DZIEŃ DRUGI
Pierwszy tydzień wakacyjnej pracy, a krew w moich żyłach płynie szybko, serce bije jak szalone. Stoję za ladą, stukając czarnym paznokciem o blat. Błękitno różowy fartuch w misie sprawia, że wyglądam jak dzieciak, a metr pięćdziesiąt siedem i pół wzrostu wcale mi w tym przypadku nie pomaga. Przegryzając wargę ze zdenerwowania, początkowo nie zwracam uwagi na płaczącą przed naszą lodziarnią małą dziewczynkę.
Ze zdziwieniem spoglądam na szklaną szybę, a gula staje mi w gardle. Uwielbiałam dzieci, a serce mi się krajało, gdy widziałam tak niewinną istotkę całą zapłakaną. Rzuciłam spojrzeniem na zaplecze, chcąc poprosić, aby dosłownie przez sekundkę jedna z dziewczyn stanęła przy ladzie, abym mogła sprawdzić, co dzieje się ze zrozpaczoną blondyneczką.
-Lilla... - zaczepiłam jedną z pracownic, która chyba była jedną z sympatyczniejszych. -...stanęłabyś dosłownie na sekundę, chciałabym sprawdzić, co się dzieje z tą dziewczynką przed lodziarnią. – wskazałam delikatnie głową.
-Pewnie, leć. Mała wygląda na zagubioną.
Jak powiedziałam, tak zrobiłam. Wręcz wybiegłam zza lady i ruszyłam w stronę drzwi. Mocno nacisnęłam na klamkę, dość chłodny wiatr zawiał w moją twarz. Ach ta Polska pogoda. Rozejrzałam się jeszcze raz po chodniku, następnie skierowałam się wprost do dziewczynki. Siedziała na ławce i przecierała oczy całe czerwone od płaczu.
-Witaj skarbie, co się stało? – spytałam zaniepokojona stanem Blondyneczki.
-Mój wu-wu-wujek miał tu być. Moja mamusia pojechała piętnaście minut temu, twierdząc, że wujek Kacper już będzie. Ale go nie ma. – westchnęła ciężko, a jej usta zamieniły się w podkówkę. - Obiecał mi waniliowe lody, a teraz ja już nie chcę lodów proszę pani. Chcę, żeby wujek przyjechał. Wujek zawsze daje mi taką cieplutką czarno żółtą bluzę, wyglądam jak pszczółka! Tylko jego nie ma, a mi zimno. – moje serduszko się łamało, widząc smutny wyraz twarzy dzieciny.
-Zabrałabym cię do środka, ale boję się, że twój wujek nie będzie wiedział, gdzie jesteś, ale trzymaj moją bluzę. – rozwiązałam szybko fartuszek i odsłoniłam czarno żółtą bluzę Skry, ponieważ tuż po zmianie miałam udać się na mecz ulubionej drużyny – Może nie jest taka sama jak wujka, ale jest czarnożółta!
-Ona jest identyczna! – pisnęła ucieszona i nałożyła na siebie ubranie. – Znasz się z wujkiem Kacprem, że macie takie same bluzy? – zaśmiałam się dźwięcznie na słowa dziewczyny, lecz pokiwałam przecząco głową.
-To raczej nie jest możliwe. Widocznie kibicujemy tej samej drużynie.
-Tak! Wujo uwielbia siatkówkę, nawet gra! Jest libero! – mówiła to z ogromnym uśmiechem, widocznie bardzo kochała swojego stryja.
Rozmawiałam z dziewczynką dobre piętnaście minut, sama już nieco odczuwając zimno od wiejącego wiatru. Niebo się chmurzyło, bardzo możliwe, że będzie padać. Kłamliwa polsatowska pogodynka znów nawciskała nam kitu, że będzie słoneczko.
Blondyneczka nazywała się Agatka i z ogromnym zainteresowaniem, choć może bardziej zachwyceniem opisywała wszystko, co widziała, albo co wydarzyło jej się w ostatnim czasie. Jej wujaszek naprawdę otrzyma porządną reprymendę za zostawienie tak uroczej istotki na ponad pół godziny samej!
-Agata! Księżniczko, tak bardzo cię przepraszam! Mówiłem, że muszę wyjść szybciej z treningu, to nie chcieli mnie puścić. – usłyszałam dość znajomy głos za plecami i podniosłam ze zdziwieniem brew do góry.
Odsunęłam się w bok, aby móc spojrzeć na przybyłą osobę. Blondyn, niebieskie oczy, dobrze zbudowany, na oko metr osiemdziesiąt pięć i naprawdę bardzo przypominająca mi kogoś twarz. Kucał przy dziewczynce, w kółko ją przepraszając.
CZYTASZ
Siatkarski Kalendarz Adwentowy 2018✔
FanfictionDwadzieścia cztery opowiadania z zupełnie innym zawodnikiem oraz inną historią. Chcesz poczuć przedświąteczną atmosferę z naszymi siatkarzami? Serdecznie Cię zapraszam!