Romeo i Julia

1.3K 96 19
                                    


Drobne dreszcze przeszły przez ciało dziewczyny, kiedy naga stopa stanęła na zimnej posadce. Przyjemnie ciepła woda, przeistoczyła się w niesłychanie mściwą, lodowatą ciecz, która jedynie prowokowała do morderstwa z zimną krwią. Tak też się stało. Szorstki ręcznik zatarł ślady, po pozbyciu mściwych kropel. Teraz cała sytuacja nabrała zupełnie innego wydźwięku. Drobne ciało dziewczyny, zostało nonszalancko nakryte ciepłym szlafrokiem, wywołując drobny uśmiech na smukłej twarzyczce. Aktualnie wojowało bezwzględne ciepło, wprowadzające nadzwyczaj przyjemną atmosferę. Pierwszy raz (T/I) poczuła się bezpiecznie i domowo. Już nasty hotel, kolejny kraj a ona dopiero teraz zaznała smaku rozkoszy, rozpieszczenia. Co prawda, nie był to pokój na skale 5 gwiazdek, jednak ledwo działający gramofon przy którym znajdowała się masa winyli, zdecydowanie nadrabiał wypukłe niedogodności. Patrząc w lustro próbowała zaakceptować siebie i dostrzec te największe zalety, dzięki którym mogłaby uzyskać szanse na świetlaną przyszłość. Powoli zanikała. Coś ją pożerało. Uderzały wspomnienia, niwelujące tak rzadko spotykane pozytywne czyny. Kroczyła ścieżką do nikąd. Gniła. Od kilku lat powodziło jej się w kartach, jednak kariera jak i miłość ledwo kroczyły. Ucieczka w nieznane zapoczątkowała samoakceptacje lecz zaszczepiła silne zmartwienia. Zaczepione o kostki, ciągnęły ją na samo dno szepcząc obrzydliwe obelgi. Im dłużej stała obserwując swoje odbicie, tym szybciej ładowało się wewnętrzne zimno.

Koniec.

Wyszła z toalety, błyskawicznie sięgając po nową paczkę papierosów. Pierwszy raz niesłychanie zapragnęła poczuć rozpływający się dym wewnątrz jej zniszczonych płuc. Kiedyś wzorowa uczennica, teraz nieokrzesana artystka poszukująca idealnego miejsca. Samotne życie może nie było usłane różami, jednak posiadało urok, mało dostępny urok. Głośno westchnęła, doznając ponownego psychicznego nacisku. Zapomniała o wcześniejszych rozterkach, niepewnie stawiając pierwsze kroki na małym balkoniku z jednym krzesełkiem.

Najważniejsze!

Dech w piersiach nie zabrał jej dym papierosowy, Oh nie. Obraz jaki stanął przed oczami dziewczyny, uderzył niespodziewanie zabierając zdolność mowy. Przepiękny Paryż. Oświetlone uliczki, urokliwy zamęt na biedniejszych ulicach a w tle lśniąca, przereklamowana wieża Eiffla. Zamarła. Teraz poczuła całkowite spełnienie, zapewniające wcześniejszą pustkę. Nie odrywając wzroku od przepięknego widoku, włożyła grubego papierosa do ust następnie go podpalając.

Teraz! Teraz czuła euforię! Ekstazę. Wizualnie przeniosła się w czasie do przepięknego, starego Paryża, który lśnił dopracowaniem i zwyczajną perfekcją. Niczym aktorka w komedii romantycznej z lat 90, wypuściła dym, delikatnie przymykając oczy. Rozkosz ciszą, dopełnieniem, ułożeniem wszystkich puzzli.

Nie.

Jednak nie. 

Coś zaburzyło cały kadr, wdarło się niesłychanie bezczelnie i stworzyło obskurną otoczkę. Balkon, który delikatnie zakrywał niewielką część wieży, przyjął nieproszonego gościa, bezczeszczącego przepiękne ujęcia. Wysoki chłopak nonszalancko odpalił papierosa, wprowadzając dziewczynę w lekki stan obrzydzenia. Oboje w ciszy smakowali rozpalającej śmierci, próbując nie zwracać na siebie uwagi. Pękli. Drobne, nieśmiałe spojrzenia łagodziły pogląd (T/I), zaczynającej czerpać przyjemność równie z jego obecności. Sprawy nabrały zupełnie innych barw. Cieplejszych. Drobne uśmiechy między wydechami, wywoływały wewnętrzne uniesienie. Rozpalający akcent.

— Dobry wieczór. — jego głos. Jego głos był niespodziewanie łagodny. Kąciki ust poszły w górę a drżenie zdążyło rozejść się po ciele.

— Dobry wieczór.

Zapadła cisza, jednak dyskretne spojrzenia nie ustały. Kiedy zdołali nawiązać kontakt wzrokowy oboje parskali cichym śmiechem, następnie szybko odwracając wzrok. Mimo braku uwagi, uśmiech pozostawał. 

— Nie chce zabrzmieć jak napalony mężczyzna, ale wygląda pani dosyć intrygująco.

— Tak? — śmiech zaburzył wymaganą powagę. Zgasiła papierosa, lekko unosząc brwi. — Pan za to wyglada niesłychanie zwyczajnie.

— Przeciwieństwa się przyciągają.

— I jest zbyt pewny siebie! — wielki uśmiech udzielił się obojgu, zachęcając do ciągnięcia niezręcznie-ciekawej rozmowy. — Cóż za osobowość.

— Cóż za wniosek.

— Trafny.

— Skądże.

— Ujdzie?

— Oj, padnie.

— Dobra, stop. — (T/I) zakryła usta dłonią, próbując pohamować narastającą chęć na niezręczne parsknięcie śmiechem. — Czuje się jak w dramacie Szekspira.

— Scena balkonowa? — odpalił kolejnego papierosa. Jego niesforne loki zasłaniały niewielki kawałek twarzy, tworząc jeszcze ciekawszy obraz. — Mogę coś wyrecytować.

— Obejdzie się. — drobny uśmiech ozdobił twarz dwudziestolatki, przyprawiając chłopaka o dreszcze. Nie potrafili tego dostrzec, jednak oboje władali zwinnym flirtem, szukając idealnego dopasowania. — I tak będę się zbierać, zatem muszę pana opuścić.

Zgaszenie papierosa wywołało u ciemnowłosego niesamowite parcie, niespodziewany impuls, którego nigdy wcześniej nie doświadczył. Gwałtownie wstał z krzesła zwracając uwagę nieco rozbawionej palaczki.

— Może jutro? Chętnie wyrecytuje parę monologów przy miłym spacerze.

— Może. — posłała mu delikatny uśmiech, mimo niewytłumaczalnego szaleństwa, które zaistniało we wnętrzu jej głowy. — Dobranoc, Romeo.

— Dobranoc, Julio.

Jak zjebalam to pisac

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Jak zjebalam to pisac

√ Imagines || Finn WolfhardOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz