Było już naprawdę późno, gdy do mojego pokoju wszedł Jasiu. Pozwoliłem mu trochę pograć na swoim kompie. Małemu w końcu też coś się należy od życia...
- A wiesz, że pan Janek jeszcze nie pojechał? - odezwał się do mnie Jasiu.
- Jak nie? Jeszcze tu siedzi? - zdziwiłem się.
- No, pije z tatą piwo.
Pogłaskałem małego po włosach i polazłem na dół sprawdzić, czy ojciec Melki rzeczywiście zapuścił korzenie w naszym domu. Od jego przyjazdu minęło już chyba z pięć godzin.
Schodząc po schodach potknąłem się o metalowe autko marki Volkswagen Passat. Spadając, walnąłem głową o plastikową betoniarkę. To ja pozwalam małej mendzie grać na moim kompie a on na mnie zasadzki robi?
Podniosłem się z podłogi. Tata i pan Janek porządnie dali sobie w czub. Z ekspresją i charyzmą dyskutowali na temat swoich samochodów.
- Szymuś, ja kupię od ciebie tego Volkswagena i jeszcze ci, słońce ty moje, dopłacę! - rzekł pan Janek. KUPIĘ I DOPŁACĘ - taki tekst to tylko w alkoholu przechodzi przez gardło.
- Słuchaj mnie, przyjacielu! Ja ci to auto dam!
- Super tato, ciekawe, czym będziesz jeździł do pracy - odezwałem się siadając obok ojca. Prostując nogi pod stołem obaliłem dwie butelki po wódzie. No, nieźle. Jeśli oni we dwóch obrócili dwie flaszki wódki, to ja się nie dziwię, że tu takie transakcje się odbywają.
- Marcelek, tu są poważne rozmowy - rzekł tata.
- No, ja widzę...
Polewkę miałem z nich. Myślałem, że trochę się ponabijam, ale wówczas pan Janek przypomniał sobie, że przespałem się z Melką.
Walnął pięścią w stół. Z początku nie wiedziałem o co mu chodzi, ale po chwili zaczął płakać i wszystko stało się jasne.
- Moja córeczka! Schańbiłeś ją, gnoju!
No, wiadomo, w wódce różne rzeczy się mówi. Nie mam żalu do teścia o tak obraźliwy tekst. Biorę to na klatę.
- Nikogo nie schańbiłem. Sama chciała - odezwałem się, a pan Janek jakoś tak chyba odruchowo chwycił mnie za kołnierz od mojej froterowej koszuli. Pociągnął mnie z taką siłą, że zaryłem brodą o stół, bo tak się składa, że siedziałem naprzeciw niego. Tak mnie trzasnął w policzek raz i drugi, że aż mi łzy w oczach stanęły. Tata w ogóle na to nie reagował, bo szukał czegoś pod stołem. Całe szczęście, że pan Janek się opamiętał i mnie puścił.
No, odechciało mi się siedzieć z meliną. Poszedłem na górę. Zajrzałem do Franka. Tak, jak przypuszczałem, mama leżała z nim na łóżku i czytała mu do snu bajkę z cyklu TOMEK I PRZYJACIELE.
- Marcelek, przyślesz Jasia do spania? - odezwała się do mnie.
- Tak, jasne - odpowiedziałem.
Miałem już wyjść z pokoju, jednak przystanąłem na chwilę.
- Mamuś, pan Janek się trochę zasiedział... Może zrobię mu spanie w salonie, co? - zapytałem.
Nie wiem, jak mi to przyszło do głowy. Tak jakoś, spontanicznie.
Mama uśmiechnęła się do mnie życzliwie.
- Dzwoniłam do Emilii. Oliwer przyjedzie po ojca - powiedziała.
Kiwnąłem głową i wyszedłem z pokoju chłopaków. Odstawiłem Jasia do spania. Postanowiłem, że nie będę robił sprawy z tego, że omal nie zabiłem się o jego autka. Pewnie nie zostawił ich na schodach specjalnie... On jest taki nierozgarnięty - za Nikodemem to ma.
No i tyle. Było późno. Poszedłem spać. A pan Janek niech nie myśli, że my z Melką złożymy sobie śluby czystości... Jego niedoczekanie.