Wszedłem do domu, usiadłem na kanapie i zamówiłem pizze. Czekając na dostawce zacząłem oglądać telewizję. Po minucie oglądania, zgasł telewizor. Myślałem, że to zwykła awaria, ponieważ już wcześniej często się to zdarzało. Odłożyłem pilot na sofę i wstałem, żeby zobaczyć co się stało, ku mojemu zdziwieniu wszystko było w porządku. Wróciłem na sofę i sięgnąłem po pilot, ale nie było go tam. Pomyślałem że spadł na ziemię, więc schyliłem się i rozejrzałem. Nie było go nigdzie, spojrzałem przed siebie i zobaczyłem że pilot leży na parapecie. Zdziwiło mnie to, ostrożnie podszedłem tam i zabrałem go. W tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi. Otworzyłem i zobaczyłem dostawce pizzy. Zdziwił się, bo mój telewizor wariował-gasił się i załączał, podgłaśniał muzykę i ściszał. Powiedziałem mu, że po prostu mam problem i to nic takiego. Zapytał:
-Może pomogę? Mam przyjaciela, który zajmuje się takimi rzeczami-zrobił podejrzliwy uśmiech, w ogóle był jakiś dziwny.... nie podobało mi się to.
-Nie, dziękuję-nie chciałem, żeby jakiś obcy facet chodził po moim domu...
Zapłaciłem i odszedł. Po zjedzeniu całej pizzy, i wypiciu 5 puszek coca coli, poszedłem spać. Obudziłem się około 10, próbowałem coś zjeść, lecz nie byłem głodny. Wiec dałem sobie z tym spokój. Była sobota-znów najgorszy dzień w moim życiu. Postanowiłem pójść do sklepu, by kupić coś na obiad. Zamknąłem drzwi, gdy zobaczyłem postać, która miała kobiecą sylwetką. Przypominała mi trochę mamę, ale na pewno się myliłem, przecież to nie mogła być ona. Zszedłem ze schodów, a to dalej patrzyło się na mnie, próbowałem przejść koło tego czegoś. To coś było jak cień, nie widziałem dokładnie twarzy, ubioru tego czegoś, ale jednak byłem pewny, że to człowiek. Byłem już metr od tej osoby, obejrzałem się za siebie. Zobaczyłem jak ta osoba uderzała o jakieś pole wokół mojego domu. Nie wydawało mi się, że coś takiego istnieje, przecież to było niemożliwe. Uderzało w to pole, jakby nie mogło wyjść poza teren domu. Nagle usłyszałem jakiś głos za sobą, odwróciłem się. Zobaczyłem Weronikę- moją przyjaciółkę, mieszkała 2 domy dalej.
-Cześć. Bardzo Ci współczuje. Trzymasz się jakoś?
-Powiedzmy... że tak. Dzięki.
-Gdzie idziesz?
- Do sklepu kupić coś do jedzenia.
-Pójdę z tobą- bardzo lubiłem Weronikę, ale w tym momencie mi przeszkadzała, po prostu chciałem być sam.
-Emm... Jak chcesz...
-Jasne! W tych chwilach trzeba Cię wspierać, jak chcesz to mogę Cię odwiedzać codziennie!- powiedziała wesoło i zachęcająco, musiałem się z tym pogodzić... Nawet gdybym odpowiedział że nie to ona by nie opuściła ... Po tych słowach pociągnęła mnie za rękę.
-To do jakiego sklepu idziesz?
- Do Foodshopu. ..
- Żartujesz...? No dobra... pójdę tam gdzie ty... - uśmiechnęła się i oślepiła mnie tymi swoimi białymi zębami. Wiem, że była bogata ,ale żeby chwalić się tym na każdym kroku, beznadzieja...
-Co robisz wieczorem? - moje myśli zostały przerwane...
-Ja...?
-A widzisz kogoś innego z kim mogłabym rozmawiać?
-Praktycznie to nic...pomijając to, że znowu będę się obżerał pizzą...
-Moja ulubiona to hawajska, zamawiamy ją, co nie?
- Yhym...nie lubię tej pizzy, nie smakuje mi, ale jak chcesz...- Niby kto ją zaprosił do mnie?! Chociaż, może teraz potrzebuje kogoś bliskiego, kto będzie mnie wspierał...Jestem ciekawy co ona jeszcze wymyśli...
-Szkoda... to może margeritta?
- Obojętne, byle żeby nie z ananasem...
Poszliśmy do sklepu, zatrzymałem się przed samym wejściem. Bałem się wzroku ludzi, którzy będą się patrzeć na mnie jak na dziwaka, Powiedziałem sobie: Adam... Co jest, to tylko sklep... i wten sposób podniosłem się na duchu. Po tych słowach weszliśmy do środka.