7. "przez to, kim jesteśmy."

427 44 1
                                    

4 lata po ślubie.

yoongiemu udało urwać się z pracy prawie trzy godziny wcześniej, dlatego z uśmiechem na twarzy udał się w kierunku szkoły, w której od kilku miesięcy pracował jimin. wiatr rozwiewał mu pofarbowane niedawno na jasno niebieski kolor włosy, które starannie dzisiaj rano ułożył. cóż, kurwa.

z wiszącą na ramieniu torbą, wszedł do szkoły, sprawdzając w której klasie park za moment powinien skończyć lekcję. jak udało mu się ustalić, znajdowała się ona na końcu korytarza na parterze, więc mógł już po chwili usiąść na ławce i czekać, aż zadzwoni dzwonek.

gdy tak się stało, min aż wzdrygnął się, a po chwili, drzwi z każdych klas otwarły się z hukiem i zaczęły wybiegać z nich dzieciaki w różnym wieku. jego mąż miał mieć lekcje z czwartą klasą, która jak mówił, potrafiła momentami wejść mu na głowę.

kiedy jak mu się zdawało, wszyscy uczniowie wyszli, sam podniósł się w ławki i zapukał we framugę drzwi, spoglądając do środka.

jimin siedział w ostatniej ławce z jakimś chłopcem, który sprawiał wrażenie, jakby płakał. park powiedział mu coś, na co dzieciak wybuchł śmiechem i małą ręką wytarł załzawione oczy.

gdy jego mąż zauważył go, tylko uśmiechnął się lekko i głową pokazał mu, że zaraz do niego przyjdzie. yoongi usiadł ponownie na tej samej ławce, czekając na parka.

po jakimś czasie ten wyszedł z klasy, ręką obejmując tego samego chłopca, po chwili kucając i mówiąc mu coś na ucho, na co mały pokiwał głową z uśmiechem i odparł ciche "dziękuje".

kiedy chłopiec poszedł, jimin usiadł obok męża, który pocałował go w czoło.

— co się stało?

park zacisnął lekko wargi i westchnął.

— ma problemy, dzieciaki się z niego śmieją, bo średnio mu idzie matematyka. powiedziałem mu, że jeśli jego rodzice się zgodzą, to będę mógł przychodzić do niego raz czy dwa razy w tygodniu i tłumaczyć.

—  jesteś cudowny, jimin-ah.

— nie przesadzaj, yoo...

nie dokończył, gdyż mąż zamknął mu usta pocałunkiem, krótkim, ale czułym.

— idziemy? - zapytał po chwili min.

— tylko pójdę po kurtkę do pokoju nauczycielskiego, czekaj przed wejściem.

po czym cmoknął go jeszcze przelotnie w policzek, idąc po brakującą rzecz.

yoongi podniósł się z ławki, kierując się na dziedziniec. stanął przy schodach, obserwując wychodzące po kolei dzieci, niektóre z rodzicami, a inne z nich same. uśmiechnął się lekko na widok ojca, może w jego wieku, prowadzącego za rękę cały czas podskakującą dziewczynkę, w różowej spódniczce i dwóch kucykach. jednak nagle poczuł niemiłe ukłucie w środku i westchnął.

też chciałby w przyszłości znajdować się w takiej sytuacji.

kochał jimina, nie zamieniłby swojego  życia na żadne inne, lecz ich sytuacja nie pozwalała im na posiadanie dzieci. nawet legalnie w korei nie byli małżeństwem, a żadna instytucja nie pozwoliłaby im na adopcję.

nagle poczuł ramię obejmujące go w pasie, a po chwili przyciągające go do siebie. park musnął wargami delikatną skórę jego szyi, jednak moment później odsunął się, gdy nie uzyskał żadnej reakcji ze strony starszego.

—  yoongi-nah, stało się coś?

— nie, wszystko w porządku — odpowiedział z wymuszonym uśmiechem, splatając ich dłonie razem. — chodźmy do domu.

