12. Podobało mi się...

166 6 3
                                    

Znacie to uczucie kiedy pod wpływem jednego spojrzenia zaczyna was skręcać, a żołądek wykonuje dziwne skurcze? Tak właśnie czułam się teraz, gdy lodowato niebieskie soczewki skanowały mnie w skupieniu. Jego obłąkany wzrok działał na mnie paraliżująco. Bałam się wykonać kroku. Bałam się nawet głośniej odetchnąć. Wiedziałam jednak, że jeśli zostanę dłużej na tej klatce to prawdopodobnie zeszłabym na zawał. Musiałam działać, ale aby działać trzeba mieć plan, a u mnie logiczne myślenie przyćmiewały uderzenia gorąca i krótkie urywane oddechy. Schowałam trzęsące dłonie do kieszeni jeansowej kurtki, aby nie dać znać, że jestem o krok od stracenia przytomności.

- Taak chyba na mnie już czas. Nie będę przeszkadzać- cudem udało mi się pisnąć kilka tych słów- miło było poznać.

Gdy myślałam, że mi się udało i chciałam już stamtąd uciekać, poczułam jak Cole skutecznie zagradza mi drogę swoim ciałem o które się obiłam. Wciągnęłam głośno powietrze zaciskając dłonie w pięści. Podniosłam powoli głowę napotykając jego intensywne spojrzenie. Posłał mi tak cyniczny oraz ironiczny uśmiech jaki się dało i pokręcił przecząco głową dając mi znać, że nie uda mi się wyjść.

- Niestety musisz trochę zmienić plany- lodowaty głos Bryana spowodował nieprzyjemne dreszcze wzdłóż mojego kręgosłupa- skoro w końcu mogę cię poznać wypadałoby, żebyś chociaż na chwilę została, prawda?

Zaśmiałam się nerwowo i wykonałam krok w tył. Od razu tego pożałowałam, bo natknęłam się na ciepłą dłoń Murphy'ego, która popchnęła mnie wprzód. Przełknęłam głośno ślinę, gdy Bryan odsunął się dając nam znak, że możemy wejść. Wtedy zrozumiałam w jak bardzo beznadziejnej sytuacji jestem. Lekko popychana przez Cole'a jak w amoku weszłam do mieszkania. Tak strasznie się bałam, ale mimo wszystko próbowałam zachować zimną krew. Opanowałam emocje, a na moją twarz weszła znudzona mina. Zupełnie jakbym nie przejmowała się tym co oni chcą mi zrobić. Szłam pewnym krokiem z hardo uniesioną głową i zaciśniętą szczęką.

Po przejściu długiego korytarza weszliśmy do pomieszczenia, które stanowiło salon połączony z kuchnią. Rozejrzałam się po pomieszczeniu aż w końcu natrafiłam wzrokiem na osobę, której się tu raczej nie spodziewałam. Na szarej kanapie z łokciami opartymi o kolana siedziała Cassandra. Stanęłam jak wryta wpatrując się w dziewczynę. Blondynka prychnęła na mój widok, wstała z kanapy i stanęła za jednym z krzeseł przy małym stoliku na którym stała tylko butelka z wodą oraz zapalniczka.

- Proszę, usiądź- brunet wskazał na krzesło przy którym stała Cassandra z uśmiechem od ucha do ucha. To nie wróżyło nic dobrego.

Wiedziałam jednak, że jeśli nie będę go słuchać to może skończyć się to źle. Dlatego ciężko oddychając podeszłam do białego, drewnianego krzesła i na nim usiadłam. Myślałam, że Bryan usiądzie obok mnie, załatwimy wszystko szybko, a później będę mogła iść. On chyba miał inne plany w stosunku do mnie, bo gdy tylko pstryknął palcami blondynka razem z Murphym stanęli po obu moich stronach i zaczęli przywiązywać moje ręce do podłokietników za pomocą niezbyt grubych sznurów.

- Co do kurwy- warknęłam posyłając im zdziwione spojrzenia. Próbowałam się nawet wyrwać, ale mieli za dużo siły. Nie mogłam uwierzyć w to, że Cole, który wydawał się na początku taki uroczy i miły teraz patrzył na mnie wypranym z emocji wzrokiem- Cole..

Na moje ciche szepnięcie spojrzał prosto w moje oczy zupełnie jakby chciał mnie przeszyć na wskroś. Chwilę toczyliśmy niemą walkę na wzrok, którą przerwało prychnięcie Cassandry. Murphy od razu się otrząsnął i udał się w stronę kanapy na której wcześniej siedziała blondynka.

- Pewnie wiesz w jakim celu tutaj jesteś?- to retoryczne pytanie wypowiedziane przez Bryan'a doprowadziło mnie do białej gorączki. Tak naprawdę wcale nie wiedziałam dlaczego znajdowałam się w jego mieszkaniu. Domyślałam się, że chodziło o Aarona i Max'a, ale nic więcej.

SATAN IS A WOMANOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz