Poszliśmy z Nikodemem za szkołę na trybuny. Opowiedziałem mu o tym, co w dniu wczorajszym miało miejsce w naszym domu, o tym, co Jasiu zrobił z moim zeszytem, jak go ukarałem i co mnie potem za to spotkało z rąk taty. Niko nie mógł uwierzyć w to, że dostałem wciry od ojca. Jestem już dorosły a tata potraktował mnie jak smarkacza.
Mam nauczkę. Nigdy więcej nie podniosę ręki na Jasia, na Franka ani na Agatę. Jak coś zbroją zaprowadzę ich do rodziców i tyle.
- Wiesz Marcel, ja się w sumie tacie nie dziwię, że cię zlał - rzekł do mnie Nikodem. - Jakbyś dał małemu klapsa, tata nic by ci nie powiedział, ale kablem? Przegiąłeś i to porządnie.
- A Jasiu nie przegiął?
- Jasiu ma siedem lat i niestwierdzone ADHD. Powinieneś być dla niego bardziej wyrozumiały.
- Ciekawe, czy byłbyś taki mądry, gdyby chodziło o twój zeszyt z matmy.
Niko spojrzał na mnie i uśmiechnął się. Nie rozumiałem, co go tak bawi.
- Marcel, ujmę to tak... Ja jakbym był na twoim miejscu kupiłbym sobie nowy zeszyt, starego bym nie przepisywał, bo po co? Za pół roku matura, a potem i tak wywalisz wszystkie swoje zeszyty do śmieci. Pogryzdolił ci zeszyt. Też mi coś!
- Może właśnie ten zeszyt chciałem zachować sobie na pamiątkę...
- Głupi jesteś. A jeszcze cię o jedną rzecz zapytam... Jakby to Franek pogryzdolił twój zeszyt, też byś go tak sprał?
Zwiesiłem głowę na dół. Zamyśliłem się.
- Marcel, ja nieraz słyszałem jak tata z mamą rozmawiali o tym, że nie podoba im się to, jaki masz stosunek do Jasia.
- Jasiu to menda.
- Głupoty gadasz... Czepiasz się go o wszystko, a to naprawdę fajny dzieciak.
- Sadysta i morderca żab - odparłem.
Podnieśliśmy się z trybun i poszliśmy w stronę chodnika. Nie chciało nam się iść na wuefy, toteż jednomyślnie postanowiliśmy pójść do szkoły dopiero na trzecią lekcję.
- A Agata nie tęskni za nami? Jak jej się podoba u babci? - zapytałem.
Niko przeciągnął się. Uśmiechnął się do mnie.
- Podoba jej się. Całymi dniami szyje z babcią sukienki dla lalek. W sobotę byliśmy w trójkę w stadninie koni. Myśleliśmy z babcią, że Aga się odważy przejechać na kucu, ale to mały tchórz. Jak przyszło co do czego, zaparła się nogami i powiedziała, że się boi.
- A ty wsiadłeś na konia? - spytałem.
- Pewnie... I tak mi się spodobało, że wczoraj zabrałem tam Marysię. Kupimy sobie karnety i będziemy jeździć konno jak królewska para.
- Dobry jesteś! - zaśmiałem się.
Niko uśmiechnął się.
- Pewnie jak zwykle jesteś spłukany, więc zapraszam cię na hot-doga - odezwał się do mnie.
Perspektywa zjedzenia parówki w bułce przypadła mi do gustu. Weszliśmy do baru. Zamówiliśmy co trzeba, jeden hot-dog z sosem barbecue, drugi z musztardą.
Mieliśmy już wychodzić, gdy nagle naszym oczom ukazała się Gośka, najlepsza kumpela byłej dziewczyny Nikodema. Laska podeszła do nas.
- Siema chłopaki - odezwała się. - Wy nie w szkole?
- A co? - rzekł Nikodem. - Jakiś problem?
- Nie, wyluzuj. Wiesz, co u Wiktorii? Siedzi w kiciu. Posiadanie i handel narkotykami, potem jazda pod wpływem, spowodowanie wypadku, nie udzielenie pomocy, ucieczka z miejsca wypadku... Trochę posiedzi... A co u ciebie?
- Nic. Hot-doga jem - rzekł Niko.
Mój brat to potrafi dostosować poziom rozmowy do horyzontów intelektualnych rozmówcy. Szok normalnie.
- A poza tym? - dopytywała się Gośka.
- Poza tym nic nie jem... Wodę mam w plecaku do picia.
- Ej, Gośka, a ciebie nie zamknęli za prochy? Wszyscy w szkole gadają, że jesteś narkotykową dilerką - odezwałem się.
- Ja? Proszę cię! To Wiktoria sprzedawała dzieciakom narkotyki. Chciała mnie w to wrobić, ale jej się nie udało...
- Ta, jasne! - odparłem. Dobrze wiedziałem, że obydwie z Wiką są siebie warte.
- A ty, Nikodem, nieładnie, że wypiąłeś się na Wiktorię. Odwiedziłeś ją chociaż z raz w areszcie? - odezwała się Gośka po chwili.
- A po co? - rzekł mój brat. - Nie znam jej.
- Jak nie znasz? - napstroszyła się.
- Normalnie. Nie wiem o kim mówisz.
Niko to naprawdę ma swój świat. Zawsze był trochę dziwakiem. Myślałem, że z tego wyrośnie, ale nie wyrósł.
- Miło się z tobą gada, ale czas na nas - rzekł po chwili.
W sumie było mi to bardzo na rękę, bo nie przepadam za tą całą Gośką. Przeraża mnie tatuaż, który szpeci jej szyję. Oblech. No i odpycha mnie jej woda toaletowa. To taki zapach przypominający mleczko kokosowe połączone z mydłem. Ble.
Poszliśmy z Nikodemem w stronę parku. Bałem się, że wspomnienie Wiktorii wywoła w jego głowie burzę emocji, ale nie. Niko olał temat, co dowodzi, że już się w niej całkowicie odkochał.
- A zadania z matmy zrobiłeś? - zwróciłem się do niego.
- Ej, nie! - zawołał. - Zły wynik mi wychodził i dałem sobie z tym spokój, a ty?
- A ja zrobiłem - odparłem.
- Jo? Daj odpisać!
Usiedliśmy na ławce. Dałem bratu swój zeszyt z matmy. Otworzył go na ostatniej zapisanej stronie. Jego oczom ukazał się rysunek, którego autorem jest Jasiu.
- No, ma chłopak talent... Po tobie...
- Tak, po mnie! - uniosłem się. - Ja nigdy nie rysowałem takich rzeczy...
- No, i Jasiu pewnie też już nigdy więcej czegoś takiego rysował nie będzie - westchnął Nikodem.
- No, pewnie masz rację...