dodicesimo • you have lost me forever

37 2 2
                                    

Całkowicie zbladłem, a ziemia zaczęła zapadać mi się pod nogami. Wstrzymałem gwałtownie powietrze, a mój wzrok stał się pusty, niewyraźny. Zastygłem na długi moment, po prostu jakby ktoś odebrał mi jakiekolwiek funkcje życiowe. Nie mogłem nic zrobić, nawet uchylić ust czy wydać z siebie minimalnego dźwięku. Poczułem, jakby ktoś walnął mnie właśnie cegłą w twarz. Nawet jakby ktoś teraz faktycznie to zrobił, nie zareagowałbym. Stałem w osłupieniu i amoku, milcząc. Szumiło mi w głowie. Zapomniałem, jak się oddycha, bo przez cały ten czas trzymałem powietrze w płucach.

Ona mnie... co? Nie miałem słów. Nie wiedziałem, co myśleć, co powiedzieć, jak zareagować. Milion myśli przebiegało mi przez głowę, ale żadna nie była wyraźna i żadna nie pomagała mi wybudzić się z tego szoku. To zdanie spadło na mnie z niewyobrażalną siłą.

Miłość? Kochanie? Ona mnie?

Nigdy w życiu nie słyszałem tych dwóch słów, skierowanych do mnie. Moja matka nigdy tego nie powiedziała. Te słowa zawsze były dla mnie abstrakcją i nigdy sam ich nie wypowiedziałem. Nie czułem czegoś takiego, jak miłość do czegokolwiek, do kogokolwiek. Nie widziałem miłości w moim życiu, nie słyszałem tych słów w życiu prawdziwym – tylko w telewizji. Nawet nie wiedziałem, co one oznaczały. Nie wiedziałem, co to znaczy kochać. Co to znaczy być kochanym. Co to znaczy, jeśli ludzie są zakochani, kochają się... Co się wtedy czuje. Skąd ludzie wiedzieli, że kogoś kochają. Jak to jest odczuwać miłość od najmłodszych lat. Nie znałem tego. Nie doświadczyłem grama miłości, przez 25 lat mojego życia. Czułem, że na to nie zasługiwałeem. Skoro moja matka nie umiała mnie pokochać, czemu miałaby zrobić to piękna, wartościowa, inteligentna i dobra kobieta? To było niemożliwe. Ktoś taki, jak ja nie był wart miłości. Nie taki potwór, jak ja.

W mojej głowie roiło się od pytań. Zacząłem panikować, ale nie dałem po sobie nic poznać. Stałem sztywno, wpatrując się w Cindy tępym wzrokiem z miną bez wyrazu, by nie mogła wyczytać, co mogłem teraz myśleć.

"Kocham cię, Justin i... nie mogę tego zatrzymać." Powtórzyła śmiertelnie poważnie, jednak to nadal brzmiało abstrakcyjnie, "Wcześniej było mi łatwiej, bo zawsze, jak czułam, że zaczynam się zakochiwać, robiłeś te wszystkie straszne rzeczy... Nawet wczoraj nie byłam tego pewna, śmiałam się z tego, że w ogóle tak pomyślałam, bo wczoraj tak wiele razy się pokłóciliśmy, tak wiele razy mnie wkurzyłeś, ale... dziś... już jestem tego pewna. Zakochałam się w tobie, rozumiesz? I nie mogę dłużej sobie zaprzeczać. To jest silniejsze ode mnie. Jak dziś słuchałam tego, jak mówisz, że jestem... wyjątkowa, że... nie chcesz się mnie pozbywać, sam fakt, że mnie tu zabrałeś... Zrozumiałam, że cię, kurwa... kocham. Nie mogę dłużej tego odpychać. To wszystko tylko mnie zapewniło, że już za późno, bym się wycofała."

Przełknąłem ciężko ślinę i czułem, jak robi mi się gorąco, więc w końcu zacząłem normalnie oddychać, by jej tu nie zemdleć. Nie wiedziałem, co ze sobą począć. Moja głowa przeżywała jedno wielkie tsunami, a ja czułem, jakbym przyrósł do ziemi. Nieważne co powiem, a nie będzie to "Ja ciebie też", skończy się źle.

Moje wargi zacisnęły się w jedną wąską linię, a ona obserwowała moją reakcję, jednak nic nie dała rady z niej wyciągnąć. Ja po prostu oniemiałem, zesztywniałem i gapiłem się na nią. Miałem wrażenie, że byłem w jakimś pojebanym teleturnieju i modliłem się, by zaraz ktoś wyskoczył zza drzewa, krzycząc "Mamy cię!". Ale nie. To było na poważnie. Mimo tego czułem, jak mijały sekundy, a ja już dawno powinienem odpowiedzieć, jakkolwiek zareagować.

Niespodziewanie nawet dla samego siebie, chwyciłem więc gwałtownie jej twarz w dłonie i uderzyłem brutalnie swoimi wargami o jej, tak że musiała zrobić delikatny krok do tyłu, gdyż odbiłem jej ciało. Wyrzuciłem tym aktem wszystkie frustracje i myśli, które mnie w tym momencie wyniszczały. Cindy przez moment się spięła i znieruchomiała, ale już po chwili poczułem, jak jej wargi dopasowują się do moich. Złapała silnie za sznurki mojej bluzy i przyciągnęła mnie za nie bliżej siebie, przyciskając nasze wargi do siebie jeszcze ciaśniej, a z jej ust wydobyło się ciche sapnięcie. Pocałunek pogłębialiśmy wspólnie, w równym tempie i z sekundy na sekundę, nie czując nawet najmniejszej ochoty i nie mogąc znaleźć nawet najgłupszego powodu, by to przerwać. Powoli zatapialiśmy się w tym magicznym momencie, zapominając o całym świecie. To było coś więcej, niż zwykły pocałunek. Owszem, za każdym razem, gdy nasze usta się łączyły, tworzyła się w powietrzu jakaś wyjątkowa, niesamowita energia, ale to nie było to. Pocałunek stawał się coraz intensywniejszy, coraz dzikszy. Coraz mniej niewinny.

complicated • justin bieber✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz