Chorowitek

30 4 0
                                    

Odkąd pamiętam zawsze dużo chorowałam. Ledwo zdążyłam wyzdrowieć, a już coś innego mnie brało. Co za tym idzie często nie było mnie w szkole. Dziwnym trafem chorowałam zawsze wtedy, kiedy miała być jakaś uroczystość, przedstawienie z moim udziałem. Zazwyczaj mama dowoziła mnie nie samo przedstawienie. "Za moich czasów", tak musiałam użyć tego określenia, dożywianie było nieprestiżowe, typu sucha bułka i soczek. Często dawali nam takie rogale posypane makiem, po prostu zakochałam się w nich, zresztą jak każdy. Co dziwne ich wnętrze smakowało dżemem truskawkowym, zawsze było to zagadką skąd bierze się ten smak. Wracając do głównej myśli, często nie było mnie w szkole, a za dożywianie się płaciło, więc mama mnie wypisała. Jak się o tym dowiedziałam dopadł mnie "foch forever" i nie chciałam w domu niczego jeść. Bunt sześciolatki można powiedzieć. A jak przekupić dziecko? Kupić mu trochę słodyczy i to załagodzi wszystko dosłownie wszystko. No to podstępna mama nakupiła dziecku Kinder niespodzianek i innych słodyczy. I ja będąc już zdrowa, przyszłam do szkoły z tym (nie)zdrowym żarełkiem. I również ja, dziecko sukcesu i pochwał mówię do naszej nauczycielki : " Widzi pani mama mi kupiła". Natomiast ona miała utarte powiedzonko na takie chwalące się dzieci : " To mama pewnie worek pieniędzy wydała". Śmieszne to było, przynajmniej dla mnie. I tak samo odpowiedziała mi i tym razem. Jak koledzy z zerówki (słodyczożałoki) zobaczyły moje zapasy na dzień zmagań w tym więzieniu oświaty, to rzucili się do mnie jak ludzie z Lidla na bożonarodzeniowe karpie. Jedyne pytanie : "Dasz?". Byłam również dobrodusznym dzieckiem, no to dałam, wiadomo family friendly i te sprawy. Jak ci wszyscy dostali dożywianie nikt nie raczył mi dać połowy tego jakże najlepiejsiejszego rogala. Morał z tego taki: Choćbyś był najmilszym człowiekiem na ziemi, inni i tak cię zrobią w ch**a.

My school's story ✌️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz