Szedłem z Charliem do toalet na pierwszym piętrze z wózkiem do sprzątania. Było już po wizycie u dyra, która trwała prawie półtorej godziny.
- To wszystko twoja wina! Sam bedziesz sprzątał te obsrane kible, pedale.
Wiem, że nie powinienem dawać mu w brzuch.
Wiem, że powinienem dać mu w twarz.
Sprzątanie kibli? To chyba była najłagodniejsza kara. Po tym incydencie, po prostu powinniśmy wylecieć ze szkoły.
- To ty zacząłeś. - mruknąłem.
- Oj, sam będziesz je szorował.
- Bo? Nie dość, że to Ty mnie gnębisz to jeszcze ja mam odwalać wszystko za ciebie?- Zapytałem z drwiną- Może przyjdę do ciebie i posprzątam, dam pieniądze i jeszcze do tego nakarmie?
- Odpuść sobie.
- Czyżby nasz książę nie był taki odważny jak przy kolegach?
Na prawdę, jestem wzorowym uczniem,a teraz opinia nauczycieli, na która pracowałem dwa lata, na mój temat w ciągu godziny i 30 minut się zmieniła całkowicie.
Przez takiego... No.
***
W milczeniu posprzątałem jedną kabinę. Charlie też jedną. W całej szkole są 4 toalety męskie i 4 damskie, gdzie na jedną toaletę przypada 5 kabin. Wydaje mi się, że ta sytuacja potrwa dłużej.
Wychodziłem ze szkoły i szedłem prosto do domu.
- Leondre, zaczekaj! - usłyszałem Charliego i gdy się odwróciłem zobaczyłem, że biegnie.
- Czego jeszcze? Chcesz mi oddać?
- Nie, chciałem powiedzieć, żebyśmy... się podzielili na pietra, bo nie chce sprzątać z tobą.
Odwróciłem się i odszedłem.