20: Jungkook

162 13 33
                                    

Zegar odmierzał nieubłaganie czas, który pozostał każdemu z nas. Chwile tak ulotne niczym delikatny motyl zdawały się uciekać zanim mogłem ich dosięgnąć. Zanim się, więc obejrzałem nadchodził dzień rozpoczynający sesje egzaminacyjną, która była przeszkodą do upragnionych wakacji. 

Słońce dające się we znaki przyozdabiało skóry kropelkami potu, które chciały uchronić właścicieli od przegrzania. Lecz mimo tego wszystkiego nikogo to nie powstrzymywało od zaplanowanych zajęć czy też pracy. Choć było widać jak biznesmeni ubrani w czarne garnitury modlą się w niebo głosy o chłodną bryzę, która jako jedyna mogła przynieść im ukojenie. 

Siedziałem wygodnie na drewnianym krześle znajdującym się na balkonie, na który zarzuciłem puchowy koc dla swojej wygody. Przede mną zaś na niewielkim stoliku leżał stos książek od neuroanatomii, ortopedii czy nawet od dietetyki i żywienia klinicznego. Obok tego wszystkiego stało moje wybawienie, kubek z wodą, do której wrzuciłem pokrojone owoce pomarańczy i cytryny. A to wszystko zostało zwieńczone kostkami lodu, by móc wytrzymać to piekło.

Okres zaliczeniowy mogę porównać do istnej wojny, w której toczysz nieustanny bój ze swoim mózgiem wpychając mu do różnych szufladek wiedzę teoretyczną czy też praktyczną i tylko błagasz by się zamknęły by utrzymać informacje głęboko zakorzenione w swoim umyśle. By była to wiedza tak samo dziecinnie prosta jak podanie własnego imienia czy nazwiska. 

To nie tak, że nie lubiłem się uczyć. No dobra... Nienawidziłem się uczyć bezsensownych regułek, które mają się tyle w praktyce co wkurzanie człowieka swoją bezsensownością, bo i tak wychodziło całkiem inaczej. 

Przetarłem zmęczone oczy zastanawiając się już ile siedzę patrząc się w notatki, które mimo starannych zapisków i dokładnych opisów ogłupiały mnie coraz bardziej. 

Jedynie na co miałem ochotę to usiąść wygodnie na sofie wraz z moimi dwoma skarbami, których ostatnio nie za często widywałem. Lecz cóż się dziwić. Jimin tak samo jak ja ma egzaminy, a zaraz po nich musiał się szykować na praktyki w szpitalu. Tae zaś znowu wyjechał na konferencje, a zaraz po niej jedzie do Busan doglądać stan mojego przyjaciela.

Naprawdę chciałem by jak najszybciej odnalazł się dla niego dawca. Całe życie jeszcze przed nim i teraz tak jak ja powinien przeklinać życie i tych wszystkich wykładowców, którzy wymagają od nas nie wiadomo czego niż leżeć w szpitalu i cierpieć w czterech sterylnych ścianach nie znając co to smak prawdziwej wolności. Lecz mimo wszystko z każdym dniem miałem coraz więcej nadziei, a to dzięki Taehyungowi, który wymyślił tą akcje z dawcami organów. Dzięki niej Sehun miał pierwszeństwo do przeszczepu i nie musiał czekać kilkunastu lat w kolejce. 

Chwyciłem po raz setny tą samą książkę wodząc wzrokiem po linijkach tekstu powtarzając go w myślach kilka razy udając, że na pewno zapamiętam każde tam zapisane słowo. 

To było zabawne gdy próbując dalej ucząc się wymyślałem sobie kolejne powody by tylko pozbyć się notatek ze swoich dłoni. A to muszę posprzątać mieszkanie, jakby ktoś niespodziewanie postanowił mnie odwiedzić. A to zaczęło denerwować mnie źle ułożone krzesło. A to jeszcze muszę poodkurzać pustynie Saharę i wtedy byłbym zadowolony. Lecz w życiu nie ma tak łatwo i choćbym błagał na kolanach każdego profesora z osobna to na ładne oczy pozytywnej oceny mi nie wstawi. No chyba jakbym się tak dobrze zastanowił to może Tae byłby łaskawszy. 

Uśmiechnąłem się na tą myśl, choć pewnie zamiast dać mi swój autograf w indeksie, to zrobiłby mi 2 egzaminy ustne. Jeden byłby pewnie z większego zakresu niż to co nas obowiązuje na zajęciach, a drugi... to chyba nie muszę tłumaczyć. 

W końcu chwyciłem za telefon i postanowiłem napisać do Jimina prosząc go o spotkanie. Jak coś to przecież mi odmówi, co niestety zaboli moje biedne serduszko. Ale kto nie ryzykuje ten nie zyskuje!

Lek mego serca |[j.k + ?]| ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz