Nadzieja

1K 92 33
                                    


Przyjaźnili się. Darzyli jedynie błahą przyjaźnią, której nikt nie mógł zakwestionować. Biło od nich czystą aurą, przyciągającą spojrzenia zaciekawionych znajomych jak i zupełnie obcych ludzi. Za każdym razem gdy brał ją na koncert, obserwowała podniecone fanki, mające iskierkę nadziei, że obdarzy je zupełnie innym spojrzeniem. Sprzecznym. Kiedy decyzja zostawała podjęta dzięki czemu postanowiła wyjrzeć przez kotarę bądź poprowadzić konwersacje z przyjacielem: zostawała obrzucana znienawidzonymi spojrzeniami. Momentami czerpała satysfakcję, momentami miała tego serdecznie dosyć.

Ile można wlec się za Calpurnią, tylko dlatego, żeby wesprzeć znajomych, którzy tak czy inaczej poświęcają ci zero jakiejkolwiek uwagi. Oh, racja. Kiedy Wolfhard czuł lekkie znudzenie, fatygował się do niej i rozpoczynał piękny monolog narzekania. Emitowała wyczerpaniem. Pytanie brzmi: Dlaczego?

Odpowiedz jest prosta: Finn zaczął zabierać nową koleżankę, koleżankę, która świata poza nim nie widziała.

(T/I) miała dosyć.

Znużona siedziała na kanapie, obserwując jak wszyscy skaczą wokół Iris, dając jej złudną nadzieje. Zbyt dobrze ich znała. Zbyt dobrze go znała. Przynajmniej tak sobie wmawiała.

Jednak mimo ciągłych narzekań, nadszedł dzień wybawienia, który wraz ze sobą przywlekł czyste zło. Dziewczyna zdążyła wkupić się w łaski przyjaciół Finna, którzy szczerze ją polubili. Dany dzień był jednym z tych, gdzie wspólnie imprezowali.

Zero prasy, zero natarczywych fanek, zero blasków fleszy.

Zwyczajna impreza.

- Nadal trzymasz się tego, że nie podoba ci się Finn? - delikatny głos Millie zwrócił uwagę dziewczyny, która gwałtownie oderwała wzrok od ciemnowłosego aby móc z czystym sumieniem rozpocząć falę zaprzeczeń.

- Ponieważ mi się nie podoba.

Popowa muzyka przemieniła się w delikatny jazz, czego winowajcą był temat ich bezsensownej rozmowy. Ludzie ignorowali fakt, że na samym początku Noah prosił o szanowanie mebli czy powstrzymanie się z paleniem w środku. Popłynęła dobra muzyka, wypłynęło sprzeczne zachowanie. Obie dziewczyny ponownie wróciły do chłopaka, który wraz z Grazerem rozpalał cygaro. Przyjemny ścisk zapanował nad jej żołądkiem gdy skrzyżowali spojrzenia. Płonęła.

- Bzdura.

Odwróciła wzrok.

- Millie, poważnie. - odparła, chcąc powstrzymać denerwujący uśmiech znajomej. Miała dosyć wymawianych bredni. Byli jedynie dobrymi przyjaciółmi, którzy raz na jakiś czas złamią pewne zasady. - Zresztą, on chyba kręci z Iris.

Dziewczyna zmarszczyła brwi, hamując nagłą chęć parsknięcia śmiechem. Co za absurd. Istny absurd.

- Tak, Iris. - prychnęła. - Błagam, prędzej uwierzę, że ma coś do Jacka niż do tego beztalencia.

- Za każdym razem kiedy ona przychodzi zaczyna mnie olewać. - wytłumaczyła, czując coraz większe poirytowanie. - Jestem dla niego jak pierdolone powietrze.

Brown głośno westchnęła, niepewnie zerkając w stronę Wolfharda, który nonszalancko usiadł na fotelu. Jego chude palce muskały ekran smartfona a delikatny uśmiech co jakiś czas iskrzył. Chwile później rozbrzmiał dzwonek wydobywający się z telefonu krótkowłosej.

FINN
23:50
I co?
Lubi mnie?

FINN 23:50I co? Lubi mnie?

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
√ Imagines || Finn WolfhardOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz