Byłam, jaka byłam | Kamil Droszyński

542 25 3
                                    


DZIEŃ DWUDZIESTY

Od zawsze starałam się być osobą szczęśliwą, ciesząca się życiem. Wszystko, co robiłam, miało przynosić pozytywy, nawet jeśli popełniłam jakiś błąd. Starałam się uśmiechać, nawet jeśli mnie kopano, jednak zdarzają się w życiu chwilę, które zmienią cię na zawsze. Już nigdy nie będziesz tą samą osobą.


Byłam osobą, która miała pełnie nadziei i nigdy nie poddawała się, gdy coś nie wychodziło. Wierzyłam, że w każdym człowieku jest dobro i nieważne jak głęboko ono było, starałam się wyciągnąć je na wierzch, nawet wtedy, kiedy kończyło się źle dla samej mnie. Uwielbiałam ludzi, kochałam z nimi przebywać i poznawać nowych, prawdę mówiąc nie mogłam się od nich uwolnić.


Wszystko to jest w czasie przeszłym dlaczego? Jeden dzień, który zdarł uśmiech z moich ust na zawsze. Zabrali mi ją, moją najlepszą przyjaciółkę, dzięki której byłam, jaka byłam. Rozpędzony samochód, pijani i naćpani ludzie w środku, wypadek. W tamtym momencie zdałam sobie sprawę, że ludzie wcale nie są tacy wspaniali. Przestajemy myśleć logicznie, gdy w głowach pojawiają się przyjemności. Na oczach zawiązuje nam się niewidzialna chusta, której nie możemy zdjąć.


Jedno zdarzenie, a zaburzyło cały mój światopogląd. Wszystko zszarzało, najważniejsza dla mnie osoba zniknęła, już nie było jej przy mnie. To sprawiło, że zaczęłam się sypać. Wszystkie demony, które odganiała bariera szczęścia, uderzyły we mnie wystarczająco mocno, abym upadła. Zaczęłam się bać. Bać się wszystkiego, co mnie otacza.


Miałam poczucie, że jestem kompletnie nie potrzebna, że byłam tylko nieznaczącym epizodem, który musiał być, aby inni poszli dalej. Zaczęłam się nienawidzić, twierdziłam, że bez niej jestem tak naprawdę nikim.


Noce zamieniły się z dniami, zasypiałam nad ranem, aby chwilę później budził mnie głośny dźwięk wydostający się z telefonu. W ciągu dnia byłam niczym zombie, wory pod oczami powiększały się, skóra stała się wręcz szara, a cały organizm był osłabiony.


Miałam wrażenie, że świat toczy się gdzieś obok mnie, a ja byłam jakby duchem przemierzającym mile, stojącym z boku, sceptycznie patrzącym na świat, starając się nie brać udziału w całej gonitwie, lecz nie dało się. Dusiłam się powietrzem, światło mnie drażniło.


Moje zachowanie diametralnie się zmieniło, podobnie jak otoczenie. Odpychałam innych, aby mniej bolało, aby już nikt nie odszedł. Ludzie, którzy kiedyś obdarzali mnie największymi sympatiami, urażeni moją nagłą zmianą zniknęli. Moim życiem zawładnęła muzyka i książki. Dokładniej biblioteka na obrzeżach Bełchatowa.


Bezradność mną zapanowała, mówili, że muszę zaakceptować to, że ona odeszła. Podobno jest to jedna z wielu sytuacji, która sprawi, że będę cierpieć. Miałam zacisnąć zęby i ruszyć do przodu, podobno nie miałam wyboru. Emocje ze mnie uleciały. Stałam się zimna, czasami mówiono wręcz, że bez serca.


Jednak inaczej nie potrafiłam sobie z tym poradzić, dlatego przestałam czuć.


-*-


To był kolejny dzień, w którym tuż po szkole kierowałam się do ukochanej biblioteki. Zachwycałam się zapachem książek i podziwiałam przeróżną kolorystykę grzbietów książek. Podążałam pomiędzy regałami, aby w końcu dotrzeć na swoje miejsce i wygodnie rozłożyć się pośród wielu egzemplarzy przeróżnych autorów.

Siatkarski Kalendarz Adwentowy 2018✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz