Rozdział 6

223 7 1
                                    

-Grzeczniej, Wesley.

Warknął Draco patrząc na Rona jakby chciał go zabić wzrokiem. Czy on zawsze musiał być taki podły i okrutny dla innych? Chyba tak go nauczono i tego już się nie da zmienić... Chociaż miałam nadzieję, że gdzieś tam w środku tli się w nim jeszcze dobra osoba... Ale to chyba nie była prawda...

-Nie będziesz mi mówić co mam robić fretko.

Czułam, że zaraz wybuchnie awantura na cały nasz przedział... Tylko żeby żaden nauczyciel tutaj nie wszedł bo posypią się szlabany...

-Matka cie nie nauczyła jak masz się zachowywać bo miała za dużo dzieciaków do wychowania?

I wiedziałam, że przegiął. I po minie Zabiniego wiedziałam, że on także wie to co ja o słowach, które chwilę temu wypowiedział Malfoy.

-O to oni właśnie byli na Pokątnej...

Nagle jakby olśniło Lunę ale ja już nie zwróciłam uwagi na nią patrząc z przerażeniem jak Ron rzuca się z krzykiem na zaskoczonego Malfoy'a, który chyba się nie spodziewał fizycznego ataku ze strony rudego Gryfona.

     -Ron!

Krzyknęłam i wstałam rozglądając się po przedziale gdyż miałam nadzieję, że ktoś mi pomoże. Ale... Blaise cofnął się do tyłu jakby chciał uniknąć tej całej awantury... Ginny krzyczała na czarnoskórego, że ma się nie chować, a coś zrobić gdyż oni, znaczy ci co się bili zaraz się pozabijają... Harry za to krzyczał na Ginny, że ma zostawić Zabiniego i pomóc mu ratować Rona. Chłopak z blizną na czole tak mocno ciągnął swojego rudego przyjaciela, że kiedy Ron odepchnął go machnieciem ręki Harry upadł na ziemię lądując na swoich czterech literach. No i Luna... Patrzyła na to wszystko rozmarzonym wzrokiem i coś tam mamrotała pod nosem tak, że nie słyszałam co mówi... Pewnie ktoś kto oglądał to z boku nie mógł przestać się śmiać ale dla mnie to było straszne.

-Ron! Harry!

Krzyczałam dalej mimo iż nie miało to efektów. I co ja miałam zrobić? Pomocy...

-No zrób coś Zabini, a nie stoisz jak ta krowa na wypasie!

Krzyknęła Ginny tak głośno, że aż podskoczyłam w miejscu.

-Weasley zostaw mnie w spokoju i zajmij się swoim bratem!

Warknął w jej stronę chłopak, a ja modliłam się w duszy aby z tego też nie wynikła jakaś walka. No bo dwie walki w jednym przedziale? Znaczy nie w jednym bo awanturujaca się Ginny i Blaise wyszli już na korytarz ze swoimi krzykami. Wiedziałam, że nie ma możliwości aby zaraz coś się nie wydarzyło.

-A co tu się dzieje na gacie Merlina?!

Usłyszałam krzyk, a już po chwili dało się słyszeć uspokojone głosy Zabiniego i Ginny.

-Nic...

Usłyszałam cichy szept Ginny ale ja w tym momencie byłam bardziej zajęta swoim piskiem kiedy Ron dał Draconowi w nos z pięści, tak że chłopakowi od razu poleciała krew.

-Przestań Ron!

Rzuciłam się na chłopaka chcąc jakoś go odciągnąć od blondyna. Złapałam rudego za rękę, którą znowu chciał wymierzyć w swojego przeciwnika.

-Ron! Zostaw go w końcu!

I wtedy to się stało, a ja później milion razy przetwarzałam tą sytuację w moim umyśle raz za razem. Ron tak mocno mnie odepchnął, że upadłam na ziemię do tyłu. Poczułam ból kości ogonowej ale to nie było najgorsze... Najgorsze było to jak chwilę temu potraktował mnie mój przyjaciel.

              ~~~~~~~~~~

Taki troszkę lżejszy rozdział chociaż końcówka dość smutna... Podoba Wam się? Dawajcie gwiazdki 🌟 Piszcie komentarze! Nawet nie wiecie jak wielka to motywacja ❤

Nowy PoczątekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz