Chcę być po prostu szczęśliwa| Wojciech Włodarczyk

699 24 0
                                    


DZIEŃ OSIEMNASTY


Chcemy być piękni, krzywdząc samych siebie. Próbujemy krzyczeć, ale i tak mamy wrażenie, że nikt nas nie słyszy — nawet nie próbuje usłyszeć. Miliony ludzi na tysiące sposobów choruje na autodestrukcje. Mówiąc prościej, woli krzywdzić samego siebie niż kogokolwiek innego. Nie wyrazi swoich uczuć, lecz będzie tłumić w sobie wszystko, dopóki to nie pęknie.


Autodestrukcja ma być próbą radzenia sobie z własnymi emocjami. Ma zamaskować poczucie samotność, braku zrozumienia czy ciągłego przygnębienie i przykrości kierowanych w naszą stronę. To właśnie jest nasza próba wołania o pomoc, wołanie bez słów. Właśnie do tego prowadzi nas brak umiejętności wyrażania tego, co czujemy na zewnątrz. Próbujemy wydawać z siebie cichy krzyk pełen cierpienia, bólu i samotności.


Dzielić ją można na werbalną, która bardziej związana jest psychicznie, w skrócie ciągłe obwinianie się, samooskarżanie. Jest też niewerbalna, która wiąże się fizycznie, ponieważ związana jest z uszkodzeniem własnego ciała.


Prawdę mówiąc, moglibyśmy to nazwać pociągiem do śmierci. Krzywdząc siebie, wyniszczamy się, powoli zanikamy i zatracamy się w ciemnych odcieniach, które nie chcą się zmieniać.


Przyczyny są naprawdę różne, poprzez dysfunkcję całej rodziny po nieprzyjemne doznania cielesne. Ludzie cierpią krok w krok, lecz każdy przyjmuje je inaczej. Jedni pozwolą, żeby to spłynęło. Jak najszybciej się zaczęło i przeszło, lecz są też tacy, którzy prowadzą się z nim przez całe życie, dodatkowo sobie dodając.


Mawiają, że rany, które sami sobie zadajemy, są najgorsze, ponieważ to pokazuje, jak bardzo zamknięci w sobie jesteśmy. Po jakimś czasie nasze cierpienie staję się zwykłym przyzwyczajeniem. Codziennie oczekujemy momentu, aby po raz kolejny móc coś zrobić.


Nie zjeść.


Zwymiotować.


Samookaleczyć się.


Wywoływać bójki, aby nabyć kilka nowych siniaków.


Sięgnąć po kilka butelkę wódki i wypić je samemu w jeden wieczór.


Czasami autoagresja ma być znakiem, a dokładniej – jest ona wołaniem o pomoc.


-*-


Leżałam w łóżku, obserwując mozolnie sufit, który swoimi pęknięciami sprawiał, że chciało mi się płakać. Mocno zaciągałam rękawy na przedramiona i wdychając oraz wydychając powietrze, wsłuchiwałam się w świegot zatkanego nosa. Uderzenia garnków zza drzwi nieprzyjemnie drażniły moje uszy, a jedyne co chciałam zrobić do krzyczeć.


Nie potrafiłam i tego.


Usłyszałam krzyk rodzicielki z drugiego pomieszczenia. Wiedziałam, że znów będę musiała narzucić na siebie maskę mówiącą, że wszystko jest dobrze, po czym wyjść i uśmiechać się jakbym była najszczęśliwszą osobą na całym świecie. Nie byłam, nie odkąd popełniłam błędy, które popełniłam.

Siatkarski Kalendarz Adwentowy 2018✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz