9: Jungkook

183 11 19
                                    


Chodziłem jak na szpilkach, dalej nie wiedząc co dzieje się z moim najlepszym przyjacielem. Jedyne co mi pozostało, to czekanie na jakiekolwiek informacje od matki Sehuna. Sam już nie wytrzymywałem i kilka razy dzwoniłem albo pisałem, żeby dowiedzieć się czegokolwiek. Nie potrafiłem siedzieć na zajęciach czy nawet skupić się na słowach wypowiadanych przez profesorów. Nie pomagał mi również fakt, że moje studia nie pozwalały na zrobienie sobie tygodniowej przerwy i wyjechanie do Busanu. Czułem się jak zużyta guma, o ile tak się dało czuć.

Minęły może z dwa dni, a dowiedziałem się tylko tyle, że stan Sehuna z dnia na dzień może się pogarszać. Wtedy czułem niesamowity ból w sercu. Świadomość, że w każdej chwili mogę stracić przyjaciela, dołowała mnie jeszcze bardziej. Dodatkowo, był to człowiek o złotym sercu, który potrafił samym uśmiechem podnieść na duchu każdego.

Mimo, że byłem bardzo pilnym uczniem, to odpuszczałem sobie naukę. Gdy przychodziłem na zajęcia, to siedziałem jak kołek na końcu sali i patrzyłem się w ścianę, mając nadzieję, że to mi w jakiś sposób pomoże. Ale jak można było się domyślić, nie pomagało.

Czułem czasami na sobie spojrzenia wszystkich obecnych na sali, a zwłaszcza profesora Kima, który zerkał na mnie swoim podejrzliwym wzrokiem, jakby chciał dosłownie wywiercić mi dziurę w mózgu i dowiedzieć się o co chodzi.

W końcu po kolejnych nieprzespanych nocach, gdzie wręcz umierałem w środku nie dostając jakichkolwiek informacji, dostałem SMSa.

- Przysięgam, że dosłownie zabije jeśli to będzie to kolejne zaproszenie na jakąś imprezę.- powiedziałem do siebie.

Podniosłem się niedbale z łóżka, biorąc telefon do ręki. Gdy na wyświetlaczu pokazał się numer matki mojego przyjaciela, w ekspresowym tempie odblokowałem ekran. Wodząc po literach, które układały się w słowa, analizowałem je kilka razy, bo mój mózg był już zbyt otępiały, by potrafić cokolwiek zrozumieć.


Ciocia Oh: Przepraszam, że tak długo nie informowałam Cię o stanie Sehuna...Ale po prostu nie potrafiłam cokolwiek zrobić przez te parę dni...Sehun jest w śpiączce i jest podłączony do respiratora... Lekarze dają mu nikłe szanse na przeżycie...

Gdy w końcu mój umysł potrafił odczytać słowa cioci, uderzyło to we mnie z potrójną siłą. Teraz rozumiałem czemu tak długo musiałem czekać na wiadomość. Jej jedyny syn leżał umierający w szpitalu, gdy ona mogła tylko patrzeć i modlić się o jakikolwiek cud. Poczułem na policzku łzy, znałem Sehuna od dziecka i nie potrafiłem sobie wyobrazić, gdyby nagle miało go zabraknąć. Zadawałem sobie cały czas pytania, czemu tak dobrych ludzi spotyka taka tragedia?

Państwo Oh byli kochającymi i odpowiedzialnymi rodzicami. Pamiętam, że jako dziecko uwielbiałem do nich przychodzić. Witał mnie zapach ręcznie robionych czekoladowych ciasteczek. Ciocia Oh uwielbiała piec, a gdy wiedziała, że mam się u nich zjawić, częstowała mnie różnymi wypiekami oraz lemoniadą z różnymi dodatkami, które potem razem z Sehunem zajadaliśmy na balkonie. Traktowała mnie jak swojego drugiego syna, kiedy ja z Sehunem czuliśmy się jak prawdziwi bracia.

Nie odstępowaliśmy siebie na krok i wszystko robiliśmy razem.

Nigdy nie zapomnę tego jednego dnia kiedy razem z chłopakiem zbudowaliśmy ogromną bazę u mnie w domu. Zebraliśmy wtedy wszystkie możliwe koce i poduszki jakie tylko znaleźliśmy, a później moja mama przyniosła nam talerz z owocami. Wyobraźnia mojej mamy przekraczała wszelkie granice, gdy jabłka były zrobione na wzór króliczków, a winogrona przypominały małe jeżyki.

Świadomość, że Sehun może umrzeć w każdej chwili powodowała, że moje serce zostało napadnięte przez miliony igieł, które przebijały je na wylot. Mimo, że nie widzieliśmy się ostatnio za często, to utrzymywaliśmy telefoniczny kontakt. Ponownie położyłem się na łóżku przymykając zmęczone powieki.

Lek mego serca |[j.k + ?]| ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz