quarto • you let them hurt me

29 2 0
                                    

*Justin's POV*

Co się wydarzyło w przeciągu pięciu sekund, że Cindy przeszła z zawstydzonej i chcącej uciec szarej myszki do pewnej siebie, odważnej i świadomej swojej zajebistości laski? 

Byłem z niej kurewsko zadowolony i byłem w szoku, ale to chyba był najlepszy szok, jaki mi się przytrafił. Kurwa, tak, ona była moja. Moja kobieta. Moja. Żadnej innej bym tu nie przyprowadził. Błagam, żadnej innej nawet bym nie tolerował. Ona naprawdę zmieniła mój świat, wywróciła do góry nogami. Gdybyście jeszcze dwa miesiące temu powiedzieli mi, że będę miał dziewczynę i będę ją przedstawiał kumplom... prędzej dostalibyście ode mnie w ryj, bo same rozmowy o związkach działały mi na nerwy. Zresztą, dwa miesiące temu, nie było rzeczy ani osoby, która nie działałaby mi na nerwy. Cindy naprawdę mnie... uspokoiła, w pewnym sensie. Miała na mnie ogromny wpływ i często się na to wręcz wkurwiałem, gdyż nigdy nie obchodził mnie nikt i to dla mnie dość drastyczna zmiana, ale... potrzebowałem jej, nieważne jak bardzo i jak długo chciałem to odepchnąć.

Wracając, ja byłem zszokowany, a co dopiero chłopaki. Widziałem ich miny i zawieszenie przez kilka dłuższych sekund, przenosząc swój dumny wzrok na Cindy. Zacisnąłem palce na jej dłoni, przyciągając ją do siebie i wtulając w swój bok, co jeszcze bardziej wbiło moich kumpli w ziemię.

Nie czułem się jeszcze komfortowo z czułościami, zwłaszcza przy ludziach, którzy dobrze mnie znali, ale przybliżanie ich z sekundy na sekundę do zawału serca, sprawiało mi niewyobrażalną frajdę. A ich miny były warte każdej ceny.

Musiałem lecz coś zrobić, bo przecież staliby tacy wcięci do zachodu słońca, więc popchnąłem jednego z nich i wtedy reszta również się odwiesiła.

"Nie róbcie mi większego wstydu, przedstawcie się ładnie." Odezwałem się nagle, klepiąc jednego z nich w brzuch i wywracając oczami na ich dziecinne zachowanie.

Muszę przyznać, stresowałem się nieco przedstawieniem jej chłopakom. Nie dlatego, że było coś z nią nie tak. To z nimi. A raczej z naszą... ekipą. Jakiś rok temu, ustaliliśmy, że nigdy w życiu z nikim nie wejdziemy w żaden związek. Nawet jak nam przyłożą spluwę do skronii. Mimo, że to nie był mój pomysł, mi to było na rękę, ponieważ jeszcze rok temu nawet pod wpływem pieprzonej hipnozy nie uwierzyłbym, że ja mógłbym się z kimś związać. Żaden z nas nigdy nie był w związku. No, prócz Petera, a jego dziewczyny... nie zaakceptowali. Uważali, że nie będzie w stanie pogodzić biznesu i związku, że Katherine stanie się dla niego ważniejsza i nie będzie, jak dawniej. Dodatkowo, słyszałem, że ta Katherine była zwykłą pustą lalą, prawdopodobnie lecącą na jego kasę. Mnie to mało obchodziło, ale oni byli na niego dość mocno wkurwieni i starali się wybić mu ją z głowy przez jakiś miesiąc, aż w końcu odpuścili. Stresowałem się więc ich reakcją. Oczywiście nic by to nie zmieniło, ale nie chciałem, by Cindy doznała jakiejkolwiek przykrości. Nie chciałem, by usłyszała słowa, którymi by się potem zamęczała i obwiniała siebie. Ona była ponad to i zasłużyła na dobre traktowanie. A ja wciąż pluję sobie w brodę, że zdążyłem ją zranić milion razy, zanim sobie to uświadomiłem.

Z chłopakami, mieliśmy swoje zasady, ale ja już swoje dawno złamałem. Dla tej drobnej kobiety na której punkcie powoli miałem większą obsesję, niż na punkcie trawki czy whisky. A to już było coś wielkiego.

W końcu, każdy z nich się przedstawił. Peter, Landon i Michael. Znałem ich trochę krócej od Ryana, którego brakowało, z czego byłem cholernie zadowolony. Wciąż byłem na niego wkurwiony. Był wściekły na to, co zrobiłem Rickowi i będzie mocnym zagrożeniem, gdyż mógł wszystko mu przekazać. W każdej chwii mógł się zemścić za to, że mu się sprzeciwiłem wtedy podczas tego wyjazdu. Nie ufałem skurwielowi.

complicated • justin bieber✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz