Lusia siedziała obok mnie z głową zwróconą w przeciwnym do mnie kierunku. Przez całą drogę do domu nie odezwała się ani słowem. Obiecałem sobie, że tym razem nie będę pierwszy wyciągał w jej kierunku ręki na zgodę. Okłamała mnie i to nie pierwszy raz. Mam prawo się z tego powodu na nią gniewać. Niech mnie przeprosi.
Zaraz po powrocie do domu, każde z dzieciaków udało się do swoich zajęć. Marcel poleciał do Melki. Powiedział, że u niej zje obiad. Jest dorosły. Niech robi co chce. Nikodem usiadł w fotelu z telefonem w ręku i korespondował jak się domyślam ze swoją dziewczyną. Agata całowała mebelki w swoim pokoju, gdyż bardzo się za nimi stęskniła. Jasio starał się przywiesić do lodówki swój przedstawiający penisa rysunek. Co robił Franek, tego nie wiem. Nie jestem w stanie wiedzieć wszystkiego o wszystkich. No, a Lusia zabrała się za przygotowywanie obiadu. Pomógłbym jej, bo zdaję sobie sprawę z tego, że przygotowanie posiłku dla tak licznej rodziny wymaga dużo pracy. No, ale co tam? Nie odzywa się do mnie - jej strata.
Gdy Lusia strugała ziemniaki, podniosłem się z fotela. Pomyślałem, że jednak sprawdzę, gdzie jest i co robi Franek. Poszedłem na górę, ale tam go nie znalazłem.
- Jasiu, gdzie jest Franciszek? - odezwałem się do swojego siedmioletniego syna.
- Nie wiem. Tata, a kupisz mi żółwia? - odpowiedział podnosząc głowę zza ławy.
- Masz trzy koty, dwa psy i chomika. Wystarczy zwierząt w tym domu - odpowiedziałem krótko i rzeczowo.
- Ja chcę mieć żółwia. My mamy w klasie żółwia... Każdy może się nim opiekować. Ja go głaskałem.
- Tak? Ale nie dmuchałeś go? - spytałem trochę po złości.
- Nie. Nie wiedziałem, gdzie ma dupkę.
Przygroziłem Jasiowi palcem, a on uśmiechnął się i usiadł u Nikodema na kolanach. Bez słowa klepnął go ręką w policzek. Mój najstarszy syn odłożył telefon na ławę.
- Co ty robisz? - zapytał.
Jasiu poraz kolejny uderzył Nikodema w twarz.
- Tata, wlepię mu na dupę. Mogę? - odezwał się do mnie Nikodem.
- A, rób jak uważasz.
Z założonymi na piersi rękoma patrzyłem, jak Niko stawia przed sobą Jasia i wymierza mu trzy szybkie aczkolwiek naprawdę porządne klapsy.
Mały popłakał się, ale dostał za swoje. Teraz chociaż będzie miał przed Nikodemem jakiś tam respekt.
Daniela obserwowała całą sytuację. Gdy tylko Jasiu pobiegł do siebie, zdecydowała, że jednak się do mnie odezwie.
- Zadowolony jesteś z siebie?! A ty, Nikodem, jesteś taki sam jak twój ojciec! Jak coś nie gra to najlepiej wlać na dupę i po sprawie!
- Mama, Jasiu już nie pierwszy raz walnął mnie rękę w twarz. Mam mu pozwalać na takie zachowanie? - odezwał się Nikodem.
Lusia wzruszyła ramionami. Pomarudziła coś tam pod nosem. Mnie z kolei przypomniało się, że nie wiem, gdzie jest Franek. Ubrałem kurtkę i wyszedłem na dwór. Franek siedział na tarasowych schodach. Bawił się z psami. Zawołałem go do domu.
- Tata, a Jasiu powiedział na panią Kasię, że jest głupia... - szepnął Franek, gdy rozbierałem mu kurtkę i buty.
- Kiedy tak powiedział? - spytałem.
- No do pani tak powiedział... Jak byliśmy w klasie...
Słowa Franciszka bardzo mnie zaskoczyły. Uważam, że nauczycielka moich chłopaków jest naprawdę miłą i ciepłą osobą. Nie wiem, dlaczego Jasiu tak bardzo jej nie lubi.
- I co jeszcze Jasiu powiedział do pani? - zapytałem Franka.
- Nic nie powiedział, ale narysował prawdziwego siusiaka.
Lusia przestała strugać ziemniaki. Umyła ręce, po czym podeszła do mnie i utkwiła we mnie swój wzrok.
- Ja z nim porozmawiam - odezwała się.
- Ta, jasne!
Ostatnie wypowiedziane przez mnie słowa wytrąciły Lusię z równowagi. Naprawdę się zdenerwowała. Rzuciła we mnie ścierką, która trzymała w ręce i pobiegła do sypialni.
No poszedłem za nią. Co miałem zrobić?
- Wyjdź. Chcę być sama - powiedziała krótko.
Podszedłem do niej. Usiadłem obok, a ona przesunęła się na drugi koniec łóżka.
Zupełnie tego nie planowałem. Jakoś tak samo wyszło, że przeprosiłem ją.
- Nie, to ja cię przepraszam - odezwała się.
- Tak? A za co? - spytałem.
Lusia wzruszyła ramionami. Uśmiechnęła się do mnie.
- Szymon, mi po prostu serce pęka z rozpaczy, gdy widzę, jak dzieciakom się obrywa - wyznała. - To dlatego przechowałam Jasia u siebie w księgowości.
- I dlatego mnie okłamałaś? - odezwałem się do niej. - Lusia, mów mi o swoich uczuciach, o tym, co ci się nie podoba, ale mnie nie okłamuj - powiedziałem wyciągając w jej kierunku swoją rękę.
No, zbliżyła się do mnie w końcu. Wziąłem ją w swoje ramiona, ucałowałem w ramię, a po chwili w usta. Oboje nabraliśmy ochoty na pieszczoty, ale to nie był dobry moment. Dzieciaki czekały na obiad, a jeszcze nie mieliśmy wstawionych ziemniaków.
Po kilku całusach oboje wróciliśmy do salonu. Nikodem od razu zauważył, że nastroje nam się jakby poprawiły.
- Już się pogodziliście? - spytał. - Jutro ma przyjechać tutaj moja dziewczyna. Byłoby fajnie, jakbyście nie stroili przed nią fochów.
Lusia uśmiechnęła się do Nikodema.
- Masz dziewczynę? Od kiedy? Opowiadaj! - zawołała rozpromieniona.
Mój najstarszy syn przeciągnął się.
- Ma na imię Wiktoria - zażartował. No, teraz rozumiem, co Marcel ma na myśli, kiedy mówi, że moje żarty nie są śmieszne. Z tego, co widzę z żartami Nikodema jest podobnie jak z moimi. Moje żarty bawią tylko mnie, a żarty Nikodema - tylko jego. Lusia na rację. Niko jest do mnie podobny. I dobrze.