Siedziałem w fotelu i poprawiałam zaległe sprawdziany swoich uczniów, ale gdy zobaczyłem, że Jasiu kręci się po w salonie i spogląda w moją stronę, odłożyłem papiery i przywołałem go do siebie.
- Co Jasiu? Chciałeś pogadać o żabie? - odezwałem się do niego.
Mały kiwnął głową i usiadł na kanapie.
- Jakbym miał żabę to bym jej nie dmuchał - odezwał się do mnie. - By była moim zwierzątkiem... Marcel ma Misia, Nikodem Monsterka...
Znałem tę jego wyliczankę na pamięć, więc przerwałem mu w połowie zdania.
- Chodź do mnie - powiedziałem.
No, podniósł się z kanapy i pośpiesznie usiadł u mnie na kolanach.
- Chcę żabę - rzekł patrząc mi w oczy.
- Jasiu, okej, zgodzę się na to, żebyś miał własne zwierzątko, ale niech to nie będzie żaba. Przecież ty ją zadmuchasz na śmierć...
Mały uśmiechnął się do mnie.
- Nie zadmucham. Będę uważał z dmuchaniem...
No, pocisnął po całości. Zdjąłem go z kolan i ledwo powstrzymałem się od wymierzenia mu klapsa.
- Zejdź mi z oczu, mała żabo - powiedziałem do niego.
- Tata, no! Ja nie jestem żabą. Ja chcę prawdziwa żabę!
- Zmykaj. Wrócimy do tematu, jak trochę zmądrzejesz.
Mały naburmuszył się i pobiegł na górę. Straciłem chęć na poprawianie sprawdzianów, więc poszedłem zajrzeć do Agatki. Wciąż była na mnie obrażona, a od jutra miała jechać do babci na wychowawcze wakacje. Nie chciałem rozstawać się z nią w gniewie. Zapukałem do pokoju tej małej złośnicy, usłyszałem tupot jej bosych nóżek. Otworzyła przede mną drzwi.
- Witaj wasza wysokość - odezwałem się do niej.
Agata spojrzała na mnie z byka, ale po chwili chwyciła mnie za rękę i podprowadziła do łóżka.
- Jak chcesz to możesz pobawić się ze mną lalkami - odezwała się.
Jej nagła zmiana w stosunku względem mnie nieco mnie zaskoczyła. Spodziewałem się z jej strony agresji, a tu proszę! Usiadłem na łóżku jej królewskiej mości i wówczas wszystko stało się jasne.
- Tata, bo jak ubierałam Julkę to musiałam jej głowę wyciągnąć i nie umiem jej teraz założyć - powiedziała trzymając w jednej ręce gumowe ciało lalki a w drugiej jej głowę.
Uśmiechnąłem się i szybko wykonałem na lalce dość skomplikowaną operację. Julka w trzy sekundy odzyskała dawną sprawność a ja zyskałem sobie łaskę księżniczki Agatki, która do kolacji nie dawała mi wytchnienia. Musiałem się z nią bawić, ale co tam! Mam tylko jedną córkę, a że rozkapryszoną, trudno. Jutro jedzie do babci, to może ta nauczy ją dobrych manier.
O osiemnastej Lusia przybyła z odsieczą. Zawołała nas na kolację. Wziąłem Agatę na ręce i poszedłem wołać młodsze dzieci.
Jasiek i Franek siedzieli na podłodze. Zapakowali Czopka w plastikową piłeczkę i kulali ją do siebie. I ja mam się zgodzić na kolejne zwierzę?
- Chłopaki, ale co wy robicie? - odezwałem się do swoich synów.
Franek się zawstydził. Jasiu chwycił piłeczkę i ukrył ją za swoimi plecami.
- Tata, nie widzisz? Grają w Czopka - odezwała się Agatka.
- No widzę właśnie. Jasiu, oddaj mi tę piłkę - zwróciłem się do starszego z bliźniąt.
Mały podał mi do ręki piłkę. Uwolniłem Czopka i wsunąłem go do klatki.
- Tata, nieładnie, że chłopaki grali w Czopka - szepnęła Aga.
- No, nieładnie. Franek, spójrz na mnie - zwróciłem się do syna. - To twój chomik i jesteś za niego odpowiedzialny. Jeśli jeszcze raz zobaczę, że dzieje mu się krzywda, zabiorę Czopka wraz z klatką do siebie do sypialni i oboje będziecie mieć zaraz brania go na ręce. Zrozumiał jeden i drugi?
Chłopaki popatrzyli na mnie smutno. Pokiwali głowami.
- A teraz jest kolacja. Proszę myć ręce i siadać przy stole - dopowiedziałem stawiając Agę na jej małych nóżkach. Maluda poleciała z chłopakami na dół. Pokierowałem się w stronę salonu. Gdy tam dotarłem, Nikodem i moja żona siedzieli już przy stole.
- A gdzie Marcel? - odezwałem się patrząc na swoje najstarsze dziecko.
- Pewnie u Melki - odpowiedział.
Opłukałem ręce nad kuchennym zlewem, a po chwili do salonu wbiegła trójka maluchów. Dzieciaki rozsiadły się przy stole. Agata zajęła miejsce obok Nikodema. Jasiu spoczął na miejscu Marcela, a Franek obok Lusi.
- Dzisiaj na kolację żabie udka - rzekł Nikodem przykładając swoją rękę do głowy Jasia. - Co nie, mistrzu?
Mały uśmiechnął się.
- Żabi śluz - szepnął.
- Chłopaki... Nikodem, bądź mądrzejszy - odezwała się Lusia.
Jasiu sam posmarował sobie chleb miodem. Całe rękawy miał klejące, ale to nic. Będzie miał nauczkę na przyszłość, żeby siadać do kolacji w koszulce z krótkim rękawem.
- Tata, posmarować ci? - spytał po chwili.
A co tam? Wsunąłem na talerz Jasia skibkę posmarowanego masłem chleba. Mój syn starannie nałożył na to łyżkę miodu, a później rozsmarował ją w taki sposób, że chleb wręcz opływał słodką masą.
- Proszę - rzekł oblizując swoje palce.
Podwinąłem rękaw od koszuli i chwyciłem kanapkę.
- Dzięki, synek - zwróciłem się do niego.
Mały uśmiechnął się.
- Jasiu, zrobisz mi też z miodem? - odezwała się Agatka.
Mój synek pokiwał głową i wziął się do roboty. W sumie każdy z nas zjadł tego wieczora kanapkę przygotowaną przez Jasia. Szkoda, że nie było z nami Marcela. Uśmiałby się obserwując minę Janka w momencie smarowania chleba miodem.
Jasiu i Nikodem to chyba najwięksi komicy z całej naszej rodziny. Obaj potrafią robić takie zabawne miny, a gdy są na czymś skupieni, tak śmiesznie marszczą brwi. Udane te nasze chłopaki.