Przemierzałam śnieżnobiały korytarz razem z dwójką ochroniarzy. To był ostatni dzień w tym okropnym miejscu. Ostatni dzień w poprawczaku...
Trafiłam do zakładu karnego przez mojego już byłego chłopaka James'a. Wielokrotnie zmuszał mnie do kradzieży, aż tego jednego dnia zostałam zaaresztowana. Niestety nikt mnie nie rozumiał. Nikt nie wiedział, że gdybym tego nie robiła skatowałby mnie na śmierć. Dokładnie. Mój chłopak mnie bił, gdy tylko mu się sprzeciwiałam. Wiele razy sama go uderzyłam, ale kończyło się to źle. Ostatecznie znalazłam się w więzieniu dla nieletnich właśnie przez niego. Moi rodzice się załamali, gdy o wszystkim im opowiedziałam. Początkowo byli chłodni i opryskliwi, jednak z czasem zaczęli mnie wspierać i zrozumieli w jakiej sytuacji byłam. Ogromną pomocą wykazał się też mój brat, moi przyjaciele i oczywiście przyjaciele rodziców. Często mnie odwiedzali i starali się zrobić wszystko, abym wyszła wcześniej. Udało mi się opuścić to miejsce po dwóch miesiącach za dobre sprawowanie. Dwa miesiące to zdecydowanie za dużo. Całe wakacje przesiedziałam w zakładzie karnym. Teraz miałam zacząć rok juniorski w moim liceum. Czułam jak wszyscy będą patrzeć i szeptać. Śniło mi się to po nocach.- Oo młoda McCall już wychodzi- mruknęła kobieta zza kontuaru w recepcji.
- Na to wychodzi- zakołysałam się w przód i tył wsuwając dłonie do tylnych kieszeni spodni.
- Masz tu swoje rzeczy- zobaczyłam na blacie paczkę zmiętych papierosów, zapalniczkę,telefon i czarną torbę sportową z moimi ubraniami.
- Dzięki Shannon- puściłam jej oczko, a następnie wyszłam przez ogromne drzwi na dwór.
Wiedziałam, że miał mnie odebrać mój brat, gdyż rodzice musieli zostać dłużej w pracy. Doskonale to rozumiałam. Tata pracował w firmie inwestycyjnej swojego przyjaciela Blake'a Cooper'a, a mama miała swój własny gabinet psychologiczny. Często zostawali długo w pracy, przez co razem z bratem musieliśmy radzić sobie sami.
Odpaliłam papierosa i rozejrzałam się po parkingu. W końcu udało mi się odnaleźć czarnego jeepa. Ruszyłam powolnym krokiem w jego stronę, a gdy byłam wystarczająco blisko rzuciłam papierosa i wdeptałam go w ziemię. Tuż przy samochodzie oparty o drzwi stał nie kto inny tylko mój starszy brat.- No witam- uśmiechnęłam się szeroko ukazując zęby oraz rozchyliłam ramiona.
- Jeju to moja mała siostrzyczka wyjęta spod prawa!- krzyknął rzucając się w moją stronę i zamykając w szczelnym uścisku.
- We własnej osobie.
- Aczkolwiek już się na tobie zawiodłem. Myślałem, że się zmieniłaś w tym poprawczaku, a ty dalej palisz- przewrócił oczami otwierając mi drzwi pasażera.
Obszedł samochód, a następnie zajął miejsce obok mnie. Zapięłam pasy i wygodnie rozsiadłam się na fotelu. Śledziłam precyzyjne ruchy mojego brata, gdy ustawiał lusterka i odpalał nasz stary samochód.
- W ten sposób mnie witasz Aaron? Po dwóch miesiącach w poprawczaku? Miło- uśmiechnęłam się pod nosem.
- Daj spokój. Wiem, że zmieniłaś się na lepsze- machnął ręką lekceważąco.
Mój uśmiech zniknął tak szybko jak się pojawił. Nie było ze mną tak dobrze jak myślał. Nie zmieniłam się prawie w ogóle. Ciągle palę, z alkoholu nie zrezygnuję. Jedyne co się zmieniło to to, że już nie mam zamiaru kraść. Na pewno będzie to ciężkie, ponieważ stało się to pewnego rodzaju nawykiem bądź też uzależnieniem. Staram się jednak być twarda dla mojej rodziny i przyjaciół.
Nim się obejrzałam staliśmy już pod naszym domem. Czas powrócić do starego życia. Czas zacząć od nowa.
Wysiadłam z samochodu i wyciągnęłam z bagażnika torbę ze swoimi ubraniami. Ruszyłam powolnym krokiem za istną kopią mojego taty w kierunku wejścia. Aaron tak samo jak tata posiadał czarne włosy, zielone oczy i ostro zarysowaną szczękę oraz kości policzkowe. Ja również posiadałam czarne włosy, lecz moje oczy oscylowały w kolorach brązu i piwa tak samo jak u mojej mamy.
CZYTASZ
SATAN IS A WOMAN
Teen Fiction- W ten sposób witasz mnie po dwóch miesiącach w poprawczaku? Miło- uśmiechnęłam się pod nosem. - Daj spokój. Wiem, że zmieniłaś się na lepsze- machnął ręką lekceważąco. Wszystkie laski zawsze zakochiwały się w największych dupkach, a następnie żyli...