Dwa tygodnie później.
Odchyliłam głowę do tyłu, wygodniej usadawiając się na ławeczce przed szkołą. Jasne, słoneczne promienie muskały moją twarz, lekko ją ogrzewając.
— Dlaczego nie odbierasz moich telefonów? — usłyszałam za sobą czyjś zirytowany głos. Otworzyłam powoli oczy w celu zlokalizowania tego osobnika. Kihyun.
Różowowłosy zajął miejsce obok mnie, posyłając mi smutne spojrzenie.
— Musiałam odpocząć — odpowiedziałam, unikając jego wzroku.
— Odpocząć? — powtórzył po mnie najwyraźniej bardzo niezadowolony. — Wiesz, jak ja się czułem, kiedy nie dawałaś żadnego znaku życia?
— Po prostu potrzebowałam samotności — przerwałam mu, przeczesując włosy dłonią.
— I dlatego nie odzywałaś się przez cały ten czas? — zapytał z wyrzutem.
W jego oczach widziałam smutek. Doskonale wiedziałam, że skrzywdziłam go tym milczeniem, ale wtedy wydawało mi się to najwłaściwszym wyjściem. Chciałam odpocząć. Odciąć się od wszystkiego i wszystkich. Na pewien moment przestać istnieć.
— Przepraszam — powiedziałam, unosząc niepewnie wzrok.
— Tu nawet nie chodzi o przeprosiny — zaczął, wpatrując się we mnie świdrującym wzrokiem. — Po prostu strasznie się martwiłem, a poczułem się, jakbyś mnie nie chciała.
— To nie tak, ja po prostu... — mruknęłam, przygryzając wnętrze policzka.
Miał rację. Skupiłam się na sobie, zapominając, że mogę go zranić swoimi poczynaniami.
— Spokojnie — powiedział cicho, nachylając się w moją stronę. — Wszystko rozumiem, nie przejmuj się. Musisz mi po prostu obiecać, że więcej tak nie zrobisz. Przecież po to tutaj jestem, żeby ci pomagać i cię wspierać.
Pokiwałam głową, spuszczając wzrok. Czułam, jakbym miała się za chwilę rozkleić. Jego słowa uderzyły we mnie z ogromnym impetem. Ogromna żałość napłynęła do mojego serca, posyłając pierwsze z wielu łez.
— Hej, Eunji, co się dzieje? — zapytał różowowłosy, przyglądając mi się przerażonym wzrokiem.
Bez słowa oparłam czoło o jego ramię, pociągając nosem.
— Nic się nie dzieje, po prostu zostańmy tak przez chwilę — powiedziałam, zamykając oczy.
W tamtym momencie nic dla mnie nie istniało. Totalna pustka zawitała w mojej głowie. Poczułam ogromne zmęczenie. Nie miałam siły na nic. Nawet na to, by otworzyć z powrotem oczy.
Kihyun objął mnie ramieniem, opierając swoją brodę na czubku mojej głowy.
— Nieważne jak bardzo źle będziesz się czuła — zaczął cicho, na chwilę przerywając. Jakby chciał zebrać wszystkie myśli, dobrać odpowiednie słowa. — Nieważne w jak wielkim dołku będziesz, ja zawsze będę obok. Może nie jestem doskonałym doradcą, ale razem poradzimy sobie ze wszystkim.
Pokiwałam tylko głową, nawet nie próbując się podnieść. Po prostu nie byłam w stanie.
Pękłam.
❀❀❀
Mary senne nie zawsze muszą być przerażające. Nie zawsze też muszą doprowadzać nas do obłędu. Te złe nawiedzały mnie stosunkowo często. Czasami wręcz nie dawały mi zmrużyć oka. Nieprzespane noce były przyczyną chronicznego zmęczenia i wielu innych problemów.
— Ostatnio przyszła do mnie we śnie babcia — powiedziałam, upijając łyk kawy. Rozsiedliśmy się z różowowłosym w moim salonie, popijając ciepłe napoje.
— Naprawdę? — zapytał zaciekawiony, odstawiając swój kubek na stół.
— Przyszła do mnie razem z rodzicami — kontynuowałam, odchylając głowę lekko do tyłu. — Nie wydobyli z siebie ani jednego słowa, ale czułam, jakby chcieli mi coś powiedzieć.
— Czasem słowa są niepotrzebne — zaczął, oblizując wargi. — Może to lepiej, że nic ci nie powiedzieli. Milczenie niekiedy wyraża więcej niż tysiące wypowiedzianych słów.
Spojrzałam na swój kubek, na chwilę odrywając się od rzeczywistości. Przypomniały mi się roześmiane twarze rodziców i babci. Wyglądali na zdrowych i pełnych sił. Bez cierpienia i bez bólu.
— Wiesz, że na początku żałowałam, że zadzwoniłam do organizacji? — zapytałam, lekko się uśmiechając. — Uważałam to za idiotyczny pomysł, żeby spowiadać się ze swoich zmartwień jakimś obcym ludziom.
— A jednak zadzwoniłaś — przerwał mi, opierając swój policzek na dłoni.
— Każdy człowiek ma w swoim życiu jakieś granice. Poprzeczkę, po której przekroczeniu wszystko zaczyna się sypać — odpowiedziałam, oblizując wargi. — Ja wtedy osiągałam już swoje apogeum. Było mi wszystko jedno, więc postanowiłam zaryzykować.
— Kiedy człowiek osiąga szczyt swojej wytrzymałości, jest w stanie zrobić wszystko — mruknął, wpatrując się we mnie świdrującym wzrokiem.
— Dokładnie tak — pokiwałam głową, przygryzając wnętrze policzka.
Taka była prawda. Każdy z nas posiada jakiś limit. Próg, po którego przekroczeniu wszystko się zmienia. Niektórzy nie zdają sobie z tego sprawy, ale takie przekroczenie linii zapoczątkowuje lawinę zdarzeń, na które nie mamy w większości przypadków wpływu. Chroniczne zmęczenie, pustka w głowie i zmieniający się jak w kalejdoskopie nastrój to tylko niektóre z rzeczy, które mogą pojawić się po przekroczeniu tej linii. Najważniejsze, to zareagować w porę, bo czasami może być już za późno. A kiedy będzie za późno, nic ani nikt nie będzie w stanie nam pomóc.
Musimy sami znaleźć w sobie odrobinę chęci, by zmienić to, co nas dręczy. Walka jest naprawdę ciężka, ale się opłaca. Bo zwycięstwo w tej wojnie smakuje wyśmienicie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Cześć kochani!
Przybywam do Was z kolejną częścią!
Mam nadzieję, że się Wam spodobała!
Za wszystkie błędy przepraszam!
Nie obiecuję, że wróciłam na stałe, a rozdziały będą pojawiać się systematycznie.
Będę się starać, by rozdziały pojawiały się jak najczęściej!
A już teraz chcę Wam zdradzić, że szykuję kolejną pracę z Kihyunem w roli głównej (jakbym mogła, obsadziłabym go we wszystkich swoich pracach jako głównego bohatera ;-;)!
Nie wiem, kiedy zacznę ją publikować, ale myślę, że nie będziecie musieli długo czekać!
Buziaczki!