One

10.4K 431 73
                                    

MEDIA: Fergie – Big girls don't cry.

***

Kiedy pierwszego dnia szkoły budzik zadzwonił o godzinie szóstej piętnaście, byłam stanowczo na nie. Zaspana otworzyłam oczy z nadzieją, że to tylko jakaś pomyłka i po prostu zapomniałam go wyłączyć na czas wakacji. Myliłam się. Zaledwie dwie minuty później do pokoju wparowała moja młodsza siostra Shannon, wymachując rękoma na wszystkie strony.

— Wstawaj, Kim! To już dziś! Zobaczę moje koleżanki, kolegów. Ciekawe czy wszyscy już wrócili z wakacji. — Blondynka uczesana w dwa kucyki wesoło podbiegła do okna i odsłoniła żaluzje. Kiedy tylko nadmiar światła dostał się do moich oczu, jęknęłam sfrustrowana i zakryłam twarz kołdrą.

— Błagam cię, idź już stąd i daj mi dojść do siebie — wymamrotałam spod pierzyny. Shannon tylko zachichotała i zdarła ze mnie nakrycie.

— Przykro mi, Kim. Mama kazała cię obudzić. Jeśli się nie pośpieszysz, będziesz musiała jechać autobusem. — Po tych słowach mała wybiegła z pokoju, mocno zatrzaskując za sobą drzwi, przez co plakat znajdujący się na nich, prawie się oderwał.

Nie miałam zamiaru jechać autobusem. Nienawidziłam tego żółtego pojazdu wypełnionego ludźmi po brzegi. Gdyby jeszcze większość z nich miała w sobie choć odrobinę kultury, to może bym i przeżyła. Ale niestety, to tylko marzenia. Walka o miejsce siedzące to codzienność.

Zwlokłam się z łóżka i stanęłam przed lustrem. Standardowo: na głowie siano, pod oczami since, a na czole kilka wyprysków. Gdybym była "Kim przed wakacjami", miałabym to gdzieś. Poszłabym nawet do szkoły w pidżamie. Nic nie obchodziłoby mnie zdanie innych. Teraz jednak byłam "nową Kim", Kim, której zadaniem było udawać, że jest świetnie oraz w końcu zacząć wyglądać jak człowiek, żeby zwrócić na siebie czyjąś uwagę. Tak więc bez kolejnej porcji marudzenia, ubrałam się w białą koszulę i czarne rurki. Wykonałam poranną toaletę, po czym delikatnie się pomalowałam. Trochę tuszu, podkładu i korektora potrafiło zdziałać ze mną cuda.

Zadowolona z efektu zeszłam na dół do kuchni, gdzie unosił się zapach smażonych jajek. Mama stała przy kuchence, a Shannon czesała lalce włosy widelcem. Tata już od godziny pewnie siedział w pracy, nic nowego. Ostatnio dość często miewał jakieś ważne poranne spotkania. Na początku mnie to nieco zastanawiało, jednak z czasem przestałam w to ingerować.

— Zjesz trochę? — spytała mama, odwracając się w moją stronę.

— Nie jadam śniadań, mamo — mruknęłam, po czym zaczęłam bawić się jabłkiem leżącym w koszyku.

— Pomalowałaś się? — Rodzicielka spojrzała na mnie ze zdziwieniem, mierząc mnie od stóp do głów. Przewróciłam oczami i westchnęłam ciężko.

— Co w tym takiego dziwnego?

— No na przykład to, że nigdy tego nie robiłaś, słońce. — Mama zdjęła z siebie fartuch i nachyliła się nade mną, nadal poważnie się przyglądając.

— Klasa maturalna to chyba najlepszy czas, nie sądzisz?

— Masz tu trochę grudek od tuszu, a tu trochę nierównomiernie rozprowadziłaś podkład.

— Mamoo — jęknęłam, wstając od stołu.  Pomaluję się – źle, nie pomaluję – też źle. Tym ludziom ewidentnie nie szło dogodzić.

— Chciałam tylko pomóc — odparła, uśmiechając się przyjaźnie.

— Średnio ci to wyszło, wierz mi. Idę po torbę i zaraz jedziemy, tak? — upewniłam się.

— Tak, tak. Shannon, spakuj śniadanie. — Blondynka zamiast wykonać polecenie mamy, wpatrywała się we mnie z rozdziawionymi ustami. Nie za bardzo chciałam wiedzieć, co temu nieobliczalnemu dziecku chodziło po głowie.

Pokochać Liceum [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz