Pani pielęgniarka miała rację, wyszedłem po tygodniu. To były największe męczarnie w moim życiu... gdyby nie Wera która odwiedzała mnie codziennie to bym umarł z nudów a szczególności z bólu. Jeszcze trochę czułem ból z tyłu, ale mogłem już jakkolwiek się poruszać. Weronika pomogła mi dojść do domu. Przez całą drogę nie odzywaliśmy się do siebie słowem.
Gdy weszliśmy do domu moja towarzyszka dała o sobie znać.
-Dlaczego... To zrobiłeś.... uratowałeś mnie...
-Nie wiem... Nie chciałem Cię stracić... Po śmierci matki jedyna bliska osoba okazała się ty... martwiła się o mnie i byłaś ciągle przy mnie...
- Adam... -powiedziała moje imię drżącym głosem i Przytuliła mnie
Syknąłem z bólu ale odwzajemniłem Przytulasa.
- Przepraszam -Powiedziała cicho- Tak bardzo...
- Wera... co się stało to się nie dostanie. To nie twoja wina tylko tego kierowcy.
Weronika zamarła po moich słowach.
- A-Adam... zapomniałam Ci powiedzieć... ten tir który cię przejechał w tam tej nocy... on niechaj sam. Nikt go nie prowadził...
- Jak to?
- Po tym całym incydencie tir się zatrzymał gdy chciałam tego kierowcę opieprzyl to się okazało ze tam nikogo nie ma.
Oszalałem czy to wszystko ma związek z tym duchem? Nie odezwałem się nie wiedząc co powiedzieć.
- Co lekarz Ci powiedział? -Powiedziała zmieniając temat
-Przepisał mi leki w razie nagłych ataków bólu i mam nie przeciągać kręgosłupa na razie.
-Okej...
- Nie smuć się... to nie twoja wina. -powiedziałem przekonującym tonem.
- Nie o to chodzi... mam dobrą i zła wiadomość... os której zacząć?
- Niech będzie od Złej.
- Okej. Dobra jest taka że rodzice pozwolili mi zostać tu na parę dni jeszcze... - Ehh... A ona i tak robi po swojemu.
- A zła?
- Powiedziałam im te wszystkie zdarzenia... z tym pilotem telewizorem komputerem a teraz wypadkiem... powiedzieli że gdy wyzdrowiejesz mam zerwać z tobą kontakt bo masz zły wpływ na mnie i na innych... uważają że tracisz zmysły i boją się że coś mi zrobisz.