— dobrze. — odparł cicho jimin, ściskając mocniej jego rękę.

po dotarciu do domu, yoongi od razu wyszedł na balkon, a za nim od razu poszedł snow. oparł się o balustradę, spoglądając na podwórko, na którym pomimo niezbyt przyjemnej pogody bawiły się dzieci. znowu poczuł nieprzyjemny uścisk w środku i warknął pod nosem głośne "kurwa", z całej siły uderzając dłonią o metalową osłonę.

— yoongi-nah?

park od razu pojawił się obok niego.

— co się dzieję?

min westchnął i przełknął ślinę, nie wiedząc jak zacząć.

— j-jimina-ah... nie wiem, buzuje mi jakiś pieprzony zegar biologiczny? naprawdę, nie mam pojęcia, co się ze mną dzieję. za każdym razem, jak przychodzę po ciebie i widzę tych wszystkich rodziców ze swoimi dziećmi, t-to... chciałbym kiedyś zobaczyć ciebie bawiącego się z naszym małym dzieciakiem... a-ale nigdy mi... nam się to nie uda, p-przez to kim jesteśmy...

nie płakał. nie chciał, więc zdusił w sobie łzy, wtulając się w jimina, który wydawał się zaniemówić po jego słowach.

— yoongi-nah, nie mów tak proszę — odparł najspokojniej jak potrafił park, chociaż przyszło mu to z trudem. — w-wiem, że nie będzie łatwo, ale uda nam się, dobrze? obiecuję ci to. moi rodzice mają znajomości z różnymi...

— przepraszam, jimin-ah.

— nie przepraszaj. w-wiesz, że zagiąłbym dla ciebie wszechświat? j-ja zrobię wszystko, żebyś był szczęśliwy.

— nie, to my mamy być szczęśliwi. razem.

— do końca.

tygodnie mijały, a każdy z nich miał wrażenie, jakby ich prawdziwe życie wreszcie się zaczęło. nigdy, nigdzie i z nikim nie byli tak szczęśliwi, jak ze sobą. nie było dnia bez rozmowy, chociażby telefonicznej, tygodnia bez spotkań i każdy z nich wreszcie czuł się tak, jak powinien od zawsze. kochany. rozumiany. szczęśliwy.

tamtego dnia spędzali weekend jak każdy poprzedni, w studenckim mieszkaniu yoongiego. leżeli na starej, wyniszczonej beżowej kanapie, oglądając jakiś film, a sprężyny wbijały im się w każdą możliwą część ciała.

jimin leżał na brzuchu yoongiego, a tamten bawił się jego włosami, momentami pochylając się nad nim i całując w czoło.

nagle min zaprzestał głaskania miękkich kosmyków parka, a ten spojrzał na niego od dołu z pytającym spojrzeniem.

yoongi nagle coś poczuł.

miał wrażenie, że to był ten moment, w którym w końcu powinien to powiedzieć. te kilka tygodni z park jiminem uświadomiły mu, co to znaczy być kochanym.

dwa słowa.

— jimin-ah, ja...

— coś się stało? zbladłeś trochę — oznajmił zaniepokojony czarnowłosy, podnosząc się do pozycji siedzącej. — chcesz wody?

— kocham cię.

park otworzył szerzej buzię, a yoongi poczuł jak wszystko z niego spływa.

powiedział to.

ale jimin nie mówił nic.

— jimin-ah?

— yoongi...

— nie chciałem cię...

— ja ciebie też kocham, min yoongi.

serce blondyna przyspieszyło tak bardzo i szybko, że miał wrażenie, że zaraz wyskoczy mu z piersi.

adrenalina przejęła kontrolę nad jego ciałem i już kilka sekund później wpił się w usta park jimina, mając wrażenie, że ten przyniósł mu całe niebo. wszystkie gwiazdy, a z nimi każdą konstelację.

park jimin był jego niebem.

dzisiaj tez przesadziłam ale mam mood wshhwhw

when a long night comes ✧ yoonmin Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz