Twelve - END

614 103 31
                                    

Trzy miesiące później


Usiadłam wygodniej na kanapie, przeczesując dłonią włosy. Kihyun kręcił się wokół stolika, próbując zająć jakieś dogodne miejsce.

— Myślałeś kiedykolwiek, że poprzez dołączenie do organizacji odmienisz czyjeś życie? — zapytałam, posyłając różowowłosemu szeroki uśmiech.

Chłopak zmarszczył brwi, zajmując miejsce obok mnie.

— Nigdy nie myślałem o tym w tej kategorii — odpowiedział, odwzajemniając uśmiech. — Zapisałem się tam, bo chciałem nieść pomoc. Dokonać zadośćuczynienia za moje winy. Byłem wtedy w fatalnym stanie i chciałem zrobić wszystko, by pomóc komuś innemu.

— Ty chciałeś nieść pomoc, a ja nie chciałam jej otrzymać — zaśmiałam się na samo wspomnienie o naszej pierwszej rozmowie. — W ogóle, bardzo żałowałam, że zadzwoniłam do organizacji. Czułam się jak ofiara i słabeusz, bo musiałam poprosić o pomoc innych. A przecież proszenie o pomoc nie jest oznaką słabości, tylko woli dalszej walki. Ale tym razem nie samemu, tylko z kimś u swojego boku.

Każdy w swoim życiu toczy jakąś walkę. Nie nam oceniać jej wagę. Tylko ci, którzy stoją na polu walki, wiedzą, jak ciężki to jest bój. Czasami wręcz na śmierć i życie.

— Ci, którzy nie chcą pomocy, mają nadzieję, że uda im się samodzielnie uporać z problemem — mruknął, oblizując wargi. — Niestety to tak nie działa. Z niektórymi problemami nawet najsilniejszy człowiek nie jest w stanie sobie poradzić.

— Najważniejsze to zrozumieć, że nie trzeba się bać prosić o pomoc — wtrąciłam, wypuszczając ze świstem powietrze. — To żaden wstyd, tylko chęć walki do tego, by móc dalej żyć.

Przymknęłam na chwilę powieki, przypominając sobie, jak to było ze mną. Masa obrazów zaczęła pojawiać się w mojej głowie. Wypadek rodziców, śmierć babci, wszystkie nieprzespane noce, aż w końcu telefon i spotkanie Kihyuna — mojego niespodziewanego wybawcy. O ile wcześniej bardzo żałowałam skontaktowania się z organizacją, tak teraz bardzo się cieszę, że jednak to zrobiłam. Zyskałam coś, czego nikt mi nie odbierze — najlepszego przyjaciela i ukochaną osobę zarazem. 

— Cieszę się, że to jednak mnie do ciebie skierowali — rzucił nagle różowowłosy, wyrywając mnie z letargu.

Jednak ciebie? — zapytałam zaciekawiona, poruszając się niespokojnie.

— Ogólnie rzecz biorąc, to nie ja miałem stać się twoim pomocnikiem. Byłem akurat w firmie, gdy zadzwoniłaś. Wybłagałem szefa, żeby przydzielił mnie do kogoś, chociaż jeszcze nie zakończył się mój okres przygotowawczy — odpowiedział, szeroko się uśmiechając. — Chyba teraz do końca życia będę dziękował szefowi, że dał mi szansę.

Prychnęłam pod nosem, kiwając głową z niedowierzaniem.

— Czyli jednak nie tylko w bajkach są szczęśliwe zakończenia? — zapytałam, spoglądając mu w oczy.

— Nie tylko w bajkach są szczęśliwe zakończenia. My właśnie piszemy własną bajkę ze szczęśliwym zakończeniem — odpowiedział, chwytając mnie za dłoń.


Nie tylko w bajkach są szczęśliwe zakończenia.



~~~~~~~~~~~~~~

Cześć!

Przybywam do Was z ostatnią już częścią "Sleeping delivery".

Musicie mi wybaczyć, ale nie jestem w stanie dokończyć tej pracy tak, jak chciałam.

Po prostu czuję, że nie zrealizowałabym jej tak, jak początkowo zamierzałam, dlatego kończę ją w najbardziej dogodnym momencie.

Mam nadzieję, że nie będziecie mieli mi tego za złe i że pomimo takiego zakończenia, praca jednak przypadła Wam do gustu.

Tutaj się z Wami żegnam, ale zapraszam do śledzenia pozostałej mojej twórczości — niedługo pojawi się nowa praca "Black dog", a także zostanie wznowiona publikacja "The Clan Part.3".

To tyle z mojej strony.

Trzymajcie się ciepło, do usłyszenia!

Sleeping deliveryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz