstek. A ja zacząłem podejrzewać coś bardzo złego.

- Mogę... Zobaczyć? - spytałem niepewnie, wskazując na jego rękę. Azjata uśmiechnął się tak jak zawsze. Czyli sztucznie. A byłem już pewny, że nie może dusić przede mną swoich emocji.

- Tak się kończy zabawa z kotem - oznajmił z rozbawieniem, podciągając rękaw bluzy. Czerwone cięcia na nadgarstku mówiły za siebie.

- To nie jest kot - spojrzałem Magnusowi w oczy, mając nadzieję, że w ten sposób jakoś do niego dotrę.

- To niby co? - dalej notorycznie się uśmiechając, zasłonił z powrotem swój poraniony nadgarstek. Współczuję mu.

- Ludzie nie tną się bez powodu.

- Cięcie się - parsknął śmiechem. - Próbowałem, ale coś nie wyszło. Przestań o tym pierdolić - uśmiechnął się do mnie. Przeklnąłem się w myślach za to, że ten wspaniały uśmiech doszczętnie potrafi mnie zdekoncentrować. - I pamiętaj o układzie.

- Pamiętam - zapewniłem. - Po prostu się martwię.

~Magnus~
Martwi? On? O mnie nikt się nie martwi.

Przyglądałem się twarzy Alexandra przez dłuższą chwilę, lecz nie doczytałem się niczego innego jak zwykłego współczucia i troski. I ja mam pozbawić go tych uczuć? Będzie to większe wyzwanie dla mnie niż dla niego.

- Po prostu chodźmy zapalić - zmusiłem się na delikatny uśmiech, z powrotem kierując się w stronę drzwi. I tym razem, Alec posłusznie poszedł za mną.

𝕀 𝕎𝕚𝕝𝕝 ℝ𝕦𝕚𝕟 𝕐𝕠𝕦Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz