Rozdział 20

1.1K 117 9
                                    

~Alec~
- Zostaw mnie w spokoju...

Azjata w odpowiedzi westchnął bezradnie, przymykając swoje czarne od makijażu powieki. Jednak ja musiałem grać twardego. Gdyż tak naprawdę miałem ochotę się do niego po prostu przytulić. Normalnie porozmawiać, nie odczuwając między nami tych wszystkich różnic i tej dużej przepaści, która blokowała mnie przed byciem szczerym względem niego. Jednak wiedziałem, że byłbym w stanie znowu zaufać Magnusowi. Zawsze byłem naiwny i to się chyba nie zmieni...

- Diabełku - odezwał się po dłuższej chwili. - I tak cię odzyskam. Masz moje słowo.

Po tych słowach zaczął powoli zmniejszać odległość między nami. Delikatnie pocałował mój policzek, którego okryło przyjemne ciepło bijące od ust Magnusa. Nie chciałem, żeby się odsuwał. Niestety za moment się to właśnie stało. Azjata spojrzał na mnie ostatni raz, po czym odwrócił się i nonszalackim krokiem wszedł do budynku szkolnego.

- Kretyn - fuknął Jace. - Alec, powiedz tylko słowo, a więcej się do ciebie nie zbliży.

- Zostaw go, Jace - westchnąłem zrezygnowany, za chwilę wchodząc z przyjaciółmi do szkoły ze względu na rozbrzmiewający dzwonek.

***
~Magnus~
- I jak tam ty i Lightwood? - spytał Raphael, kiedy wraz z nim i resztą chłopaków z klasy przebieraliśmy się w szatni w swoje stroje sportowe.

Jeśli w jakiś sposób przetrwam ćwiczenia na lekcji wychowania fizycznego i dalej będę chodził, to będzie jakiś cud. Bo z moją obecną "energią" to przewiduję zemdlenie, które prawie miało miejsce wczoraj w domu, kiedy szybciej schodziłem ze schodów. Cóż, raz się żyje, prawa? Albo "jest ryzyko, jest zabawa". Tia, zależy dla kogo. Ja przecież muszę odzyskać Lightwood'a przed swoją śmiercią.

- Normalnie - wzruszyłem beznamiętnie ramionami, zdejmując swoją koszulkę.

- Magnus - odezwał się Ragnor, w którego głosie słyszałem strach i jednocześnie zdziwienie. Lecz mądry ja go zignorowałem, nakładając na siebie białą koszulkę. - Prawie ci wszystkie żebra widać.

- To super - posłałem koledze zmęczony, ale spełniony uśmiech  - W końcu taki był mój cel od dawna, ta?

- Właśnie - poparł mnie Raphael. - Sam chciał przecież. Czego się czepiasz?

- Kretyni - Ragnor wywrócił teatralnie oczami, jednak powstrzymał się od kolejnych komentarzy. Które, bądźmy szczerzy, i tak by nic nie zdziałały.

***
- Wszystko w porządku? - Ragnor zwolnił kroku, by poczekać na Magnusa, kiedy wraz z klasą biegali wokół boiska.

Było to dopiero pierwsze kółko, a Bane już teraz czuł się wykończony. Przymykał oczy z powodu słońca, które dodatkowo go wysuszało. Woda, której butelkę wypił przed lekcją, nie pomagała.

- Tak, tak - sapnął między swoimi szybkimi oddechami, które ze świstami wydobywały się z pomiędzy rozwartych nieco warg.

- Jasne - prychnął niezbyt przekonany Ragnor. Przyglądał się uważnie Magnusowi, który z każdą kolejną sekundą biegł coraz bardziej nieporadnie.

Czuł się źle. I to bardzo. I zamiast usiąść na ławce bądź po prostu zejść ze słońca, biegł dalej. Jednak zbyt długo to nie potrwało. Wyniszczony organizm nastolatka zaczął się sprzeciwiać. Nogi odmówiły posłuszeństwa Magnusowi i zaczęły się plątać między sobą. Azjata cudem nie upadł. Zamknął już oczy, słysząc jedynie szum i własny niespokojny oddech. Wszystko zaczęło wirować, zupełnie jakby znajdował się na jakiejś porządnie podkręconej karuzeli.

- Magnus? Dobrze ty się czujesz? Lepiej usiądź na ławkę, serio.

- Należy mi się... - odpowiedział, ledwo słysząc swojego kolegę.

Bane myślał, że jeszcze wytrzyma. Choć odrobinkę. Nie widział, gdzie się kieruje i czy w ogóle jeszcze biegnie, lecz biegł. W końcu osłabiony organizm odebrał mu taryfę ulgową, przez co Magnus poczuł się już na skraju wytrzymałości, za niecałą sekundę upadając na ziemię.

~Alec~
Siedziałem przy oknie, znudzony wpatrując się w tablicę, która wypełniona była działaniami z matematyki. Zamiast przepisywać zadania do zeszytu, jak głupi nadal myślałem o Magnusie. Ehh...

Nagle usłyszałem syrenę pogotowia. Która była coraz głośniejsza, jakby zbliżała się do szkoły. I nie "jakby", bo rzeczywiście tak było.

Wraz z większością klasy spojrzałem w jedno z okien w klasie. Obserwowałem karetkę, która zaparkowała na parkingu przed szkołą. Ciekawe, po kogo. Ratownicy wyszli z pojazdu, weszli na teren szkoły i w szybszym tempie udali się w stronę boiska szkolnego wraz ze swoim ekwipunkiem ratunkowym, który był w postaci walizki.

- Dobra, dobra! - krzyknęła nasza zniecierpliwiona nauczycielka. - Karetki nie widzieliście? Siadajcie!

Niezadowolona klasa, która zdążyła podejść do okien, wróciła na swoje miejsca. Od razu na ustach wszystkich zaczęły się ciekawskie szepty, odnośnie tego, o co i kogo mogło chodzić. Cóż, sam byłem tego ciekaw. Lecz mimo, że siedziałem przy oknie, nie mogłem rozpoznać twarzy tego ucznia, którego dwójka ratowników na noszach przenosiła do karetki. Miałem ochotę użyć lornetki. Gdybym tylko ją miał... A szkoda.

Wróciłem wzrokiem na tablicę, wsłuchując się w ponownie włączoną syrenę pogotowia, kiedy karetka zapewne odjeżdżała spod szkoły.

***
- Hej - podszedłem do Izzy, którą spotkałem na korytarzu wśród nastolatków. - Słyszałaś karetkę?

- Debilu - westchnęła zirytowana dziewczyna. - Toć ja jestem z tobą w jednej klasie.

- O... Zapomniałem - zaśmiałem się. - Wybacz. No ale wracając, wiesz, o się stało?

- Ktoś zemdlał na WF-ie - wzruszyła ramionami. - Nie wiem kto, ale potem się dowiem. Powiedzieć ci jak coś?

- W sumie... W sumie nie - uśmiechnąłem się lekko. - Wystarczająco dużo myślę o Magnusie, by teraz jeszcze zaprzątać sobie głowę jakimś chłopakiem. Albo dziewczyną. W końcu dużo było w szkole wypadków, ten nie jest najgorszy i nie jedyny.

- Jo - dziewczyna posłała mi jeden ze swoich wesołych uśmiechów. - Idę na noc do Meliorna. Przekażesz rodzicom, jakby się pytali?

- Jasne, jasne, sis.

- Jak słońce. I w każdym razie, nie jestem pewna, czy Jace jeszcze do Clary nie idzie. Coś tam mówił...

- Co wam tak naszło na seks? - parsknąłem śmiechem. - I to w poniedziałek zamiast weekend?

- Po poniedziałku trzeba zdobyć siły. Czyż nie mam racji, big brother? - uśmiechnęła się zadziornie.

- Mhm - parsknąłem z rozbawieniem. Zadzwonił za chwilę dzwonek, więc musieliśmy iść na kolejną lekcję. Niestety. Jeszcze tydzień temu cieszyłbym się, ale teraz? Po znajomości z Magnusem zmienia się wszystko.

𝕀 𝕎𝕚𝕝𝕝 ℝ𝕦𝕚𝕟 𝕐𝕠𝕦Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz